[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle zmarkotniała.Poszła,niestety, w ślady cioci Biddy: prała i prasowała cudzą bieliznę, choć przysięgała sobie, że nigdy niebędzie tego robiła.A ciocia Biddy leżała w łóżku, słaba i chora.Smutek zalśnił w szarych oczach dziewczyny, żal przeszywał jej serce i ciążył u nóg.Przypomniawszy sobie, że przyrzekła pani Aspen zaraz wrócić, przyśpieszyła kroku i żwawiej ruszyłaoddać ostatnią paczkę prania.Fancy Garruthers umarła jakiś rok temu.Zasnęła i już się nie obudziła.Panna Tilly patrzyła na leżącą na sąsiedniej poduszce siostrę przez całe dwa dni, nim zdecydowała siępoprosić o pomoc mleczarza.Ludzie mówili, że po tym, jak zabrali Fańcy, płakała przez cały tydzieńi nikt ani nic nie zdołało ją przekonać, żeby poszła na pogrzeb.Potem panna Tilly w ogóle się nie odzywała.Uśmiechała się tylko obojętnie, kiwała głową wzielonym marszczonym czepeczku i wzdychała, aż wszyscy nabrali pewności, że niezadługo uda się wostatnią drogę za swoją ukochaną siostrą. Panno Tilly! - Queenie mówiła podniesionym głosem, bo gospodyni miała ostatnio kłopoty zesłuchem.- Jest pani tam? To tylko ja, Queenie, przywiozłam pranie.- Tak, Queenie, tak, wejdz, maleńka - dobiegła ją odpowiedz.Dziewczyna przeszła korytarzem do saloniku.Aokciem pchnęła drzwi, ostrożnie przekroczyła próg iumieściła stosik czystej bielizny na krześle.Panna Tilly siedziała prosto, wsparta na wałku.Jej wodnistoniebieskie oczy, zawsze takie wielkie,teraz jeszcze bar-96 Grzechy ojcadziej widoczne w skurczonej, pomarszczonej twarzy, błyszczały życiem, co Queenie dawniej takbardzo lubiła.Dziewczyna zauważyła, że nieodłączny uśmiech przekształcił się w przylepiony do ustdziwaczny grymas.Poczuła, jak ogarnia ją nieprzezwyciężone uczucie bezsilności.Podeszła do łóżka.Panna Tilly podniosła na nią spojrzenie ogromych oczu, z trudem koncentrując wzrok.- Dzień dobry, maleńka - pisnęła dziwnie drżącym głosem.Podniosła rękę, schwyciła Queenie zaprzedramię.-Och, nie wyobrażasz sobie, jak bardzo mi jej brak.- Zerknęła na sąsiednią poduszkę izaraz odwróciła wzrok, jakby przerażona tym, co mogłaby tam zobaczyć.- Zabrali ją ode mnie,Queenie, zabrali moją najdroższą przyjaciółkę.Przeszło sześćdziesiąt lat.- Kąciki zwiędłych ustuniosły się lekko, a w jednym oku pojawiła się wielka, gruszkowata łza.- Och, Queenie, maleńka -wychrypiała - bez niej, to już nie to samo.Dziewczyna czułym gestem otarła tę samotną łzę.Potem wsunęła się na łóżko, na poduszkę Fancy,objęła pannę Tilly za kruche ramiona.- Wiem - szepnęła pocieszająco - Ja też za nią tęsknię.Przez jakiś czas leżały tak objęte, bez ruchu.Wreszciepanna Tilly podniosła głowę z ramienia dziewczyny.Queenie posłuszna naleganiom staruszki wzięła z kredensu zapłatę za pranie.Musiała się już śpieszyć,ale jeszcze podała pannie Tilly miseczkę gorącej zupy i kromkę chleba, którą kobiecina rozmaczałaprzed zjedzeniem.Wracała wzdłuż Queen Victoria Street z nieco lżejszym sercem.Widać było, że opieka społecznaprzysyłała kogoś regularnie, żeby się zajmował kochaną staruszką.Coraz szybciej popychała przed sobą wózek.Myślała o cioci Biddy i pani Aspen czekających na nią wdomu.Na rogu Pump Street i Waterfall Mill stał ogromny monument znany jako  Bryła Węgla".Wznosił się dumnie nad drobniejszymi bryłkami węgla drzewnego.Wraz z dwoma105 Josephine Coxpoidłami dla.koni po bokach niemal zapełniał mały placyk.Swoimi pokaznymi rozmiarami budziłnabożną cześć.Miał prawie trzy metry wysokości, w obwodzie ze cztery, a może nawet więcej: Byłsurowy, lśniącoczarny i twardy jak w dniu, kiedy górnicy wydobyli go z miejsca, gdzie tysiące latspoczywał pod ziemią.Grupa szanowanych kupców dumnie przetransportowała go do miasta, na wozie, przy dzwiękachorkiestry i radosnych śpiewów towarzyszących im tłumów młodych, starych.wszystkichmieszkańców.Został wprawnie osadzony na nowym miejscu, ogrodzony żelazną barierką z ostrymisztachetami i ozdobiony błyszczącą miedzianą tablicą, która wysławiała cnoty handlarzy węglem ijakość ich towaru.To było sześć lat temu.Od tego czasu coraz biedniejsi i coraz mniej dumni mieszkańcy Blackburnpatrzyli, jak wyniosły kolos kruszy się i rozpada, aż została z niego garbata sterta bryłek, z której niktnie mógł być dumny, a już najmniej handlarze węglem.Węgiel był skamieniały, nie oczyszczony, nie nadawał się do palenia w kominku, bo strzelał iskrami,.a na dodatek wydawał ostry, nieprzyjemny zapach.Nie przeszkadzało to jednak nędzarzom.AniQueenie.W smoliście czarną styczniową noc, jakieś dwa lata temu, ze zdumieniem zdała sobiesprawę, że przemyka zaułkami, jak zwykły złodziej, by napełnić wiadro kawałkami cennegomonumentu, droższego dla niej niż złoto.Uspokajała samą siebie tłumaczeniem, że poza nią conajmniej dziesięć osób przemierzało tę samą trasę, by zupełnie spokojnie zbierać węgiel i napełniaćnim cynkowe wiadra.Zmuszeni koniecznością, robili to zupełnie otwarcie, bez wstydu, bez strachuprzed karą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed