[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie musiał dozorowaćwozów dostawczych, które jechały na samym końcu, ani też szeregu zapasowychwierzchowców.Po drodze do Azy wiele koni mogło okuleć albo zdechnąć odschorzeń, na które nie potrafili zaradzić weterynarze, a kawalerzysta bez konianie był wiele wart.W dół rzeki pełzło siedem niewielkich statków pod trójkątnymiżaglami, nieznacznie tylko szybciej od samego nurtu.Na każdym zatknięta byłaniewielka biała flaga z wizerunkiem Czerwonej Ręki.Do wyruszenia szykowałysię także inne, niektóre gnały na południe pod tyloma płóciennymi płachtami, iledawało się wciągnąć na ich maszty.Gdy zrównał się z czołem kolumny, słońce wyzierało już ponad linią horyzon-tu, śląc pierwsze promienie ku łagodnie falującym wzgórzom i rzadkim zagajni-kom.Włożył kapelusz, by osłonić się przed tym rozjarzonym sierpem.Naleseanprzyłożył odzianą w rękawicę pięść do ust, tłumiąc potężne ziewnięcie, a Daeridjechał zgarbiony w siodle, z opadającymi powiekami, jakby miał lada chwila, sie-dząc na koniu, odpłynąć w sen.Tylko Talmanes siedział z wyprostowanymi pleca-mi, z szeroko rozwartymi oczyma, rozbudzony i czujny.Mat raczej solidaryzowałsię z Daeridem.Mimo tego jednak podniósł głos, by go usłyszano wśród brzmienia bębnówi trąbek. Wyślijcie zwiadowców, gdy już znajdziemy się poza zasięgiem spojrzeńz miasta. Wprawdzie dalej, w stronę południa, ciągnęły się same lasy alboszczere pola, ale przecinała je dość szeroka droga; w tych okolicach podróżowanoprzeważnie wodą, ale spore rzesze piechurów albo wozów przez całe lata wyty-czyły szlak. I uciszcie ten przeklęty hałas.165 Zwiadowcy? spytał z powątpiewaniem Nalesean. Oby mi dusza scze-zła, w promieniu dziesięciu mil od nas nie napotkasz nikogo uzbrojonego bodajwe włócznię, chyba że twoim zdaniem Białe Lwy przestały tutaj biegać, ale na-wet jeśli tak jest, to nie podejdą do nas bliżej jak na pięćdziesiąt mil, o ile w ogólemają jakieś pojęcie, dokąd zmierzamy.Mat jakby go nie słyszał. Chcę, żebyśmy dzisiaj sprawdzili, czy damy radę pokonać trzydzieści pięćmil.Jak się okaże, że nas na to stać, to będziemy wtedy wiedzieli, jakie utrzymy-wać tempo. Rzecz jasna wytrzeszczyli oczy.Konie nie wytrzymałyby takiegotempa przez dłuższy czas, a poza tym nikt chyba prócz Aielów nie uważał, bydwadzieścia pięć mil nie stanowiło optymalnego dystansu, jaki piechota mogłapokonać w ciągu jednego dnia.Ale on musiał rozegrać tę partię dokładnie tak, jakzostały rozdane karty. Comadrin pisze: Atakuj na takim terenie, gdzie zdaniem twojego wrogatego nie zrobisz, z niespodziewanej strony i o niespodziewanym czasie.Broń siętam, gdzie zdaniem twojego wroga nie będziesz tego robić, a jeśli będzie się tegospodziewał, to wtedy uciekaj.Zaskoczenie to klucz do zwycięstwa, a kluczem dozaskoczenia jest szybkość.Dla żołnierza szybkość to życie. Kto to jest Comadrin? spytał po chwili Talmanes, a Mat musiał sięzastanowić, żeby móc mu udzielić odpowiedzi. Pewien generał.Od dawna już nie żyje.Kiedyś przeczytałem jego książkę. W każdym razie pamiętał, jak ją czytał, więcej niż jeden raz; wątpił, by jeszczegdziekolwiek istniał chociażby jeden egzemplarz.Skoro już o tym mowa, to przy-pomniał sobie, jak poznał Comadrina, przegrawszy pierwej z nim bitwę, jakieśsześćset lat przed Arturem Hawkwingiem.Te wspomnienia naprawdę nachodziłygo znienacka.Dobrze chociaż, że cytatu nie przytoczył w Dawnej Mowie; obecniena ogół udawało mu się tego uniknąć.Przypatrując się konnym zwiadowcom, którzy rozstawieni w wachlarz roz-jeżdżali się po falującej dolinie rzeki, Mat odetchnął.Zaczął już odgrywać swojąrolę, tak jak przewidywał plan.Pospieszny wyjazd, mający zasugerować, że nibystara się wymknąć w stronę południa, a przy tym na tyle demonstracyjny, by goz całą pewnością zauważono.Przez tę kombinację wyjdzie na durnia, ale to teżmiało wyjść tylko na dobre.Z tym uczeniem Legionu szybkiego przemieszcza-nia się to był też dobry pomysł jak się szybko przemieszczasz, to trzymasz sięz daleka od walki niemniej jednak ich przemarsz musiał z całą pewnością byćzauważony od strony rzeki, jak z i wielu innych miejsc.Prędko omiótł wzrokiemniebo; żadnych kruków albo wron, ale to jeszcze nic nie znaczyło.Również żad-nych gołębi, ale jeśli ani jeden nie wyleciał tego ranka z Maerone, to on zje swojesiodło.Najpózniej za kilka dni Sammael dowie się, że zbliża się Legion, że się śpie-szy, wieści zaś, które Rand rozpuścił w Azie, sprawią, że przybycie Mata będzie166nieuchronnie oznaczało nadciągającą inwazję na Illian.Legion, jakkolwiek by sięstarał, dotrze do Azy nie wcześniej jak za miesiąc.Jeżeli szczęście dopisze, toSammael zostanie zgnieciony niczym wesz między dwoma kamieniami, zanimMat w ogóle zbliży się na odległość stu mil do tego człowieka.Sammael wiedziałna pewno o wszystkim, na co się zanosiło prawie o wszystkim ale nie mógłsię spodziewać, jaki to będzie taniec.Oprócz Randa, Mata i Bashere nikt nie miało tym zielonego pojęcia.I na tym się właśnie opierał prawdziwy plan.Mat zorien-tował się, że pogwizduje.Raz przynajmniej wszystko miało potoczyć się wedlejego zamysłów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]