[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. ROZDZIAA CZTERNASTYDoborowakompaniaList do rodziców, styczeń 1999Najdrożsi Mamo i Tato!%7łycie tutaj jestjak powolna tortura, męka rozwleczona na wieczność.Ale kiedy więzniarka próbuje skrócić tecierpienia, oni wpadają w Jurtę i nieprzebierając w środkach, nie pozwalają jej znalezć ucieczki w śmierci.Noc zmieniała się w ranek, potem nadchodził wieczór.Potem noc, potem ranek, potem znowu niepostrzeżenie wieczór.Wszystko zgodnie z porządkiem rzeczy.Wielerazy łapałam się na tym,iż godzinami bezmyślnie przyglądam się szczegółommojej celi.Nie nauczyłam sięnigdypostępować z czasem.Niekiedy dzielnie wychodziłam munaprzeciw, innym razem liczyłamgo ukradkiemalbo starałam się całkiem zapomnieć o jego istnieniu.Niestetytakczy inaczej traktowany, czas w więzieniu doprowadzałmnie doszaleństwa.Zamknięcie kobiety w celi - pod ścisłą, ciągłą obserwacjąoraz jeszcześciślejszą kontrolą zachowań i emocji - musiwywołać głębokie zmiany w jejosobowości.W takich ekstremalnych warunkach całe życie więzniarki poddane zostaje woli kogośobcego, często woli strażnika mężczyzny.Trudno godzić się dzieńpo dniu z takimuzależnieniem.392przecież większość kobietprzebywających w zakładach karnych trafiła tamzaprzestępstwa popełnione(pośrednio lubbezpośrednio) właśnie z powodu mężczyzn.Durham odbierało nam godność i szacunekdla samychsiebie.Karmiono nas, ubierano, pouczano, kiedy odpowiadać "tak" iw jakichsytuacjachprzeczyć.Nasza wolna wolamiała zczasem zaniknąć.Oczekiwano,że na danyznak posłusznie wyjdziemy na spacer, będziemy siadać, kiedynampolecą, i stać na baczność, kiedy każą.A gdy tląca się w każdym człowieku choćby iskra niezależnościjestbezwzględnietłumiona, więzniarkastaje się niebezpiecznie podobna dodziecka-kapryśnego i nieobliczalnego.Ubezwłasnowolnione w więzieniach kobiety stają się antytezą przyrodzonej imroliopiekunek i matek.Za kratami, w ukryciu przed światem, dokonuje się radykalne, anonimowe, zbioroweoczyszczenie z biologiczno-społecznego aspektu.Osiągnąwszy tostadium,więzniarki usiłują odzyskaćkontrolę nadwłasnymżyciem i wprowadzić do niego trochę ładu.Podobnie było ze mną.W największymnasileniuwątpliwości i lęków - niczego przecież nie byłam pewnaitraciłam nadzieję,że doczekam końca wyroku - całkiemniespodziewanie nawiązałam znajomość z pewnym pracownikiem Durham, mającym stałe pozwolenie naodwiedzanie skrzydła "H".Wmojej relacji będę nazywać go Chrisem.Wkrótce zostaliśmy bliskimiprzyjaciółmi.Chris miał wiele zalet: był bystry, błyskotliwy, zabawny,ciekawy światai - cozaskakujące - na wskroś normalny,posiadający mnóstwo zainteresowań,przemyśleń,emocji.Spotykaliśmy sięregularnie i kiedy tylko nadarzyła się okazja, gadaliśmyi gadaliśmybez końca o wszystkim, co namprzyszło do głowy: od bieżących wydarzeńpolitycznych ażpo nasze osobiste przeżycia i odmienne światopoglądy.Ze393. spotkań wynosiłam sympatyczne wrażenie, iż wartości,które liczyły się dla mnie,Chris także uznawał za ważne.Współczuł mi, kiedy opowiadałam o przeniesieniu doDurham,i wierzył,kiedyskarżyłam się ze łzami, żeniczymna nie nie zasłużyłam.Rozumiał, jak wiele bólu sprawiłami ta niesprawiedliwość.Cóż to była za ulga!Wprostpromieniałam ze szczęścia!Po raz pierwszy odlatpomyślałam, żemoże to ja miałam rację, a wszyscy inni(służbawięzienna) oceniali mniebłędnie.A jeśli wcale nie byłamtakim zerem?Chris przywrócił mi nieco wiary w ludzi:w ich szlachetność, solidarność i poczucie wspólnoty.Dzięki jego ciepłym słowom w moim więziennym życiu zagościłaodrobinaoptymizmu i normalności.Widywałam Chrisa dosyć często i wkrótce zamiast pracownika obsługidostrzegłam wnim przyjaciela.Przy okazji każdego spotkaniadługo rozmawialiśmy o mnie, zwłaszcza o tym,jakfizycznie i emocjonalnieradzę sobie z tutejszą dyscypliną.Chrissłuchałz uwagą i współczuciem,dodając mi otuchyswoimzainteresowaniem,apotem sam zaczynał opowiadać o świecie za murami, dzieląc się ze mną pasjami,marzeniami czy choćby przygodnymi refleksjami na codzienne tematy.Pokrzepiona po rozmowie wracałam do ponurejceli.Ledwie pożegnałam się zChrisem, a już nie mogłamdoczekać się ponownegospotkania.Przyjazń Chrisa przyszła jak wybawienie, ponieważw tamtymczasie czułam sięwyjątkowo podle.Szczerzemówiąc, tak podupadłam na duchu, że ledwie mogłamprzypomnieć sobie,kiedy ostatnio cieszyłam się życiem.Ani rusz nie mogłam sobie wyobrazić, że świat kiedykolwiek mi się podobał.Rano z trudem podnosiłamsię z łóżkai nie chciało mi się nawet pójść do bufetu powrzątek nakawę - a jeszcze do niedawna celebrowałamtę czynnośćniczym rytuał.Stroniłam od ludzi, wysyłałamcoraz mniejlistów icoraz rzadziej telefonowałamdokądkolwiek.Jakośnie mogłam wykrzesać z siebieochoty do wykonaniachoćby symbolicznegowysiłku.Udawało mi się spędzać z Chrisem coraz więcej czasu;znajdując jakiś ustronnykątek, zagłębialiśmy się w konwersacji.Teoretycznie wżadnym zakładzie karnym - miejscu, którego przynajlepszychchęciach nie sposób nazwaćśrodowiskiem normalnym - kobieta niepowinna pozostawać na dłużej sam na sam z mężczyzną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed