[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pan mnie próbuje szantażować? Nie, nie!  zapewnił Parret i poskubał wąsy. No, chyba że by to poskutkowało.Mark wzniósł oczy do nieba. Może pan to wziąć w cudzysłów: prędzejwydam duszę na potępienie, niż pomogę panuzarobić na mojej reputacji choćby szylinga. Dusza mnie nie interesuje.Chcę jedyniezwiększyć zyski.Mark znowu spróbował zostawić namolnegoczłowieczka za sobą.Niedaleko był kościółi Mark widział przed nim grupkę wiernych.Wystarczyło pomachać, zawołać&Tylko co dalej?  zastanowił się. Dać imwysmarować Parreta smołą i wytarzaćw pierzu? Aresztować go pod wyssanymz palca zarzutem? Obie propozycje wydawałysię równie atrakcyjne, podobnie jak złapaniereportera za surdut i potrząsanie nim doznudzenia nad głową. Aż się musiał otrząsnąć z tych brutalnychmarzeń.Nie zamierzał się dać wyprowadzićz równowagi, szczególnie takiemu nędznikowijak Parret. Jeśli ze mną nie pomówisz, sir, kto inny napewno zechce  ciągnął dziennikarz. Chętniebym się czegoś dowiedział o tej kobiecie,z którą rozmawiałeś, panie.Nazywa sięFarleigh, prawda? Mogłoby znowu być tak, jakz lady Eugenią& !Nie za przyjemne były emocje, które opadływ tej chwili Marka.Prawie go zatkało, czuł sięjak kawałek drewna na fali powodzi.Zanim sięzdążył pohamować, zakręcił się niemalw miejscu, podstawił Parretowi nogę i kiedyten mijał go, wymachując rękami, złapał go zaramię i kołnierz płaszcza i uniósł nad ziemię. Sir Marku  jęknął Parret, dyndając nogamiw powietrzu.Mark wyobraził sobie, jakz lubością bije jego plecami o kamienną ścianęgospody.Myśl była rozkoszna  już prawiewidział rozkwaszony nos natręta.Zrobił dwa kroki w stronę pierwszego domuz brzegu.Dość! Dość!  odezwał się głos rozsądku.Mark jednak nie chciał słuchać.Niezawodnydotąd wewnętrzny spokój wymykał mu sięcoraz bardziej, był jak w transie.Zdzierał kłykcie o wykręcone płótno.Podniósł go jeszcze wyżej, a Parret wydałz siebie cieniutki pisk, który sprawił wielkąsatysfakcję jakiemuś mściwemu zakamarkowiduszy Marka.Parret próbował kopać i nagleMark całkiem go puścił.Rozległ się głośny plusk i chlusnęła woda,rosząc twarz Marka chłodnymi kroplami.W mętnej wodzie, w końskim korycie, Parretpluł i tarł oczy.Przywiązany obok końzaparskał, jakby składał zażalenie. Myli się pan  podkreślił Mark. Mogępana powstrzymać.Ale słowom brakowało przekonania.Nie czułsię wcale jak zwycięzca, ogarnęło go przykreuczucie żalu i wstydu.Stracił nad sobąpanowanie.Znowu!Wizja bicia bezwładnym Parretem o ścianętrwała dalej jak niechciany, bezczelny gość.Nawet jego ramiona poddały się tej fantazji,odgrywając ją napięciem mięśni.Parretowi zabrakło słów.Nie pierwszy raz Mark przekroczył granicędzielącą czerwoną mgłę od przemocy.Niepierwszy też raz to sobie wyrzucał.Westchnął i pokręcił głową. Niechże pan zrozumie, Parret.Nie udzielępanu wywiadu.Ani prawdziwego, ani zmyślonego na potrzeby pana tak zwanychartykułów. Ale& Nie. Ale& W żadnym razie. Ale& Też nie. Sir Marku  zaklinał go Parret. Ja mamcórkę.Dbałem o pana reputację jak dobrykamerdyner.Czy jaki z moich artykułówprzyniósł panu ujmę? Nigdy.Moją karieręoparłem na prawdzie.Chyba powinniśmy w jejimię współpracować!Grupa kobiet sunęła w ich stronę spodkościoła; może były ciekawe, dlaczego sirMark wrzucił człowieka do koryta? Już wiem, w czym rzecz  ciągnąłzazdrośnie Parret. Dostał pan od kogośświetną propozycję.Nieważne, co mówiłem,pewnie zaproponowano panu udział.Ile?Dziesięć? Piętnaście procent? Mogę daćwięcej, przyrzekam. Nie interesują mnie pana przyrzeczenia.Nadchodzące kobiety nijak Marka nieinteresowały.Z jednym wyjątkiem.Była wśródnich Jessica Farleigh.Nie uspokoił się na jej widok, ale też tego nie oczekiwał.Skoncentrował na niej niemal całąuwagę. Myślisz, sir, że jesteś ode mniepotężniejszy?  warknął Parret. %7łepopularność jest twoją zasługą? To ja cięstworzyłem, sir Marku.I mogę cię zniszczyć.Zawdzięczasz mi swój sukces! Niczego panu nie zawdzięczam  odrzekłMark. Powiem to tylko raz.Wyjedz pan stąd.Opuść to miasto.Parret wygramolił się ze śliskiego koryta,tocząc nierówną walkę o godność i powagę. Pewnego dnia  powiedział surowo  pantego pożałuje. Niech pan ze mną przeprowadzi wywiadw Londynie. Mark machnął na niego ręką.Wtedy mu w szczegółach wyznam swój żal.Jessica bardzo chciała się znowu zobaczyćz sir Markiem, ale nie teraz.Nie w takisposób.Nie z listem od radcy w kieszeni,z dokładnym wyliczeniem granic jej wolności czy też niewoli.Ostatnimi tygodniami znalazła w tymmiasteczku spokój.Zaczęła odnajdywaćsiebie.Ale już pierwsza wiadomość od radcyodebrała jej całą pogodę ducha.Było towyliczenie jej zobowiązań  tak wielu  i majątku  tak bardzo szczupłego.Czynsz za mieszkanie w Londyniei pieniądze, które traciła tutaj, doprowadzałyją na sam skraj bankructwa.Kiedy za trzytygodnie nadejdą kwartalne rachunki, Jessicastraci wszystko.Drugi załączony list był od Westona: Decyzji sir Marka oczekuje sięw najbliższych tygodniach.Spózniony skandalnic mi nie da.Natychmiast realizuj zadanie.Nie dodał grózb, bo nie musiał.Bezobiecanych pieniędzy jedyna nadziejaw nowym protektorze, a i to tylko na momentoddaliłoby wszechogarniający mrok.Opuszczona przez tego, trafiłaby donastępnego i następnego, i następnego.Zakażdym razem oddając skrawek samej siebie.Musiała to zrobić.Bardzo by chciała tegouniknąć, szczególnie że chodziło o sir Marka.Naprawdę go lubiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed