[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Edna wyjaśniła jej, że bon mot oznacza w tym wypadku dowcipnyliścik, a papier w takim rozmiarze wybrała, wiedząc, że Hildzie będzie siępodobał: To nie to, co te małe karteluszki, na których z ledwościązmieścisz dwa zdania.Kartki były również idealne do sporządzenia szybkiego szkicu, którywspomógłby pamięć Hildy portretu drania, który ukradł tej biednejkobiecie kopertę, a potem popchnął ją samą.Sztywne, obolałe palcezaczęły powoli rysować, na kartce stopniowo pojawiał się zarys twarzy nie z profilu, raczej tak, jakby mężczyzna był lekko zwrócony w stronęHildy.Tak, włosy układały mu się w taki sposób, przypominała sobie.Narysowała ucho przylegające do głowy, o idealnym kształcie.Miałszeroko rozstawione oczy, które zwężały się nieprzyjemnie, gdyobserwował Carolyn Wells.Długie rzęsy, mocno zarysowana szczęka.Kiedy Hilda w końcu odłożyła pióro, była z siebie zadowolona.Niezle,pomyślała, całkiem niezle.Spojrzała na zegarek, do jedenastej brakowałodziesięciu minut.Włączyła telewizor, a potem poszła do kuchni nastawićwodę.Zapalała właśnie palnik pod czajnikiem, gdy usłyszała dzwonekdomofonu.Któż to, na Boga, przychodzi o tej godzinie? zastanawiałasię, idąc do małego przedpokoju i podnosząc słuchawkę. Kto tam? spytała, nie kryjąc irytacji. Panno Johnson, przepraszam za najście. Głos mężczyzny był niski iprzyjemnie brzmiący. Tu detektyw Anders.W areszcie mamymężczyznę; być może to ten sam, którego widziała pani dzisiaj w chwiliwypadku.Muszę pokazać pani jego zdjęcie.Jeśli go pani rozpozna,przymkniemy faceta.Inaczej będziemy musieli go wypuścić. Sądziłam, że nikt nie wierzy w moją wersję wydarzeń odparłasucho Hilda. Skoro mamy już podejrzanego, nie chcielibyśmy wypuścić go z rąk.Mogę na chwilę wejść? Dobrze.Hilda wcisnęła przycisk otwierający drzwi wejściowe do budynku, poczym z niekłamaną satysfakcją podeszła do biurka i spojrzała na swójrysunek.Niech no tylko zobaczy go detektyw Anders, pomyślała.Usłyszała, jak stara winda z łoskotem zatrzymuje się na jej piętrze.Potem rozległ się słaby odgłos kroków.Poczekała, aż detektyw Anders zadzwoni, i dopiero wtedy otworzyładrzwi.Musi być bardzo zimno, pomyślała, widząc podniesiony kołnierzpłaszcza, kapelusz z szerokim rondem wciśnięty głęboko na czoło irękawiczki na rękach mężczyzny. To zajmie tylko chwilę, panno Johnson oznajmił mężczyzna. Niechcę pani przeszkadzać.Hilda powiedziała: Proszę wejść.Ja też muszę panu coś pokazać. Ruszyła w kierunkubiurka, nie słysząc cichego trzasku zamykanych na klucz drzwi.Narysowałam portret tego mężczyzny oznajmiła triumfalnie. Możeporównamy go z pańską fotografią. Naturalnie. Ale zamiast zdjęcia mężczyzna położył na blacie prawojazdy z fotografią.Hilda głośno chwyciła oddech. Niech pan patrzy! Ta sama twarz! To on ukradł kopertę i popchnął tękobietę.Po raz pierwszy spojrzała prosto na detektywa Andersa, którytymczasem zdjął kapelusz i rozpiął płaszcz.Jej oczy rozwarły się szeroko z przerażenia.Otworzyła usta, alewydobył się z nich tylko słaby szept: O nie! Próbowała się cofnąć, leczzawadziła o biurko.Jej twarz przybrała trupioblady kolor Hildazrozumiała, że jest w pułapce.Błagalnym gestem uniosła w górę ręce.Bezskutecznie próbowałazasłonić się przed nożem, który mężczyzna wbił jej w pierś.Odsunął się szybko, aby nie splamiła go tryskająca krew.Patrzył wmilczeniu, jak ciało kobiety wiotczeje i pada bezwładnie na wytartydywan.Oczy Hildy zaczynały już stygnąć w bezruchu, ale zdołała jeszczewyszeptać: Bóg.cię.pokarze.Gdy zbliżył się, aby zabrać prawo jazdy i rysunek, jej ciało zadrgałogwałtownie, a ręka opadła na jego but.Odsunął nogą dłoń kobiety, ruszyłcicho w kierunku drzwi, otworzył je i szybko podszedł do wyjściaprzeciwpożarowego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]