[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tutaj ich nie gubimy.– Och, przecież rejestr to nie codex vitae Założyciela i wcale nie zginął.Chwytasz się pretekstów…– Bo ich dostarczasz – oświadcza spokojnie Corvina.Mówi rzeczowym tonem, ale jego głos rozbrzmiewa w całej komnacie.Czytelnia ucichła, czarne szaty nie odzywają się, nie poruszają, chyba nawet nie oddychają.Corvina splata ręce za plecami, przybiera pozę nauczyciela.– Ajaks.Cieszę się, że wróciłeś, ponieważ podjąłem decyzję i chciałem cię zawiadomić osobiście.– Przerywa, przechyla głowę na bok z zatroskaną miną.– Czas, żebyś wrócił do Nowego Jorku.Penumbra mruży oczy.– Prowadzę księgarnię.– Nie.Księgarnia nie może dalej działać – mówi Corvina, kręcąc głową.– Pełna książek, które nie mają nic wspólnego z naszą pracą.Zatłoczona ludźmi, którzy nic nie wiedzą o naszych obowiązkach.No, nie użyłbym określenia „zatłoczona”.Penumbra milczy, oczy spuszczone, czoło mocno zmarszczone.Siwe włosy sterczą mu wokół głowy niczym chmura bezładnych myśli.Gdyby ogolił głowę, wyglądałby równie gładko i imponująco jak Corvina.Chyba jednak nie.– Tak, mam w sprzedaży inne książki – mówi wreszcie.– Od dziesiątków lat.Jak mój nauczyciel przede mną.Na pewno pamiętasz.Wiesz, że połowa moich nowicjuszy przyszła do nas, ponieważ…– Ponieważ tak zaniżasz kryteria – przerywa mu Corvina.Mierzy karcącym wzrokiem mnie, Kat i Neela.– Na co się zdadzą nieoprawieni, którzy nie traktują pracy poważnie? Osłabiają nas zamiast wzmacniać.Narażają wszystko.Kat pochmurnieje.Biceps Neela pulsuje.– Spędzasz za dużo czasu w dziczy, Ajaksie.Wróć do nas.Spędź resztę czasu wśród swoich braci i sióstr.Na twarzy Penumbry widać grymas.– W San Francisco są nowicjusze i nieoprawieni.Wielu.Nagle jego głos robi się chrapliwy, oczy napotykają mój wzrok.Widzę błysk bólu i wiem, że on myśli o Tyndallu, Lapin i pozostałych, także o mnie i Oliverze Gronie.– Wszędzie są nowicjusze – odpowiada Corvina i macha ręką, jakby ich lekceważył.– Nieoprawieni przyjadą tu za tobą.Albo nie.Ale powiem to jasno i wyraźnie, Ajaksie.Skończyło się finansowanie twojej księgarni przez Festina Lente Company.Nic już od nas nie dostaniesz.W Czytelni panuje kompletna cisza: jak makiem zasiał.Wszystkie czarne szaty wpatrują się w swoje książki i wszystkie słuchają.– Masz wybór, przyjacielu – mówi łagodnie Pierwszy Czytelnik – a ja próbuję ci to uzmysłowić.Nie jesteśmy już tacy młodzi, Ajaksie.Jeśli ponownie poświęcisz się naszej pracy, zdążysz jeszcze dokonać czegoś wielkiego.Jeśli nie – wznosi oczy do góry – cóż, możesz roztrwonić resztę czasu tam na zewnątrz.– Wbija w Penumbrę twarde spojrzenie, wyrażające troskę, ale jednocześnie protekcjonalne, i powtarza jeszcze raz: – Wróć do nas.Potem odwraca się i odchodzi w stronę szerokich schodów, w rozwianej szacie z czerwonymi wypustkami.Rozlega się pospieszne skrobanie i szuranie, kiedy wszyscy jego podwładni natychmiast udają zapracowanych.Kiedy wymykamy się z Czytelni, Deckle znowu zaprasza na kawę.– Potrzebujemy czegoś mocniejszego, mój chłopcze – odpowiada Penumbra, siląc się na uśmiech, który prawie mu się udaje, ale nie całkiem.– Bardzo chciałbym z tobą porozmawiać wieczorem… Gdzie? – Odwraca się do mnie z pytającą miną.– Northbridge – wtrąca Neel.– Na rogu Dwudziestej Dziewiątej Zachodniej i Broadwayu.Tam się zatrzymaliśmy, bo Neel zna właściciela.Zostawiamy szaty, odbieramy telefony i brodzimy z powrotem przez szarozielone rozlewisko Festina Lente Company.Szuram nogami po cętkowanej korporacyjnej wykładzinie podłogowej i przychodzi mi do głowy, że jesteśmy dokładnie nad Czytelnią… właściwie idziemy po jej suficie.Nie potrafię ocenić, jak głęboko leży jaskinia.Pięć metrów? Dziesięć?Tam, na dole, trzymają codex vitae Penumbry.Nie widziałem go… stoi gdzieś na regałach, jeden grzbiet wśród wielu… ale w mojej wyobraźni urasta do rozmiarów większych niż czarno oprawny MANVTIVS.Wycofujemy się pod groźbą ultimatum i odnoszę wrażenie, że Penumbra zostawia tam coś cennego.Jeden z gabinetów w korytarzu jest większy, drzwi z mlecznego szkła oddalone od pozostałych.Teraz wyraźnie widzę tabliczkę z nazwiskiem:MARCUS CORVINA/PREZESWięc Corvina też ma imię.Za mlecznym szkłem porusza się cień i uświadamiam sobie, że Corvina jest w gabinecie.Co on tam robi? Negocjuje przez telefon z wydawcą, żądając niebotycznych sum za wykorzystanie wspaniałego starego Gerritszoona? Przekazuje nazwiska i adresy jakichś uprzykrzonych piratów e-booków? Zamyka następną cudowną księgarnię? Rozmawia z bankiem i odwołuje któreś stałe zlecenie zapłaty?To więcej niż sekta.To również korporacja i Corvina tu rządzi, na górze i na dole.SOJUSZ REBELIANTÓWNa Manhattanie leje jak z cebra – istne oberwanie chmury.Schroniliśmy się w hiperbutikowym hotelu należącym do Andreia, przyjaciela Neela, kolejnego prezesa start-upowej firmy.Hotel nazywa się Northbridge i stanowi szczyt marzeń hakera: co metr gniazdka elektryczne, powietrze tak gęste od Wi-Fi, że prawie je widać, a w suterenie bezpośrednie łącze do magistrali internetowej biegnącej pod Wall Street.Jeśli Delfin i Kotwica był lokalem Penumbry, to hotel jest miejscem Neela.Portier go zna.Parkingowy przybija mu piątkę.Westybul hotelowy to centrum nowojorskiej sceny start-upowej: jeśli tylko dwie osoby siedzą razem, mówi Neel, to na pewno przedstawiciele nowej firmy sczytujący statut swojej spółki.Stłoczeni wokół niskiego stolika, wykonanego ze starych pudełek po taśmie magnetycznej, chyba się kwalifikowaliśmy – nie jako firma, ale przynajmniej nowa organizacja.Tworzymy mały Sojusz Rebeliantów, a Penumbra to nasz Obi-Wan.Wszyscy wiemy, kim jest Corvina.Neel nie zostawia suchej nitki na Pierwszym Czytelniku, odkąd wyszliśmy z Czytelni.– I nie wiem, po co mu te wąsy – kontynuuje.– Nosi je, odkąd go znam – odpowiada Penumbra i zdobywa się na uśmiech.– Ale dawniej nie był taki sztywny.– A jaki był? – pytam.– Taki jak reszta z nas… jak ja.Ciekawy.Niepewny.Ba, ja wciąż nie mam pewności!… w wielu kwestiach.– No, teraz wydaje się bardzo… pewny siebie.Penumbra marszczy brwi.– Dlaczego nie? On jest Pierwszym Czytelnikiem i odpowiada mu nasze stowarzyszenie dokładnie w tej postaci.– Uderza chudą pięścią w miękką tapicerkę sofy.– On nie ustąpi.Nie zgodzi się na eksperymenty.Nie pozwoli nam nawet spróbować.– Przecież w Festina Lente Company mają komputery – zwracam mu uwagę.Właściwie prowadzą całą kampanię cyfrową przeciw piratom.Kat kiwa głową.– No tak, i to całkiem wysokiej klasy.– Ach, ale tylko na górze – wyjaśnia Penumbra, unosząc palec.– Komputery są dobre do zwyczajnej pracy Festina Lente Company… ale nie dla Niezłamanego Grzbietu.Nie, nigdy.– Żadnych telefonów – dodaje Kat.– Żadnych telefonów.Żadnych komputerów.Nic – Penumbra kręci głową – czego nie używałby sam Aldus Manutius.Elektryczne oświetlenie… nie uwierzycie, jakie o to były awantury.Ciągnęły się przez dwadzieścia lat.– Chrząka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]