[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli w ogóle podają jakieś powody.Thom i Juilin wiedzieli oczywiście, że one są jedynie Przyjętymi, dlatego poczęści przynajmniej żaden z nich nie słuchał dokładnie ich poleceń.Na twarzy Nynaeve odbijały się wyraznie wewnętrzne zmagania.Nie lubiła,jak jej ktoś przerywał albo odpowiadał za nią.Długa była lista rzeczy, którychNynaeve nie lubiła.Ale dopiero przed momentem dziękowała Thomowi, trudnojest przywoływać do porządku człowieka, który właśnie uchronił cię przed po-traktowaniem jak zwykłego śmiecia.187 Zazwyczaj niewiele działań Wieży wydaje się mieć jakikolwiek sens dodała szorstko.Elayne podejrzewała, że zgryzliwość w jej głosie była w równym stopniu prze-znaczona dla Thoma, jak i dla Białej Wieży. Wierzysz w to, co ona powiedziała? Elayne wciągnęła głęboko powie-trze. %7łe Amyrlin kazała nas sprowadzić z powrotem bez przebierania w środ-kach?Nynaeve obrzuciła ją przelotnym spojrzeniem, w jej oczach rozbłysła iskierkawspółczucia. Sama nie wiem, Elayne. Mówiła prawdę. Juilin odwrócił jedno z krzeseł stojących przy stolei usiadł na nim okrakiem. Przesłuchałem wystarczająco wielu złodziei i mor-derców, aby rozpoznać prawdę, kiedy ją usłyszę.Przez większość czasu była zbytprzestraszona, by kłamać, przez resztę zaś nazbyt wściekła. Wy dwoje. Wziąwszy głęboki oddech, Nynaeve rzuciła torbę na stółi zaplotła ramiona, jakby chciała uwięzić ręce, stale usiłujące szarpać warkocz.Obawiam się, że Juilin ma najprawdopodobniej rację, Elayne. Ale Amyrlin wie, czym się zajmujemy.Przede wszystkim to ona samaodesłała nas z Wieży.Nynaeve parsknęła głośno. Uwierzę we wszystko, czego się dowiem o Siuan Sanche.Miałabym ochotędostać ją w swe ręce choćby na godzinę, kiedy nie mogłaby przenosić.Wtedy bysię okazało, czy rzeczywiście jest taka twarda.Elayne nie sądziła, by to czyniło jakąkolwiek różnicę.Wspominając rozkazu-jące spojrzenie błękitnych oczu tamtej, podejrzewała, że gdyby co było oczy-wiście zupełnie nieprawdopodobne zdarzyła się taka sytuacja, Nynaeve naba-wiłaby się jedynie znacznej liczby siniaków. Ale co mamy teraz z tym zrobić? Wydaje się, że Ajah mają wszędzie swojesiatki szpiegowskie.Także sama Amyrlin.Przez całą drogę do Tar Valon każdanapotkana kobieta będzie nam mogła wsypać coś do jedzenia. Nie, jeżeli będziemy wyglądały inaczej niż nas opisano. Nynaeve wzię-ła żółty dzban z kredensu i postawiła obok czajniczka na stole. To jest białylulek pieprzowy.Pomaga na ból zębów, ale potrafi również nadać włosom kolornajgłębszej czerni.Elayne musnęła dłonią swoje rudozłote loki mogłaby się założyć, że chodzio jej Włosy, nie zaś Nynaeve! ale mimo iż nienawidziła tego pomysłu, wydawałsię ze wszech miar słuszny. Zmienimy trochę krój naszych sukni i już nie będziemy wyglądać na kup-ców.Dwie damy podróżujące w towarzystwie służących. Jadące wozem pełnym barwników? zapytał Juillin.188Chłodne spojrzenie.jakim go obdarzyła, mówiło jednoznacznie, że jejwdzięczność ma swoje granice. W stajni po drugiej stronie mostu stoi powóz.Przypuszczam, że właści-ciel zgodzi się nam go sprzedać.Jeżeli wrócicie do wozu, zanim ktoś zdąży goukraść.nie pojmuję, co w was wstąpiło, tak go po prostu zostawić na łascelosu!.a więc, jeśli wciąż tam będzie, możecie wziąć jedną z sakiewek.Kilku ludzi, którzy stali pod pracownią pani Macura, wytrzeszczyło oczy, kie-dy przed front budynku zajechał powóz Noya Torvalda zaprzężony w czwórkękoni, ze skrzynią załadowaną po sam dach i luzakiem przywiązanym z tyłu.Noystracił wszystko, kiedy załamał się handel z Tarabon, z trudem zarabiał na życie,imając się przedziwnych zajęć, obecnie pracował dla wdowy Teran.Nikt z obec-nych na ulicy nigdy dotąd nie widział jednak tego woznicy, wysokiego pomarsz-czonego człowieka z długimi siwymi wąsami i chłodnym, władczym.spojrze-niem, ani też ciemnego forysia o twardym wyrazie twarzy, w taraboniańskim ka-peluszu, który zręcznie zeskoczył, by otworzyć drzwi powozu.Kiedy z pracowniwyszły dwie kobiety, ściskając w dłoniach tobołki, wśród wytrzeszczających oczyrozeszły się szmery, jedna miała na sobie ubiór z zielonego jedwabiu, druga prostebłękitne wełny, ale obie nosiły szale tak udrapowane wokół głów, że nie możnabyło dostrzec włosów, wyjąwszy może pojedyncze kosmyki.Do powozu prawiewskoczyły.Dwaj Synowie Zwiatłości wolno podeszli bliżej, aby się dowiedzieć, kim sąobcy, ale nim foryś zdążył się wgramolić na kozioł woznica już zaświstał długimbatem i krzyknął coś o wolnej drodze dla lady.Jej imię zniknęło w zamieszaniuobaj Synowie musieli uskoczyć z drogi, omal nie przewracając się na zapylonąulicę, powóz zaś pomknął, głośno turkocząc kołami, ku Drodze do Amadoru.Gapie rozchodzili się, mamrocząc coś między sobą, bez wątpienia tajemni-cza lady z pokojówką, kupiła coś od Ronde Maura i chciała uniknąć spotkaniaz Synami.Ostatnio niewiele działo się w Mardecin, więc ta sprawa z pewnościądostarczy tematu do rozmów na najbliższych kilka dni.Synowie Zwiatłości ci-skali się wściekle, ale w końcu doszli do wniosku, że jeśli złożą raport opisującyten incydent, to wyjdą na głupców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]