[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szli razem krętą ścieżką, z wyciągniętą bronią, w gotowości, pod niebem rozjaśnionym przezpłonący Gard.Nie widzieli żadnych demonów.Cisza i niesamowite światło przyprawiały Clary obolesne pulsowanie w głowie.Czuła się jak we śnie.Wyczerpanie ściskało ją jak imadło.Stawianienogi za nogą było jak dzwiganie cementowego bloku.Słyszała, że idący przed nią Jace i Alec rozmawiają, ale ich głosy wydawały się niewyrazne, choć znajdowali się tak blisko.Alec mówił cicho, niemal błagalnie:- Sposób, w jaki rozmawiałeś z Hodge'em, tam na górze.Nie możesz tak myśleć.To, że jesteśsynem Valentine'a, nie czyni cię potworem.Cokolwiek ci zrobił, kiedy byłeś dzieckiem, czego-kolwiek cię nauczył, nie powinieneś uważać, że to twoja wina.- Nie chcę o tym rozmawiać, Alec.Ani teraz, ani nigdy.Nie pytaj mnie o nic więcej.- Ton Jace'abył gwałtowny.Alec umilkł.Clary niemal czuła jego urazę.Co za noc.Noc cierpienia dla wszystkich.Starała się nie wspominać Hodge'a, błagalnego, żałosnego wyrazu jego twarzy tuż przed śmiercią.Nie lubiła go, ale nie zasłużył na to, żeby zginąć z rąk Sebastiana.Nikt nie zasługiwał na taki los.Pomyślała o Sebastianie, o tym, jak błyskawicznie się poruszał.Nigdy nie widziała, żeby ktoś był takiszybki, z wyjątkiem Jace'a.Co mu się stało? Jak kuzyn Penhallowów mógł okazać się taki zły i jak tomożliwe, że oni nic nie zauważyli? Sądziła, że chciał jej pomóc w ratowaniu matki, ale jemu chodziłojedynie o zdobycie Białej Księgi dla Valentine'a.Magnus się mylił.To nie od Lightwoodów Valentinedowiedział się o Ragnorze Fellu.Ona sama powiedziała o nim Sebastianowi.Jak mogła być takagłupia?Wstrząśnięta, ledwo zauważyła, że ścieżka zmieniła się w aleję prowadzącą do miasta.Ulice byłyopustoszałe, domy ciemne, wiele ulicznych lamp rozbitych, na bruku leżało potłuczone szkło.Zoddali niosło się echo głosów, tu i ówdzie spomiędzy budynków dochodził blask pochodni, ale.- Jest strasznie cicho - stwierdził Alec, rozglądając się ze zdumieniem.- I. - I nie cuchnie demonami.- Jace zmarszczył brwi.- Dziwne.Chodzmy do Sali Anioła.Choć Clary była przygotowana na atak, nie zobaczyli ani jednego demona.W każdym razie anijednego żywego.Ale kiedy mijali wąski zaułek, dostrzegła grupkę trzech albo czterech NocnychAowców zebranych w kręgu wokół czegoś, co drgało i wiło się na ziemi.Kolejno dzgali to cośdługimi, ostrymi kijami.Zadrżała i odwróciła wzrok.Sala Anioła była rzęsiście oświetlona, magiczny blask wylewał się z drzwi i okien.Gdy wbiegalipo schodach, Clary się potknęła.Miała coraz silniejsze zawroty głowy.Miała wrażenie, że światwokół niej się kołysze, jakby stała w wielkiej obracającej się kuli.Gwiazdy były białymi pasami naniebie.- Powinnaś się położyć - stwierdził Simon.Kiedy nie odpowiedziała, spojrzał na nią z zatroskanąminą.- Clary?Z ogromnym wysiłkiem zmusiła się do uśmiechu.- Nic mi nie jest.Jace stojący w wejściu do Sali Anioła zmierzył ją wzrokiem.W ostrym świetle magicznych lampkrew na jego twarzy i spuchnięte oko nie wyglądały ładnie.Z sali dochodził przytłumiony gwar setek głosów.W uszach Clary brzmiał jak bicie ogromnegoserca.Blask pochodni osadzonych w uchwytach i magicznych lamp docierał wszędzie, kłuł ją w oczy,mącił wzrok.Widziała tylko zamazane kształty i kolory.Biały, złoty, granat nocnego nieba.Która togodzina?- Nie widzę ich.- Alec z niepokojem rozglądał się po pomieszczeniu.Jego głos brzmiał, jakbydochodził z odległości setek mil albo spod wody.- Powinni już tu być.Clary w pewnym momencie przestała gó słyszeć.Coraz mocniej kręciło się jej w głowie.Oparłasię o najbliższą kolumnę. Czyjaś dłoń dotknęła jej pleców.Simon.Mówił coś do Jace'a zaniepokojonym tonem.Jego głosniknął pośród dziesiątków innych, wznoszących się i opadających wokół niej jak fale.- Nigdy czegoś takiego nie widziałem.Demony po prostu się odwróciły i zniknęły.- Pewnie chodziło o wschód słońca.Boją się słońca, a już niedaleko do świtu.- Nie, to coś więcej.- Chyba nie myślisz, że wrócą następnej nocy albo kolejnej.- Nie mów tak.Nie ma powodu, żeby tak mówić.Naprawią wieże.- A Valentine znowu je popsuje.- Może na to zasługujemy.Może Valentine miał rację.Może bratanie się z Podziemnymi oznacza,że straciliśmy błogosławieństwo Anioła.- Cii.Miej trochę szacunku.Liczą zmarłych na Placu Anioła.- Tam są! - wykrzyknął Alec.- Przy podium.Wygląda na to.- Ruszył w stronę podwyższenia,jego głos ucichł.Clary zmrużyła oczy, ale widziała tylko plamy.Jace głośno zaczerpnął tchu, po czym bez słowa zaczął przepychać się przez tłum za Alekiem.Clary puściła kolumnę, żeby za nim pójść, ale się zatoczyła.Simon ją podtrzymał.- Musisz się położyć, Clary - powiedział.- Nie - wyszeptała.- Chcę zobaczyć, co się stało.Urwała w pół zdania.Simon patrzył za Jase'em.Wyglądał naporuszonego.Clary oparła się o kolumnę i stanęła na palcach, żeby spojrzeć ponad głowamiludzi.Zobaczyła Lightwoodów.Maryse obejmowała szlochającą Isabelle, Robert Lightwood siedział napodłodze i trzymał coś.nie, kogoś.Clary wróciła pamięcią do chwili, kiedy pierwszy raz zobaczyła Maksa śpiącego na kanapie w Instytucie, z przekrzywionymi okularami i rękązwieszoną na podłogę. On może spać wszędzie", powiedział wtedy Jace.Teraz też chłopiec wy-glądał, jakby spał na kolanach ojca, ale Clary wiedziała, że tak nie jest.Alec już klęczał obok ojca i trzymał dłonie Maksa, natomiast Jace zatrzymał się w miejscu iwyglądał na zagubionego, jakby nie miał pojęcia, gdzie jest ani co tu robi.Clary chciała do niegopodbiec i objąć go, ale powstrzymał ją wyraz twarzy Simona i wspomnienie wiejskiej posiadłościWaylandów.Była ostatnią osobą na ziemi, która mogłaby w tej chwili pocieszyć Jace'a.- Clary - powiedział Simon, ale ona odsunęła się od niego mimo bólu i zawrotów głowy.Popędziła do drzwi Sali Anioła, otworzyła je, wypadła na schody i tam przystanęła, łapiąc haustychłodnego powietrza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed