[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uznano by, że nie jesteś godny nosić miana lorda Camareen.Musiszwszakże znać cenę władzy.Twoja walka dopiero się rozpoczęła, synu.Ból, któryodczuwasz, powróci jeszcze nieraz w przyszłości.- Pogładziła go po policzku,tak jak to robiła, gdy był dzieckiem.- Idz już.- szepnęła.-Odłóż na bokwszystkie myśli o bólu i cierpieniu, krwi i śmierci.Idz i spłodz silnego synadzisiejszej nocy.Valko zmusił się do zapanowania nad sobą, odszedł od stołu i odszukałdziewczynę czekającą na niego u wylotu korytarza prowadzącego do jegokomnat.Objął ją ramieniem w pasie i przytulił, ale gwałtownie, łapczywie,bez delikatności.Potem ujął ją za rękę i powiódł do swojej sypialni.Obiad smakował dziwnie.Pug siedział u szczytu stołu, Martuchnaprzeciwko niego.Odziani w śmieszne stroje Ipiliacy poruszali się wokół nichbezszelestnie, roznosząc dania i zabierając puste naczynia, dolewając dopucharów z dzbanów, a wszystko to bez jednego słowa.Martuch uparł się, by jadali tak przez cały tydzień przed wyjazdem, gdyżjak twierdził, tylko w ten sposób szybko przywykną do kuchni Dasatich.- Na Kosridi potrawy będą nieco inne, ale te przypominają je na tyle, żegdy skosztujecie czegoś typowego, nie zareagujecie podejrzanie dla otoczenia.Ci, którzy nas obsługują, udają pomniejszych, więc przyglądajcie się im uważnie.Zapewne nigdy nie zasiądziecie przy stole takim jak ten, gdyż tak jadają tylkowojownicy.Kobiety i mężczyzni spożywają posiłki przy jednym stole wyłączniena osobności, najczęściej po spółkowaniu.Pug kiwał głową.Martuch był wzorowym nauczycielem; w umyśleprzechowywał miliony faktów na temat stylu życia Dasatich.Pug nie wyobrażałsobie, aby mogli trafić na lepszego przewodnika.Od tygodni szkolili dasatiański i dopracowywali następującą historyjkę:byli trzema uzdrawiaczami na usługach Martucha, a młody wojownik Bek byłsynem pomniejszego lorda z nic nie znaczącego bractwa, odbywającympielgrzymkę do miasta TeKarany na Omadrabarze, co się zdarzało, zwłaszczajeśli młodzieniec czuł inklinację do stanu duchownego.W stolicy imperium staławielka świątynia Jego Mroczności, gdzie, jak utrzymywał Martuch, mieszkałżyjący bóg i skąd emanowała wszelka siła.Pug martwił się o Beka, choć Nakor przekonywał, że zdoła go utrzymać nawodzy.Ralan Bek zdawał się całkiem kimś innym tutaj na Delekordii i Pugzaczynał już rozmyślać, jakie zajdą w nim zmiany, gdy dostaną się do drugiegowymiaru.Na ich oczach zamieniał się w Dasatiego.Wystarczyło mu powiedziećcoś tylko raz, a on chwytał w lot każde wyjaśnienie i odtąd zachowywał siębezbłędnie.Nakor od samego początku sugerował, że coś obcego, groznego, możenawet powiązanego z Bezimiennym pomieszkuje w Beku.Mogło być jednak tak,że cała ta ciemność pochodziła od Jego Mroczności, boga Dasatich.Puganiepokoiła tak duża liczba niewiadomych, ale wiedział przynajmniej, że onprzeżyje - jak inaczej wysyłałby sobie wiadomości z przyszłości?Najbardziej obawiał się o Magnusa i Nakora, wiedział bowiem w głębiserca, że układ zawarty z Lims-Kragmą, gdy bliski śmierci leżał wpawilonie bogini, nie był czczy.Miał być świadkiem śmierci wszystkich, którychkochał, nie wyłączając własnych dzieci.Od tamtej pory każdego dnia modlił się oto, by jeszcze nie dziś rozpoczął się jego ból.Teraz jednak musiał brać pod uwagęto, że może podczas tej misji stracić swego syna i nawet Nakora.Pug odłożył na bok te puste rozważania, zdając sobie sprawę, żezamartwianie się czymś, na co nie ma wpływu, jest zwykłą stratą energii -zarówno mentalnej, jak i emocjonalnej.Poza tym jako członek Konklawe Cienidobrowolnie zgodził się wiele zaryzykować dla większego dobra.Nic jednak niebyło w stanie zmniejszyć jego obaw.Martuch miał odgrywać mentora młodego Beka, wojownikazaprzyjaznionego z nieistniejącym ojcem" młodzieńca.Sojusze Dasatich byłytak skomplikowane, tak wielopoziomowe ze swej natury, że nikt opróczfacyliatorów pracujących w Sali Przodków nie był w stanie znać wszystkichlordów, rodów, klanów i stowarzyszeń.W związku z tym Pug miał do Martucha pytanie.- Powiedziałeś nam, że przyjmiesz rolę jezdzca Sadharynu.Czy to twojaprawdziwa rola czy udawana jak nasze?Stary wojownik skinął głową.- Jestem członkiem tego stowarzyszenia.Przekonacie się, że jest onoszanowane i ma długą i chlubną historię.W jego szeregach znajduje się obecnienajwięcej sprzymierzeńców naszej sprawy.- Sięgnął po owoc pomby, rozerwałgo kciukami i wgryzł się w soczysty miąższ.- Szpiedzy Jego Mroczności wieleby dali za tę informację - dodał, patrząc prosto na Puga.- Wyjawienie, że choćjeden jezdziec Sadharynu sprzyja Białemu, byłoby początkiem końca tegobractwa wojowników.Rezydujący w odległym Omadrabarze TeKarana mógłbynawet zarządzić zniszczenie całego regionu Kosridi, byle mieć pewność, że infekcja" została zduszona w zarodku.Zginęłyby tysiące.- Białego? - przerwał mu zaciekawiony Pug.- Czym bądz też kim jestBiały?Martuch odparł:- To długa historia czy raczej cała seria długich historii.Na razie powiemtyle: w zamierzchłej przeszłości wszechświatem rządziły dwie siły: Czerń i Biel.- Czyli.- Nakor pokiwał głową.- Zło i Dobro.- Wy tak je nazywacie - wzruszył ramionami Martuch.- Ja nadal nie wpełni opanowałem znaczenie tych pojęć, choć przyjmuję do wiadomościich istnienie.Dasati od małego słyszą o Białym jako o czymś, czego należysię bać, jakby był to robak toczący zdrowe ciało naszego świata.W dzieciństwie,gdy coś przeskrobałem, często słyszałem od matki, że trafię do Białego.-Roześmiał się na to wspomnienie.- Ciekawe, co by teraz powiedziała.-Odłożył nóż, mówiąc: - Biały to nie tylko organizacja, ale również wiara, gorącanadzieja, że w życiu chodzi o coś więcej niż tylko o bezmyślne mordowanie się iCzystki.Mamy niewiele przejawów ucywilizowania, takich jak muzyka, sztuka,literatura, które nawet Ipiliacy uważają za coś oczywistego, o ludziach niewspominając.Pamiętam, że nie mogłem wyjść z podziwu, kiedy wpadła mi wręce książka, która nie była tomem religijnym ani pisaną ku przestrodzeopowiastką o potędze Jego Mroczności.Jakie szaleństwo zmusiło kogoś dozajęcia miejsca w fotelu i przelania na papier nie niosących żadnego przesłaniasłów ku uciesze innych? Albo wezmy muzykę, która nie ma nic wspólnego zpieśniami bitewnymi ani hymnami świątynnymi.Pomniejsi nucą sobie przypracy, ale żeby śpiewać dla samej przyjemności śpiewania? Dziwne.Wysłanomnie tutaj, abym rozgryzł te rzeczy, a będąc jedynym Dasatim zdolnym dodogadania się z wami, zostałem wyznaczony na waszego przewodnika.Pug w dalszym ciągu żywił przekonanie, że chodzi tu o coś więcej niżtylko o zwykle wynalezienie im przewodnika przez Vordama.- Kto cię wysłał?Pug pytał już o to wcześniej i zawsze otrzymywał tę samą odpowiedz.- Dowiesz się wielu rzeczy, ale nie tego, na pewno nie teraz.- TonMar-tucha jasno wskazywał, że temat uważa za zamknięty.- Rozumiem - rzekł Pug.Już dawno pojął, że Dasatich nie interesują półśrodki.Była to rasa istotnajgrozniejszych ze wszystkich, jakie kiedykolwiek spotkał.Nie tylko poruszalisię szybciej niż ludzie, nie tylko polowali skuteczniej niż trolle, nie tylkoprzebijali walecznością wojowników Tsurani, ale też posiadali umysł, któryśmiało można było nazwać morderczym".Rozwiązaniem dla większości, jeślinie wszystkich problemów, była ich zdaniem śmierć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]