[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- odparł dumnie baron.I kazał sobie podać garnitur wizytowy.Prosto od barona Rzecki udał się do Wokulskiego i treściwie opowiedział mu o nadużyciachMaruszewicza, o skrusze barona, a nareszcie oddał sfałszowane dokumenta radząc wytoczenie procesu.Wokulski słuchał go poważnie, nawet kiwał głową, ale patrzył nie wiadomo gdzie i myślał nie wiadomoo czym.Stary subiekt zmiarkowawszy, że nie ma tu co robić dłużej, pożegnał swego Stacha i rzekł naodchodne:- Widzę, że jesteś diabelnie zajęty, więc najlepiej zrobisz, jeżeli od razu oddasz sprawę adwokatowi.- Dobrze.dobrze.- odparł Wokulski nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi pan Ignacy.Właśnie wtej chwili myślał o ruinach zasławskiego zamku, wśród których pierwszy raz zobaczył łzy w oczachpanny Izabeli."Jaka ona szlachetna!.Jaka delikatność uczuć!.Jeszcze nieprędko poznam wszystkie skarby tejpięknej duszy."Po dwa razy dziennie bywał u pana Aęckiego, a jeżeli nie u niego, to przynajmniej w tychtowarzystwach, gdzie mógł spotkać się z panną Izbelą, patrzeć na nią i zamienić choć parę wyrazów.To mu na dziś wystarczało, a o przyszłości nie śmiał myśleć."Zdaje mi się, że umrę u jej nóg.- mówił sobie.- No i co z tego?.Umrę patrząc na nią i może przezcałą wieczność będę ją widział.Któż wie, czy życie przyszłe nie zamyka się w ostatnim uczuciuczłowieka?.I powtarzał za Mickiewiczem:"A po dniach wielu czy po latach wielu, kiedy mi każą mogiłę porzucić, wspomnisz o twoim sennymprzyjacielu i spłyniesz z nieba, aby go ocucić.Znowu mnie złożysz na twym łonie białym.znowumnie ramię kochane otoczy.Zbudzę się - myśląc, że chwilkę drzemałem, całując lica, patrząc w twojeoczy."W kilka dni wpadł do niego baron Krzeszowski.- Byłem już u pana dwa razy! - zawołał majstrując około binokli, które, zdaje się, stanowiły jedynykłopot jego życia.- Pan? spytał Wokulski.I nagle przypomniał sobie opowiadanie Rzeckiego i to, że na swym stole znalazłwczoraj dwa bilety barona.- Domyśla się pan, z czym przychodzę? - mówił baron.- Panie Wokulski, czy mam przeprosić pana zamimowolną krzywdę?.- Ani słowa więcej, baronie!.- przerwał Wokulski ściskając go.- Drobna to sprawa.Zresztą gdybymnawet utargował na pańskiej klaczy dwieście rubli, czy potrzebowałbym się z tym kryć?.- To prawda!.- odparł baron uderzając się w czoło.- %7łe też mi wcześniej nie przyszła podobna myśl. A propos zarobku, czy nie wskazałbyś mi pan sposobu szybkiego zbogacenia się? Potrzebuję na gwałtstu tysięcy rubli w ciągu roku.Wokulski uśmiechnął się.- Zmiejesz się pan, mój kuzynie (bo sądzę, że już mogę pana tak nazywać?).Zmiejesz się, a przecieżsam na uczciwej drodze zdobyłeś miliony w ciągu dwu lat?.- Niecałych - dodał Wokulski.- Ale to majątek nie wypracowany, tylko wygrany.Wygrałem, kilkanaścierazy z rzędu dublując stawkę jak szuler, a cała moja zasługa polega na tym, że grałem niefałszowanymi kartami.- Więc znowu szczęście! - krzyknął baron obrywając binokle.- A ja, mój kuzynie, ani za grosz nie mamszczęścia.Pół majątku przegrałem, drugą połowę zjadły kobietki i - choć w łeb sobie strzel!.Nie, ja stanowczo nie mam szczęścia!.Oto i teraz.Myślałem, że osioł Maruszewicz zbałamucibaronowę.Dopieroż miałbym spokój w domu!.Jaka byłaby ona pobłażliwa na moje drobnegrzechy.Ale i cóż?.Baronowa ani myśli mi się sprzeniewierzyć, a tego błazna czekają rotyaresztanckie.Proszę cię, wsadz go tam koniecznie, bo jego łotrostwa nawet mnie już zaczynająnudzić.A więc - zakończył - między nami zgoda.Dodam tylko, że odwiedziłem wszystkich znajomych, doktórych mogły dojść moje nieostrożne słowa o klaczy, i najskrupulatniej rzecz wyjaśniłem.Maruszewicz niech idzie du więzienia; tam dla niego najwłaściwsze miejsce, a ja na jego nieobecnościzyskam parę tysięcy rubli rocznie.Byłem także u pana Tomasza i u panny Izabeli i równieżwytłomaczyłem nasze nieporozumienie.Strach, jak ten łotr umiał ze mnie wyciskać pieniądze! Choćjuż od roku nic nie mam, on jednak zawsze ode mnie pożyczał.Genialny hultaj!.Czuję, że jeżeli nieprzeflancują go do ciężkich robót, nie będę umiał uwolnić się od niego.Do widzenia, kuzynie.Nie upłynęło dziesięć minut po wyjściu barona, kiedy służący zameldował Wokulskiemu jakiegoś pana,który koniecznie chce się widzieć, ale nie mówi swojego nazwiska."Czyżby Maruszewicz?." - pomyślał Wokulski.Istotnie, wszedł Maruszewicz, blady, z pałającymi oczyma.- Panie! - rzekł ponurym głosem, zamykając drzwi gabinetu.- Widzisz przed sobą człowieka, którypostanowił.- Cóżeś pan postanowił?- Postanowiłem zakończyć życie.Ciężka to chwila, ale trudno.Honor.Odpoczął i mówił dalej wzburzony:- Mógłbym wprawdzie pierwej zabić pana, który jesteś przyczyną moich nieszczęść.- O, nie rób pan ceremonii - rzekł Wokulski.- Pan żartuje, a ja doprawdy mam broń przy sobie i jestem gotów.- Sprobuj no pan swojej gotowości.- Panie! tak nie przemawia się do człowieka stojącego nad grobem.Jeżelim przyszedł, to tylko, ażebydać panu dowód, że pomimo błędów mam serce szlachetne.- I dlaczegóż to stajesz pan nad grobem? - spytał Wokulski.- Ażeby ocalić honor, który chcesz mi pan wydrzeć - O!.zachowajże pan ten drogi skarb - odparł Wokulski i wydobył z biurka fatalne dokumenta.- Czy ote papiery panu chodzi?- Pan pytasz?.pan naigrawasz się z mojej rozpaczy!- Uważa pan, panie Maruszewicz - mówił Wokulski przeglądając papiery - mógłbym panu w tej chwiliwypowiedzieć kilka morałów albo nawet przez pewien czas zostawić pana w niepewności.Ale że obajjesteśmy już pełnoletni, więc.Rozdarł papiery i kawałki ich oddał Maruszewiczowi.- Więc niech pan zachowa sobie to na pamiątkę.Maruszewicz ukląkł przed nim.- Panie! - zawołał - darowałeś mi życie.Wdzięczność moja.-.Nie bądz pan śmieszny - przerwał mu Wokulski.- O życie pańskie byłem zupełnie spokojny, tak jakjestem pewny, że kiedyś dostaniesz się do więzienia.Cała rzecz, że ja nie chcę panu ułatwiać tejpodróży.- O, pan jesteś nielitościwy! - odparł Maruszewicz, machinalnie otrzepując spodnie.- Jedno życzliwszesłowo, jeden cieplejszy uścisk ręki może wprowadziłby mnie na nowe tory.Ale pan nie możesz się na tozdobyć.- No, żegnam pana, panie Maruszewicz.Niech tylko panu nie przyjdzie koncept podpisać kiedy megonazwiska, bo wówczas.Rozumie pan?Maruszewicz wyszedł obrażony."To dla ciebie, dla ciebie, ty ukochana, ubył dziś jeden więzień.Straszna to rzecz uwięzić kogoś, nawetzłodzieja i oszczercę" - pomyślał Wokulski.Przez chwilę jeszcze toczyła się w nim walka.Raz - wyrzucał sobie, że mogąc uwolnić świat od hultajanie zrobił tego, to znowu myślał, co działoby się z nim, gdyby tak jego samego uwięziono, oderwano odpanny Izabeli na całe miesiące, może na lata."Cóż to za okropność już nigdy jej nie zobaczyć.Kto zresztą wie, czy miłosierdzie nie jest najlepsząsprawiedliwością?.Jaki ja się robię sentymentalny!."ROZDZIAA PITNASTY: TEMPUS FUGIT, AETERNITAS MANETJakkolwiek sprawa z Maruszewiczem załatwiła się we cztery oczy, jednak wieść o niej rozeszła się.Wokulski powiedział o tym Rzeckiemu i kazał wykreślić z księgi rzekomy dług barona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed