[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak rodzinka?125-- Ach.Obowiązkowe pytanie.Mają się dobrze.Ostat-nio staram się spędzać z nimi więcej czasu.Mniej w redakcji.Właściwie to za dwie godziny muszę być na szkolnym przedsta-wieniu.Trzydzieścioro sześciolatków na scenie.Wyobrażasz tosobie?- Co wystawiają?- Mameta.- Roześmialiśmy się.Zawsze się śmialiśmy, gdyprzebywaliśmy razem.- Jenna, biedactwo, strasznie się tym de-nerwuje.Ostatniej nocy położyła się do łóżka z Beth i ze mną,zapłakana.Usnęliśmy, pocieszając ją.Obudziliśmy się w kałuży.- Oooch.- Zadygotałem.- Dreszczyk emocji rodzicielstwa.Za żadne skarby nie chciałbym, żeby mnie to spotkało.- Mówisz poważnie? - zapytał Walter, zrzucając eleganckiebuty i balansując butelką na piersi.- Jeszcze jak.Wszyscy mi współczują, kiedy im mówię, żenie chcę się żenić ani mieć dzieci.Ale to nie jest jakaś żałosna re-zygnacja.Po prostu tak się składa, że wiem na sto procent, iż niema tam nigdzie ani jednej osoby, przy której chciałbym się bu-dzić dzień w dzień.Poza tobą, oczywiście.Z tobą bym się ożenił,Walterze.Serio.Zaśmiał się z życzliwością.- Karen wycięła ci numer, ale nie zawsze będziesz czuł roz-goryczenie.- Skąd, u diabła, możesz wiedzieć, jak zawsze będę się czuł?- Ponieważ to niemożliwe, żeby ktoś przeszedł przez życie,nie zakochując się znów i znów. Jakież to smutne.On naprawdę sądzi, że pragnę jego życia.Myśli, że jestem Gatsbym tęskniącym za swoją Daisy.Być możejestem".- Byłem zakochany w Karen - powiedziałem.Wzruszenieścisnęło mi gardło, ale je stłumiłem.- I dokąd mnie to zapro-wadziło? No więc kochałem ją i myślałem, że chcę z nią spędzićresztę życia.Czułem tak przez dwa lata, aż raptem okazało się,126-że ona nie i że nie chce mieć już ze mną nic wspólnego.Nawetprzyjazni.Powiedziała, że byłem etapem.Cholernym etapem.To zmarnowane dwa lata mojego życia.Na myśl o tym, co mógł-bym w tym czasie napisać, aż mnie trzęsie.- Pokręciłem głowąi pociągnąłem łyk kwaśnego napoju.- Coś ci powiem.To będzieprawdziwy cud, jeżeli kiedykolwiek się ożenię, bo wcale tegonie szukam.Po prostu nie sądzę, żeby tak się stało, a dwa latapo Karen.do diabła, całkiem mi z tym dobrze.Zwietny ze mniekumpel.- Ugryzłeś zgniłe jabłko i teraz ci się zdaje, że wszystkie jabł-ka tak smakują, ale tak nie jest - oznajmił z pewnością siebieczłowieka, który wie, że ma rację.- Może niektórzy ludzie po prostu lubią smak zgniłychjabłek.Jego twarz spochmurniała.- Przepraszam.Nie wiem, dlaczego taki ze mnie dupek.W tejchwili jestem ociupinkę uchlany.- Hej, ludzie przechodzą w życiu przez różne etapy.Cieszsię, że nie jesteś pełnoetatowym dupkiem jak Bill York.- Ten skurczybyk nadal jest u ciebie adiustatorem?- Aha.To palant.Dzisiaj obsztorcował mnie za to, że wcze-śnie wyszedłem.- Ty prowadzisz to czasopismo.Wylej go.- Gdyby nie był takim dobrym redaktorem, już dawno bymgo odstrzelił.Ale nie płacę mu za to, żeby był przyzwoitą istotąludzką.Dopóki skutecznie sprawia, że tekst jest idealny, możesobie być księciem ciemności.- Boże, podziwiam twoje zasady.Znowu się zaśmialiśmy.Na krótką chwilę zapadła cisza, aleponieważ nastąpiła po naszym śmiechu, nie wprawiła nas w za-kłopotanie.Walter podniósł na mnie wzrok znad piwa.- Andy - odezwał się.- Chcesz mi opowiedzieć, co siędzieje?127-Spojrzałem Walterowi w oczy i zapragnąłem wszystko wy-jawić.Chęć opowiedzenia drugiemu człowiekowi, gdzie byłemi co robiłem, była przytłaczająca.- Po prostu sam nie wiem.- Czy to ma coś wspólnego z wycieczką, którą zrobiłeś sobiew maju?Wstrzymałem oddech, namyślając się.- Chyba można tak powiedzieć.- Chodzi o podatki? - zapytał.- Masz kłopoty z urzędemskarbowym? Serio.- Oczywiście, że nie.- Zaśmiałem się.- Z czego nie możesz mi się zwierzyć? - Jego oczy zmrużyłysię, a ja wzruszyłem ramionami.- No to mów.- Chciałbyś zaryzykować więzieniem albo własnym bezpie-czeństwem, żeby się dowiedzieć, co mi się przydarzyło?Usiadł i odstawił na wpół opróżnioną butelkę na podłogę.- Wiem, że ty byś to dla mnie zrobił.%7łołądek ścisnął mi się na myśl o pustyni.Dokończyłemdrinka i popatrzyłem w piwne oczy Waltera.Jego siwe włosyznacznie urosły od maja.- Wiesz, że mam brata blizniaka?- Wspominałeś.On zniknął, zgadza się?- Mieliśmy po dwadzieścia lat.Po prostu którejś nocywyszedł z naszego pokoju w akademiku.Powiedział: Nie zoba-czysz mnie przez jakiś czas".- Założę się, że było ci ciężko.- Tak, było ciężko.Skontaktował się ze mną w maju.Walte-rze, nie możesz nikomu o tym powiedzieć.Ani Beth, ani.- A komu miałbym mówić?- Pamiętasz tę czarnoskórą nauczycielkę, która zaginęła ze-szłej wiosny?- Ritę Jones?128-Przełknąłem ślinę. Mów dalej, a będzie w to wplątany.Prze-myśl to.Jesteś zbyt spity, żeby podejmować tę decyzję".- Ona leży pochowana w moim lesie.Twarz Waltera zbielała.- Mój brat, Orson, ją tam umieścił.Szantażował mnie.Po-wiedział mi, że jest umazana moją krwią i że nóż, którym jązabił, jest ukryty w moim domu.Przysięgał, że powiadomi poli-cję, jeżeli nie przyjadę się z nim spotkać.Groził mojej matce.- Jesteś pijany.- Chcesz zobaczyć trupa?Walter wpatrywał się we mnie wzrokiem podszytym niedo-wierzaniem.- On ją zabił?-Tak.- Dlaczego?- Bo to psychopata - odpowiedziałem, walcząc z drżeniemrąk.- Czego on od ciebie chce?Azy napłynęły mi do oczu i nie potrafiłem ich powstrzymać.Pociekły mi po policzkach, a gdy je otarłem i podniosłem wzrokna Waltera, oczy znów napełniły mi się łzami.- Okropnych rzeczy - odparłem.Wargi mi się trzęsły, gdy łzyspływały po nich i dalej w dół po mojej brodzie.- Dokąd pojechałeś?- Na pustynię w Wyoming.- Dlaczego?Nie odpowiedziałem, a Walter dał mi chwilę na pozbieraniesię.Nie powtórzył pytania.- Gdzie on teraz jest?- Nie wiem.Może być gdziekolwiek w kraju.- W ogóle nie poszedłeś na policję?- On groził naszej matce! - Mój głos niósł się aż na pię-tro.- A poza tym, co miałbym powiedzieć? Mój brat blizniak129-zabił Ritę Jones i zakopał ją na moim podwórku.Och, a przyokazji, cała jest w mojej krwi, zamordowano ją moim kuchen-nym nożem, a mój brat zniknął, ale przysięgam, że ja tego niezrobiłem!".- Jaki miałeś wybór? - zapytał.Wzruszyłem ramionami.- Cóż, jeżeli to, co mówisz, to prawda, ludzie nadal będąumierać, dopóki nie zostanie złapany.Następni w kolejce mogli-by być Beth albo John David.Czy to cię nie martwi?- Martwi mnie to - odparłem - że nawet gdybym zdołałznalezć Orsona, przywlec go na posterunek i powiedzieć detek-tywom, co on zrobił, wyszedłby jako wolny człowiek.Nie mamdowodów, Walterze.Guzik znaczyłoby w sądzie to, że ja wiem,iż Orson to psychopata, że widziałem, jak torturuje i zabija.Li-czy się to, że na Ricie Jones znajduje się moja krew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]