[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łycie w stolicy Włoch toczyło się dalej nawet po tak potwornych wydarzeniach.Wodwecie za zamach na ulicy Rasella Niemcy natychmiast zmniejszyli dzienną racjęchleba do stu gramów i nasilili walkę z ruchem oporu.Montse mogłaby opowiedzieć otym dokładniej, ale jeśli mnie pamięć nie myli, obecność zdrajcy w szeregach GAPpozbawiła organizację przywódców, a licznych jej członków zmusiła do ukrywania sięprzez wiele tygodni.Również Montse schroniła się w zajmowanym przeze mnie mieszkaniu.Weszła zmieniona na twarzy, z rozpuszczonymi włosami i trwogą w oczach.Oddychała ciężko, nierówno.Pomyślałem, że coś złego przydarzyło się jej po drodze.Nim zdążyłem zapytać, co się stało, rzuciła:- Chcę cię przeprosić.- Za co? - spytałem zdziwiony.- %7łe nie byłam dla ciebie żoną, na jaką zasługujesz.- Co za głupstwa pleciesz?Montse wtuliła się w moje ramiona, po czym odpowiedziała:- Wszystko zepsułam.Właśnie zabiłam człowieka.Gdy objąłem ją z całej siły, by poczuła, że jestem przy niej, nadziałem się napistolet, który trzymała u boku.Lufa była jeszcze ciepła.- Uspokój się.Na pewno działałaś w obronie własnej - uprzedziłem jej słowa, bypodnieść ją na duchu.- Wszystko się wyjaśni.Pierwszą zainteresowaną, szukającą wyjaśnienia tego, co się stało, była samaMontse.- To zdarzyło się tak szybko.- mówiła.- Po drodze tutaj jakiś młody faszystazatrzymał mnie pod Palazzo Braschi.Szłam zamyślona, próbując nie zwracać nasiebie uwagi.Chłopak posługiwał się jakimś dialektem, chyba sycylijskim.Zignorowałam go.Ruszył za mną, nie przestając mówić, z początku uprzejmie, alepotem, widząc, że jego próby zagajenia rozmowy nie przynoszą rezultatów,rozgniewał się, zaczął wymachiwać rękami, a ton jego głosu stał się ostry.Rozkazał mizatrzymać się i pokazać dokumenty.Sama nie wiem, czy starał się zrobić na mniewrażenie, czy rzeczywiście wpadł w złość.Nerwy mi puściły.Wystraszyłam się, że powylegitymowaniu mnie przystąpi do rewizji, bo byłam pewna, że z jakiegoś powodusię na mnie uwziął.Zacisnęłam ręce na pistolecie, odwróciłam się i bez słowastrzeliłam do niego dwa razy.Huk sprawił, że otworzył szeroko oczy, a gdy zrozumiał,co się stało, i zobaczył, że wpakowałam mu dwie kule w brzuch, wykrzyknął: Laputtana mi ha sparato! La puttana mi ha ucciso 12.Wówczas rzuciłam się doucieczki.Było oczywiste, że Montse zastrzeliła tego nieszczęśnika ze strachu.Jednak odkądNiemcy wprowadzili rządy terroru, strach był równie dobrym motywem zabójstwa,jak każdy inny.- Może przeżyje.Może tylko go zraniłaś - przekonywałem.12Ta dziwka do mnie strzeliła! Ta dziwka mnie zabiła! (wł.).- Tak myślisz?- Dwa strzały w brzuch nie zawsze są śmiertelne.Nie miałem zielonego pojęcia o ranach postrzałowych, byłem jednak pewien, żegdy tylko chwilowy szok minie, Montse się załamie.Na szczęście coś mnie natchnęło,by zabrać na wygnanie dwie butelki amaro, zmusiłem więc Montse do wypicia jedenpo drugim kilku kieliszków.Pół godziny pózniej głos jej zmiękł, język zaczął się plątaći stężałą maskę, w którą przemieniła się jej twarz, zaćmiło zmęczenie, a zaraz potemzapadła w sen.Biorąc przykład z Montse, również sięgnąłem po likier, choć bynajmniej jej niewspółczułem.Uznałem, że sama jest sobie winna, bo łażenie po mieście z pistoletemmusi wcześniej czy pózniej skończyć się tragedią.Refleksje takie sprawiły, żepoczułem się jak zdrajca.Poza tym obawiałem się konsekwencji, jakie tonieprzyjemne zajście może pozostawić w psychice Montse, dlatego postanowiłemutopić czarne myśli w alkoholu.Tymczasem nazajutrz Montse zachowywała się jak gdyby nigdy nic.Nie kryję, żefakt ten dotkliwie mnie rozczarował, dowodził bowiem, iż zmieniła się bardziej, niżmógłbym przypuszczać.Podczas gdy ja oczekiwałem oznak skruchy czy chociażbysłówka współczucia dla ofiary, Montse, miast coś powiedzieć, uniosła tylko dłoń dogardła, jakby chciała w ten sposób stłumić resztki udręki.Potem, słuchając spikeraBBC, pułkownika Stevensa, który informował o nowych akcjach ruchu oporu wdzielnicy Quadraro, niedaleko ulicy Tuscolana, Montse poczerwieniała z dumy ioznajmiła:- Moi towarzysze z ósmej strefy dokonali kolejnego zamachu.Chyba powinnamsię była do nich przyłączyć.Podobno Niemcy boją się zapuszczać do Quadraro.Popełniłam błąd, kryjąc się tutaj, rzut kamieniem od Palazzo Braschi, tym bardziej żefaszyści zdążyli już pewnie zdwoić czujność.- Być może - rzuciłem zdawkowo.W ten sposób Montse podsumowała wypadek, który, gdybym był na jej miejscu,odbiłby się na całym moim życiu.Coś mi jednak mówi, że choć nie daje tego po sobiepoznać, do dzisiaj zmaga się z tym brzemieniem zalegającym w zakamarku jejsumienia.W naszych niezliczonych rozmowach o wojnie już po jej zakończeniu nigdynie napomknęła o tamtym zdarzeniu, nawet wobec dawnych towarzyszy z GAP.Leczpewien szczegół potwierdza me podejrzenia: od tamtej pory Montse omija placPasquino, gdzie padły owe feralne dwa strzały.Nie zbliża się nawet do placu SanPantaleo, przy którym stoi Palazzo Braschi.Pierwszego kwietnia rozpętała się wojna chlebowa , której kulminacja miałamiejsce kilka dni pózniej, gdy tłum wygłodniałych kobiet i dzieci napadł w dzielnicyOstiense na piekarnię zaopatrującą w pieczywo oddziały SS.Hitlerowcy aresztowalidziesięć uczestniczek szturmu, zaprowadzili je na Ponte di Ferro, ustawili twarzą dorzeki i rozstrzelali.Choć do ostatecznego wyzwolenia miasta brakowało jeszcze dwóch miesięcy, niezachowałem wyraznego (a przynajmniej emocjonalnego) wspomnienia tamtychwydarzeń.Natomiast wciąż stoją mi przed oczami potworności, jakich dopuścili sięNiemcy przed opuszczeniem miasta.Może zapamiętałem je z powodu ichbezcelowości wobec ostatecznego przerwania linii Gustawa przez goumiersfrancuskiego marszałka Juina.Był to początek końca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]