[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaniedbany mógł się rozwinąć w chorobę śmiertelną, takąjak gorączka, która zabiła Alexandra Bledsoe, pierwszegomęża Sary.Jay uparł się, żeby starannie zaorano i obsiano nawet narożnezakątki jego pól.Zgodnie ze starożytnym żydowskimobyczajem nie sprzątał ich w żniwa, aby biedacy mogli tamzbierać pokłosie.Gdy pierwsze poletko wydało piękny plonkukurydzy, chciał drugie obsiać pszenicą, lecz Mort zostałtymczasem szeryfem, a nikt inny z osadników nie kwapił siędo pracy za zapłatą.Były to czasy, gdy chińscy kulisi nieodważali się odłączać od brygad robotników torowych, gdybysię bowiem pokazali w najbliższym miasteczku, moglibyzostać ukamienowani.Od czasu do czasu zabłąkał się doHolden's Crossing jakiś Irlandczyk lub rzadszy jeszczeptaszek Włoch, uciekający od niewolniczej harówki przybudowie kanału Illinois-Michigan.na papistów jednakwiększość miejscowych spoglądała ze zgrozą, toteż szybkotych intruzów przepędzano.Jay zawarł znajomość zniektórymi z Sauków, oni to bowiem byli biedakami, którzyzbierali pokłosie na jego polach.Na koniec kupił cztery woły istalowy pług i zgodził dwóch wojowników, Małego Rogu iKamiennego Psa, żeby wydzierali dla niego prerii uprawnegrunty.Indianie znali sekret krojenia równiny w skiby, a następnieodwracania ich tak, by odsłoniły swe ciało i krewczarnoziem Podczas tej pracy przepraszali ziemię za to, że jąranią, i śpiewali pieśni mające odpędzić złe duchy.Bylizdania, że biali orzą głęboko.Kiedy ustawili lemiesz pługana płytką orkę.Mg korzenna pod zoraną ziemią gniłaszybciej, orali zaś dziennie nie akr, a dwa akry i ćwierć.Iani Mały Róg, ani Kamienny Pies nie nabawili sięświerzbu.Zachwycony Jay próbował upowszechnić ich metodęwśród sąsiadów, nie znalazł jednak chętnychsłuchaczy. To dlatego, że te tępe dranie uważają mnie zaobcokrajowca, choć urodziłem się w PołudniowejKarolinie, a niektórzy z nich w Europie skarżył się zgniewem Robowi. Nie ufają mi.NienawidząIrlandczyków, %7łydów, Chińczyków i Włochów i Bógraczy wiedzieć kogo jeszcze, za to tylko, że za póznoprzyjechali do Ameryki.Z zasady nienawidząFrancuzów i mormonów.Indian nienawidzą za to, żezjawili się w Ameryce za wcześnie.Kogo oni, dociężkiej cholery, lubią?Rob uśmiechnął się do niego. No cóż.lubią siebie, Jay! Uważają, że są wporządku, bo mieli nosa i przyjechali do Amerykidokładnie wtedy, kiedy należało.Co innego znaczyło w Holderfs Crossing byćlubianym, co innego akceptowanym.Rob J.Cole iJay Geiger zyskali niechętną akceptację, ponieważ ichprofesje były ludziom potrzebne.Obie rodziny stałysię ważnymi elementami społecznej mozaiki.Ze sobąpozostawały w zażyłych stosunkach, znajdując jednau drugiej oparcie i dobre słowo.Dzieci zżyły się zutworami wybitnych kompozytorów, do snu usypiałaje bowiem cudowna muzyka płynąca to ciszej, toznów głośniej z instrumentów strunowych, na którychz miłością i pasją grali ich ojcowie.Główną chorobą wiosny w piątym roku życiaSzamana była odra.Okrywająca Sarę i Robaniewidzialna zbroja odporności gdzieś zniknęła,opuściło ich też szczęście chroniące dotąd przedepidemią.Do domu przyniosła odrę Sara, aleprzechodziła ją lekko, podobnie jak Szaman.Zdaniem Roba dobrze się stało, że chwycili takniegrozną formę tej choroby, wiedział bowiem zdoświadczenia, że odra nigdy nie atakuje dwa razytego samego organizmu.Alex przechodził ją jednaknajciężej jak można.Podczas gdy jego matka i bratgorączkowali, on płonął, gdy ich swędziało, jego ciałospływało krwią od wściekłego drapania wysypki.Rob J.robił mu okłady z kiszonej kapusty i dla jegowłasnego dobra związywał mu ręce.Dominującą chorobą następnej wiosny byłaszkarlatyna.Zarazili się nią Saukowie, a od nichMakwa-ikwa, Sara musiała166więc zostać w domu, nader niechętnie, i pielęgnowaćIndiankę, zamiast jezdzić z mężem jako jegoasystentka.Potem pochorowali się obaj chłopcy.Tym razem Alex lżej przechodził chorobę.Szamanmiał wysoką gorączkę, wymiotował, uszy bolały gotak bardzo, aż krzyczał z bólu, i dostał takiej wysypki,że skóra schodziła z niego płatami jak z węża.Kiedy choroba minęła, Sara otworzyła szeroko drzwii okna i wpuściła do domu ciepłe majowe powietrze.Oświadczyła, że rodzinie należy się święto.Upiekłagęś i zaprosiła Geigerów.Tego wieczoru w domuCole'ów królowała muzyka, od tygodni w nim niesłyszana.Dzieci gości położono spać na siennikach obok łóżekSzamana i Alexa w ich pokoju.Lillian Geiger poszłaprzytulić i pocałować całą gromadkę przed snem.Wychodząc zatrzymała się w progu i życzyła imdobrej nocy.Alex oraz jej dzieci Rachel, Davey,Herm i Cubby, który był jeszcze za mały, by goobarczać jego prawdziwym imieniem: Lionel odpowiedzieli jej zgodnym chórem.Ale jedno zdzieci, jak spostrzegła, milczało. Dobranoc, Rob J.Znów żadnej odpowiedzi.Lillian zauważyła, żechłopiec patrzy prosto przed siebie, jakby zatopionyw myślach. Szaman, kochanie?Nie doczekawszy się i tym razem odpowiedzi,odczekała chwilę, po czym głośno klasnęła w dłonie.Pięć twarzyczek obróciło się w jej stronę, jedna nie.W drugim pokoju muzycy grali duet Mozarta, utwór,który najlepiej im wychodził i sprawiał, że jaśnieli obajszczęściem.Rob J.zdziwił się, kiedy Lillian stanęłaprzed nim i w pół frazy, którą szczególnie lubił,chwyciła ręką smyczek. Twój syn, ten młodszy, nie słyszy.25 Ciche dzieckoRob J., który przez całe życie usiłował ratować ludziprzed chorobami sprowadzającymi fizyczne iumysłowe upośledzenie, przekonywał się zezdumieniem, jak to boli, gdy pacjentem jest167ktoś ukochany.%7ływił ciepłe uczucia dla wszystkichswoich pacjentów, również dla tych, którzyznikczemnieli w chorobie, a nawet dla tych, którychznał nikczemnikami przed zachorowaniem, już przezsamo to bowiem, że szukali u niego pomocy, stawalimu się w pewien sposób bliscy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]