[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wprowadziłem już te dane do GPS.Pendergast ruszył na południowy zachód, uważnie wpatrując się wurządzenie. Tutaj. Odwrócił się na północ. Dwadzieścia dwa pręty. Na-cisnął kilka guzików na GPS. Chodz za mną.270Zanurzył się w mrok, sam niemal jak zjawa w swoim czarnym gar-niturze.D'Agosta podążył za nim, poprawiwszy ciężką torbę na ramie-niu.Czuł zapach bagna i nadrzecznych błot przy Spuyten Duyvil.Wkrótce dostrzegł przez liście światła wysokiego apartamentowca naskarpie Riverdale, po drugiej stronie rzeki.Nagle drzewa się skończyłyi przed nimi otworzyła się łąka porośnięta splątaną trawą, opadająca dokamienistej plaży w kształcie półksiężyca.Dalej woda kłębiła się i wi-rowała, w górze pędziły łukiem światła autostrady imienia Henry'egoHudsona, a budynki na drugim brzegu odbijały się w wezbranej rzece,rozmigotane i drgające.Kłęby mgły dryfowały nisko nad powierzchnią,z oddali dobiegał warkot motorówki. Zaczekaj chwilę mruknął Pendergast, przystając na skrajudrzew.Aódz policyjna powoli płynęła po Spuyten Duyvil, prześlizgując sięjak duch wśród mgły.Reflektor zamontowany na dachu przeczesywałbrzeg.Kucnęli, kiedy snop światła przesunął się nad nimi i zanurzyłpomiędzy drzewa. Chryste mruknął D'Agosta chowam się przed własnymi cho-lernymi ludzmi.To wariactwo. To jedyne rozwiązanie.Masz pojęcie, jak długo by trwało zdo-bycie zezwolenia na ekshumację ciała, które pochowano nie na cmenta-rzu, ale na terenie publicznym, i to bez świadectwa zgonu, a jedynydowód, którym dysponujemy, to kilka artykułów w gazecie? Już to przerabialiśmy.Pendergast podniósł się, wyszedł spomiędzy drzew i brodząc przezmorze traw, zszedł na skraj kamienistej plaży.Na wschodzie, w poło-wie wysokości klifu, D'Agosta widział niewyraznie ogromną, nieregu-larną bryłę kościoła w Ville sterczącą jak kieł spomiędzy drzew; wgórnych oknach migotało słabe żółte światło.Pendergast przystanął. Dokładnie tutaj.D'Agosta rozejrzał się po plaży usłanej kamykami.271 Nie ma mowy.Kto chowałby ciało tutaj, na takim odsłoniętymmiejscu? Aatwiej kopać.A sto lat temu żaden z tych budynków po drugiejstronie rzeki jeszcze nie istniał. No, pięknie.Jak mamy wykopać ciało na oczach całego świata? Jak najszybciej.Z westchnieniem D'Agosta zrzucił torbę na ziemię, rozpiął suwak iwyciągnął kilof oraz łopatę.Pendergast skręcił razem drążki wykrywa-cza metalu, nałożył słuchawki, podłączył je i uruchomił urządzenie.Zaczął omiatać ziemię czujnikiem. Sporo tu metalu zauważył.Przesuwał wykrywaczem w lewo i w prawo, w lewo i w prawo, po-woli idąc przed siebie.Po chwili zawrócił. Odbieram stały sygnał tutaj, dwie stopy w głąb. Dwie stopy? To strasznie płytko. Wren mówi, że ogólna erozja gruntu w tej okolicy wyniosła czte-rech stóp od czasu pochówku.Odłożył wykrywacz metalu, zdjął marynarkę i powiesił na najbliż-szym drzewie, po czym chwycił kilof i z zadziwiającą energią zacząłrozbijać ziemię.D'Agosta, naciągnąwszy robocze rękawice, łopatąwybierał luzne grudy i kamienie.Kolejny warkot zapowiedział powrót motorówki policyjnej.D'A-gosta przypadł do ziemi, kiedy snop światła polizał brzeg, Pendergastszybko zrobił to samo.Kiedy motorówka przepłynęła, wstał i otrzepałsię z kurzu. Trochę przeszkadzają stwierdził, ponownie sięgając po kilof.Prostokątna jama pogłębiała się dwanaście cali, osiemnaście.Pen-dergast odrzucił kilof, ukląkł i zaczął pracować rydlem.Zeskrobywałwarstwy gleby, które potem D'Agosta wybierał łopatą.Z dziury buchałmdlący odór słonej morskiej wody i gnijącej ściółki.Kiedy grób miał około dwudziestu cali głębokości, Pendergast272ponownie zbadał go wykrywaczem metalu. Zbliżamy się do celu.Jeszcze pięć minut pracy i rydel zaskrobał o coś pustego w środku.Pendergast szybko odgarnął luzną ziemię i odkrył tył czaszki.Dalszeskrobanie odsłoniło tylną stronę łopatki i czubek drewnianego uchwytu. Nasz przyjaciel chyba został pochowany twarzą do dołu oznajmił Pendergast.Oczyścił miejsce wokół drewnianego trzonka,wydobywając z ziemi jelec i zardzewiałe ostrze. Z nożem w plecach. Myślałem, że dostał w klatkę piersiową powiedział D'Agosta.Przeniósł wzrok z trupa na Pendergasta.Księżyc właśnie wyłonił sięzza chmur.Twarz agenta wydawała się bardzo posępna i blada.Pracowali razem i stopniowo odsłaniali tył szkieletu.Ukazało sięgnijące ubranie: para skurczonych butów odstających od kości stóp,przegniły pas, stara sprzączka i spinki do mankietów.Rozgrzebali gruntwokół szkieletu, odkryli boki, zmietli pył ze starych brązowych kości.D'Agosta wstał jednym okiem zerkając na rzekę w obawie przedpowrotem motorówki policyjnej i poświecił dookoła.Szkielet leżałtwarzą do dołu, ręce i nogi schludnie wyprostowane, palce u nóg zagię-te do środka.Pendergast po kolei zdejmował zbutwiałe strzępy materia-łu przywierające do kości.Najpierw obnażył górną część szkieletu,potem ściągnął z nóg kawałki płótna i wszystko układał w pojemniku.Nóż sterczał z pleców, wbity po rękojeść przez lewą łopatkę, dokładnienad sercem.Przyjrzawszy się z bliska, D'Agosta zauważył spore, wgłę-bione pęknięcie w tyle czaszki.Pendergast nachylił się nad zaimprowizowanym grobem i zrobił se-rię zdjęć szkieletu pod różnymi kątami.Potem się wyprostował. Wyjmijmy go powiedział.D'Agosta trzymał latarkę, podczas gdy Pendergast podważał kości jed-ną po drugiej czubkiem rydla, zaczynając od stóp.Podawał je detekty-wowi, który wkładał je do pojemnika na dowody.Kiedy dotarł do klat-ki piersiowej, powoli wydobył nóż z gleby.273 Widzisz to, Vincencie? zapytał, wskazując.D'Agosta skierował światło latarki na kawałek kutego żelaza, przy-pominający długi szpikulec albo oścień, którego koniec zakrzywiał sięwokół kości przedramienia ofiary.Drugi koniec szpikulca tkwił głębo-ko w ziemi. Przybity do grobu.Pendergast powyciągał szpikulce i dołączył je do pozostałychszczątków. Ciekawe.A widzisz to?Teraz D'Agosta poświecił na kark zmarłego.Zobaczył resztki cien-kiego, skręconego konopnego sznura, zaciśniętego wokół kręgu szyjne-go. Uduszony z taką siłą ocenił D'Agosta że prawie mu obcięłogłowę. Istotnie.Kość gnykowa jest niemal całkiem zmiażdżona.Pendergast kontynuował makabryczną pracę.Wkrótce w ziemi zo-stała tylko czaszka spoczywająca twarzą do dołu.Pendergast podważyłją razem z żuchwą małym scyzorykiem, obluzował i wydobył jakocałość.Obrócił czaszkę ostrzem scyzoryka. O cholera. D'Agosta cofnął się o krok.Czaszka miała zamknięte usta, ale wnętrze jamy ustnej wypełniałajakaś zbita, zielonkawo-biała substancja o konsystencji kredy.Z zaci-śniętych zębów zwisała splątana nitka.Pendergast podniósł nitkę, obejrzał i starannie umieścił w probówce.Potem nachylił się ostrożnie, powąchał czaszkę, nabrał na czubek palcaodrobinę proszku i roztarł między dwoma palcami. Arszenik.Napełniono mu usta arszenikiem, a potem zaszytowargi. Jezu.Co to za samobójstwo, skoro go uduszono, wbito mu nóż wplecy i napchano do ust arszeniku? Przecież ludzie, którzy go pochowa-li, musieli zauważyć.274 Ciała pierwotnie nie pochowano w ten sposób.Nikt nie zakopujekrewnych twarzami do dołu.Po pogrzebie ktoś inny.przypuszczalnieten, kto reanimował ciało.wrócił, wykopał je i przygotował w tenspecjalny sposób. Dlaczego? Dość powszechna ceremonia obeah.%7łeby go zabić drugi raz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]