[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dosiadł konia i wrócił do domu.Teraz, w świetle poranka, chciał wyjaśnić z panną HarrietWilson niektóre kwestie.Chciał - nie, musiał wiedzieć na pewno, czyoddała mu swoje serce.Ostatniego wieczoru zachowywał się jakszaleniec i możliwe, że się przesłyszał.Być może powiedziała coś, cotylko brzmiało podobnie do  złamałeś mi serce".Większą część nocy wiercił się w swoim łóżku, obwiniając się izadając sobie pytania, na które nie znał odpowiedzi.Prawdę powiedziawszy, miał niewielkie doświadczenie wobcowaniu z damami, a jeszcze mniejszą wiedzę o miłości.Doniedawna stykał się wyłącznie z kobietami, których czyny i uczuciabyły nierozerwalnie związane z ilością pieniędzy w jego kieszeniach.Oczywiście niektóre z nich mówiły, że go kochają, lecz Rand nigdynie traktował ich ani ich deklaracji poważnie.Płatna miłość była dlańnie bardziej istotna niż puchate białe chmury przepływające przezletnie niebo.Trwała chwilę i znikała.A co z prawdziwą miłością? Czy ona trwa? Czy może, jakutrzymują księża, trwać tak w obfitości, jak w niedostatku? Tak w211anulaouslaandcs zdrowiu, jak w chorobie? Czy mężczyzna może przeżyć swoje życie,pragnąc tylko jednej kobiety?Harriet Wilson zasługiwała na jego uwielbienie i szacunek.Niespodziewanie dla niego uczucie przyjazni przerodziło się jakoś wpragnienie bycia z nią, chronienia jej od krzywd.Dotykania jej.Całowania jej.Kochania się z nią.Czy to miłość? Nie wiedział.Ale jeśli ktokolwiek znałodpowiedz, to tylko Harriet, gdyż była ona najmilszą, najbardziejczulą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał.Nie wspominając już, żenajbardziej urodziwą i zmysłową.Takie myśli bardziej poruszały, niż uspokajały.A gdy tak jechałkłusem wzdłuż kamienistej drogi, dostrzegł jezdzca galopującego wjego stronę.Ponieważ wychudzony koń był wyraznie wynajętymwierzchowcem, a beczułkowaty mężczyzna w zle skrojonej kurtce iczerwonej koszuli nie wywodził się z pewnością z towarzystwa, Randwstrzymał Merkurego i zaczekał, aż tamten do niego dotrze.- W czym mogę pomóc? - zapytał.Mężczyzna dotknął palcem daszka filcowej czapki.- Dzień dobry panu.Czy mam przyjemność z lordem Dunford?- Nazywam się Dunford.- Moje nazwisko brzmi Bill Avery.Zostałem wyznaczony doobserwowania monsieur Antoine'a de la Croix i przyjechałem panapoinformować, że Francuz przebywa we wsi Market Bosworth okołogodziny drogi stąd.Ja zatrzymałem się w małym zajezdzie  Lisia212anulaouslaandcs nora", natomiast monsieur de la Croix, wraz z kobietą lekkichobyczajów i totumfackim - grubasem o nieokrzesanym wyglądzieo nazwisku Pierre du Lac - pozostają w wynajętym domkumyśliwskim.I jeśli kiedykolwiek widziałem ludzi, którzy mają złezamiary, to wyglądali dokładnie jak ci dwaj.Pragnąc dowiedzieć się od Avery'ego wszystkiego, co ten wie ode la Croix, Rand zabrał go do domu.Zamówiwszy kufel piwadomowej roboty dla gościa, zaprowadził go do sali bilardowej, gdziezastanawiali się, jak najlepiej wykorzystać nagłe pojawienie sięFrancuza w Leicestershire.- Ktoś strzelał do mnie kilka dni temu - powiedział Rand - izdawało mi się, że winowajcą może być de la Croix.- Być może, milordzie.Jest w Leicestershire od początkutygodnia.- Policjant łyknął piwa.- Jeśli wolno mi spytać, czymonsieur miałby powód, by życzyć panu śmierci?Rand skinął głową.- Gdy byłem na Barbados, uczciwie wygrałem od niego pewnąsumę w wista.Jednak z sobie tylko wiadomych powodów powziąłprzekonanie, że oszukiwałem.- Nie umie przegrywać, co?- Można tak powiedzieć.- Plotki głoszą - powiedział Avery - że wygrał pan nieco gotówkiod jakiegoś dżentelmena czy dwóch u White'a i fortunkę od innego uBoodle'a.Od takich, Co znają zasadę: przegrywasz - płać.- To byli dżentelmeni.213anulaouslaandcs - Czego nie można powiedzieć o Francuziku.- Czego nie można powiedzieć o Francuzie.Jak pan być możewie, de la Croix jest zarówno piratem, jak i handlarzem niewolników.Ale być może nie wie pan, że uważa on, że splamiłem jego honor, czyraczej coś, co w jego wynaturzonym umyśle uchodzi za honor.Poprzysiągł mi zemstę i dopóki pozostaje w Anglii, tak ja, jakczłonkowie mojej rodziny są zagrożeni.W tym miejscu Rand uznał za stosowne napomknąć o tym, żeBurtonowi groziło trzech zamieszkujących w Oksfordzie opryszków.- Bracia Wexham.Przynajmniej w związku z nimi mam dobrewieści [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed