[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co teraz zrobimy?— Żebym to wiedział — odrzekł Tully.Zgasił światła w sterówce, przeszedł na jej tył, otworzyłwychodzące na rufę okno i trzymając się w cieniu wyjrzałna pokład.Ujrzał ciężarówkę z drzwiami rozwartyminiczym skrzydła owada.Pojął, że kryją się za nimi Ryani Keogh.Wycelował dokładnie poniżej drzwi po stronieMartina w nadziei, że przy odrobinie szczęścia trafi gow kostkę lub stopę.Oddał sześć strzałów, opróżniającmagazynek.Odpowiedź była straszliwa.Karabiny Ryanai Keogha zagdakały długimi seriami, które roztrzaskałyszyby sterówki, pogrążając pomieszczenie w śnieżnej zamiecipokruszonego szkła.Tully i Grant padli błyskawicznie na podłogę, lecz Mullernie miał tyle szczęścia.Kilkanaście pocisków ugrzęzło muw plecach.Upadł.Koło sterowe zaczęło się obracać.Tullynatychmiast podpełzł do urządzenia i przykucnięty, obróciłje do właściwej pozycji, po czym zablokował łańcuchem.— Chwilowo mamy spokój — stwierdził.— Ale na jak długo? I co, do jasnej cholery, mamy terazzrobić? — zapytał Grant.— Nie wiem.Po dziesięciu minutach zaskrzeczało radio i rozległ sięgłos Ryana:— Tully, jesteś tam?— Jestem.Jest nas tu trzech.Muller, Grant i ja.— Będziecie już zachowywać się rozsądnie?— A niby dlaczego mamy zachowywać się rozsądnie?Potrzebujecie nas bardziej niż my was, Ryan.— Wiatrpotępieńczo zawodził, „Irish Rose" przewalała się ciężkona falach z boku na bok.— Nie zdołasz sam poprowadzićbarki, a już na pewno nie przy takiej pogodzie.— Co proponujesz?— Sam jeszcze nie wiem.Jedno jest pewne.Jeśli będziemy trzymać głowy nisko, nie dosięgniecie nas.My też nie możemy was dostać.Nazwałbym to sytuacją patową.100— Co proponujesz? — powtórzył Ryan.— Sam jeszcze nie wiem.Muszę pomyśleć.— On ma rację! — zawołał do Ryana Keogh.— W sterówce są bezpieczni.Nie dopadniemy ich.Mają przewagę.— A gdybyśmy nawet jakimś cudem ich pozabijali, toco? — odkrzyknął Ryan.— Damy radę we dwójkępoprowadzić tę barkę? Bardzo wątpię.— Dopóki maszyny są w ruchu, przynajmniej zbliżamysię do Irlandii.— Pracują bez dozoru — Ryan potrząsnął głową.—Nie sądzę, żebyśmy daleko dopłynęli.Przez kolejny kwadrans nic się nie wydarzyło.Późniejznów zaskrzeczało radio i rozległ się głos Tully'ego:— Ryan, jesteś tam?— Czego chcesz?— Jesteśmy w odległości trzech mil od wybrzeży Down.— Jeśli trzymacie kurs na Kilallę, możecie nas tamwysadzić i zarobić drugie pięćdziesiąt tysięcy, po czym bezszkody ruszyć w swoją stronę.— Nie wierzę ci.Po tym, co się wydarzyło, zastrzeliszmnie jak psa.Poza tym nie jesteśmy na kursie i Kilallaznajduje się już wiele mil na północ.— Co proponujesz?— W każdej chwili mogę zawrócić łajbę i skierować jąw morze.— I będziemy pływać niczym Latający Holender? Wyna górze, w sterówce, a mu tutaj, na dole? — zapytałRyan.— Co nam to da?— Z waszego punktu widzenia, nic — odparł Tullyi przerwał rozmowę.— Jest niedobrze — stwierdził Keogh.— Będę musiałdostać się jakoś do drabiny.Kryj mnie.— Mam cię kryć? Chyba oszalałeś — odburknąłRyan.— Przecież nie masz najmniejszych szans, żeby tamdojść.Dobrze o tym wiesz.101— Jak ramię? — zapytał Granta przykucnięty w sterówce Tully.— Boli jak licho, ale rana nie jest groźna.Przeżyję.— Jeśli zajmiesz się maszynownią, a ja kołem sterowym,jakoś dopłyniemy z powrotem do Anglii.— Raczej tak.Co proponujesz?— Spróbuję po raz ostatni złożyć mu ofertę.— Ryan? — dobył się z radiotelefonu głos Tully'ego.— Czego chcesz?— Jak już mówiłem, w każdej chwili mogę zawrócićw morze i tak długo po nim krążyć, aż skończy się nampaliwo.Później ktoś nas zauważy i powiadomi strażprzybrzeżną.A wtedy i dla was, i dla nas zostanie kaszana.— To prawda — zgodził się Ryan.— Co proponujesz?— Dlaczego nie odbić sobie strat? Za wami na rufie jestwielka, żółta pneumatyczna tratwa ratunkowa z silnikiem.O ile się orientuję, do brzegu mamy dwie mile.Teraz, kiedywiatr osłabł, dotrzecie tam bez kłopotu.— A tobie mamy zostawić złoto? — zapytał Ryan.—Co my będziemy z tego mieć?— Będziecie żyć — odrzekł Tully.— A wy powystrzelacie nas jak kaczki, kiedy będziemywsiadać do tratwy?— Ze sterówki nie widać łodzi.Zasłania ją ciężarówka.Pomyśl o tym.Daję ci pięć minut, później zmieniam kurs.Kiedy się wyłączył, Kathleen powiedziała ze złością:— Nie możemy się na to zgodzić, stryju Michaelu.Niepo tym, cośmy przeszli.— Wiem o tym, dziewczyno.— Odwrócił się do Keo-gha.— A co ty myślisz, Martin?— Myślę, że mamy niewielki wybór.— Odbijemy to sobie przy innej okazji.— Ryan wykrzywił twarz w bardzo niewesołym uśmiechu.— Istnieje pewne rozwiązanie, żeby Tully również nie dostał tego złota.Kathleen ze zdumienia otworzyła usta, a Keogh zapytał:— Jak zamierzasz to zrobić?Ryan przedstawił im swój pomysł.102W minutę później wywołał Tully'ego.— W porządku, jesteście górą.Daj nam trochę czasu,a Keogh sprawdzi, czy rzeczywiście ciężarówka zasłaniałódź.Wtedy ponownie się zgłoszę.W sterowni Tully wybuchnął ochrypłym śmiechem i odwrócił się do Granta.— Zadziałało.Skurwysyn się zgadza.Wygraliśmy.— Jeśli naprawdę zamierza tak zrobić.— Oczywiście, że zamierza.Nie ma innego wyjścia.Tutaj już nic po nim.W radiu ponownie rozległ się głos Ryana.— W porządku, Tully, sprawdziliśmy.Pewnego dniaspotkamy się w piekle.Zakończył rozmowę i Tully wybuchnął radosnymśmiechem.— Pobiłem skurwysyna.Pięćdziesiąt milionów jest moje.— Chciałeś powiedzieć, nasze — zauważył Grant.— Oczywiście, nasze — poprawił się z uśmiechem Tully.— Potrzebujemy się wzajemnie, więc zawracajmy już tę balię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]