[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ulicach ustał ruch, ale dachy wszystkich domów byłynapełnione bawiącymi się ludzmi.Zdawało się, że Pi-Bast jestjedną salą od brzegu do brzegu wypełnioną muzyką, śpiewem,śmiechem i dzwiękami pucharów.Książę i Fenicjanin szli prędko za miasto wybierając mniejoświetlone strony ulic.Mimo to ludzie ucztujący na tarasachniekiedy spostrzegali ich, a spostrzegłszy zapraszali do siebie lubsypali im kwiaty na głowy.- Hej, wy tam, nocne włóczęgi! - wołano z dachów.- Jeżeli nie jesteście złodziejami, których noc wywabiła naBolesław Prus Faraon 378zarobek, przyjdzcie tu do nas.Mamy dobre wino i wesołekobiety.Dwaj wędrowcy nie odpowiadali na te uprzejme wezwaniaśpiesząc swoją drogą.Nareszcie wyszli w stronę miasta gdzie byłomniej domów, a więcej ogrodów, których drzewa, dziękiwilgotnym podmuchom morskim, rozrastały się wyżej i bujniejaniżeli w południowych prowincjach Egiptu.- Już niedaleko - rzekł Hiram.Książę podniósł oczy i ponad zbitą zielonością drzew zobaczyłkwadratową wieżę barwy niebieskawej, na niej - szczuplejszą,białą.Była to świątynia Astoreth.Niebawem weszli w głąb ogrodu, skąd można było ogarnąćwzrokiem całą budowlę.Składała się ona z kilku kondygnacji.Pierwszą - tworzył taraskwadratowy o bokach mających po czterysta kroków długości;spoczywał on na murze wysokości kilku metrów, pomalowanymna czarno.Przy boku wschodnim znajdował się występ, na któryz dwu stron prowadziły szerokie schody.Wzdłuż innych bokówstały wieżyczki, po dziesięć przy każdym; między każdą parąwieżyczek znajdowało się po pięć okien.Mniej więcej na środku tarasu wznosił się również kwadratowybudynek z bokami po dwieście kroków.Ten miał pojedynczeschody, wieże na rogach i był barwy purpurowej.Na płaskim dachu tej budowli stał znowu kwadratowy taras,wysoki na parę metrów, barwy złotej, a na nim jedna na drugiejdwie wieże: niebieska i biała.Bolesław Prus Faraon 379Całość wyglądała tak, jakby na ziemi postawił kto ogromnąkostkę czarną, na niej mniejszą purpurową, na niej złotą, wyżejniebieską, a najwyżej srebrną.Na każde zaś z tych wzniesieńprowadziły schody albo podwójne boczne, albo pojedynczefrontowe, zawsze od strony wschodniej.Przy schodach i przy drzwiach stały na przemian wielkie sfinksyegipskie albo skrzydlate asyryjskie byki z ludzkimi głowami.Namiestnik z przyjemnością patrzył na ten gmach, który przyblasku księżyca, na tle bujnej roślinności wyglądał prześlicznie.Był on wzniesiony w stylu chaldejskim i stanowczo różnił się odświątyń egipskich, naprzód - systemem kondygnacji, po wtóre -pionowymi ścianami.U Egipcjan każda poważna budowla miałaściany pochyłe, jakby zbiegające się ku górze.Ogród nie był pusty.W różnych punktach widać było domki ipałacyki, płonęły światła, rozlegał się śpiew i muzyka.Międzydrzewami od czasu do czasu mignął cień zakochanej pary.Nagle zbliżył się do nich stary kapłan; zamienił kilka słów zHiramem i złożywszy niski ukłon księciu rzekł:- Racz, panie, udać się ze mną.- I niech bogowie czuwają nad waszą dostojnością - dorzuciłHiram zostawiając ich.Ramzes poszedł za kapłanem.Nieco z boku świątyni, międzynajwiększym gąszczem, stała kamienna ławka, a może o stokroków od niej niewielki pałacyk, pod którym rozlegały sięśpiewy.Bolesław Prus Faraon 380- Tam modlą się? - zapytał książę.- Nie!.- odparł kapłan nie ukrywając niechęci.- To zbierają sięwielbiciele Kamy, naszej kapłanki, pilnującej ognia przedołtarzem Astoreth.- Któregoż ona dziś przyjmie?- %7ładnego, nigdy!.- odparł zgorszony przewodnik.- Gdybykapłanka od ognia nie dotrzymała ślubu czystości, musiałabyumrzeć.- Okrutne prawo! - rzekł książę.- Racz, panie, zaczekać na tej ławce - odezwał się zimno kapłanfenicki.- A gdy usłyszysz trzy uderzenia w śpiżowe blachy, idzdo świątyni, wejdz na taras, a stamtąd do purpurowego gmachu.- Sam?.- Tak.Książę usiadł na ławce, w cieniu oliwki, i słuchał śmiechówkobiecych rozlegających się w pałacyku."Kama? - myślał.- Aadne imię!.Musi być młoda, a może jestpiękna, a ci głupi Fenicjanie grożą jej śmiercią, gdyby.Czy w tensposób pragną zapewnić sobie posiadanie choćby kilkunastudziewic na cały kraj?."Zmiał się, ale było mu smutno.Nie wiadomo dlaczego, żałowałtej nieznanej kobiety, dla której miłość była wejściem do grobu.Bolesław Prus Faraon 381"Wyobrażam sobie Tutmozisa, gdyby go mianowano kapłankąAstoreth!.Musiałby biedak umrzeć, zanim przed boginiąwypaliłaby się jedna lampa."W tej chwili pod pałacykiem rozległ się dzwięk fletu i odegrałjakąś tęskną melodię, której towarzyszyły głosy kobietśpiewających:- Aha-a!.aha-a! - jakby przy kołysaniu dzieci.Ucichł flet, umilkły kobiety, a odezwał się piękny głos męskigreckim językiem:- Kiedy na ganku błyśnie twoja szata, bledną gwiazdy i milknąsłowiki, a w moim sercu budzi się taka cisza jak na ziemi, gdy jąpowita biały świt.- Aha-a!.aha-a!.aha-a!.- nuciły kobiety i flet znowu odegrałzwrotkę.- A gdy rozmodlona udajesz się do świątyni, fiołki otaczają cięwonnym obłokiem, motyle krążą około twoich ust, palmy przedtwoją pięknością schylają głowy.- Aha-a!.aha-a!.aha-a!.- Gdy cię nie widzę, patrzę na niebo, ażeby przypomnieć sobiesłodki spokój twojego oblicza.Daremna praca! Niebo nie posiadatwojej pogody, a jego żar jest zimnem wobec płomieni, którespopieliły moje serce.- Aha-a!.aha-a!.Bolesław Prus Faraon 382- Jednego dnia stanąłem między różami, które blask twoichspojrzeń obleka w białość, szkarłaty i złoto.Każdy ich listekprzypomniał mi jedną godzinę, każdy kwiat -jeden miesiącprzepędzony u twoich stóp.A krople rosy to moje łzy, którymipoi się okrutny wiatr pustyni.Daj znak, a porwę cię i uniosę do mojej miłej ojczyzny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed