[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dlaczego w ogóle miałbym zawierać z tobą przymierze powiedziałaplama męskim głosem skoro ty nie potrafisz kontrolować swoich.apetytów?Jeśli już muszę ryzykować, to pragnę większej nagrody niż możliwość pociąganiakukiełki za sznurki. Co masz na myśli? zapytała groznie.Rozmyta plama zadrżała, Rand wyczuł, że zdradza tym wahanie, niepewnośći obawę, by nie powiedzieć za dużo.I nagle zniknęła.Kobieta spojrzała na niego,wciąż zanurzonego po szyję w stawie, zacisnęła usta z irytacją i również zniknęła.* * *Obudził się i leżał nieruchomo, wpatrując szeroko rozwartymi oczami w cał-kowitą ciemność.Sen.Zwykły sen czy coś więcej? Wysunął dłoń spod koca i do-tknął szyi, poczuł pod palcami ślady zębów i kropelki zakrzepłej krwi.Niezależ-nie od rodzaju snu, ona była w nim.Lanfear.Nie wyśnił jej.Ani tego mężczyzny.Chłodny uśmiech wypełzł mu na twarz. Wszędzie dookoła pułapki.Pułapki czyhające na nieostrożny krok.Teraz bę-dę więc musiał bardziej uważać, gdzie stawiam stopy.Tak wiele pułapek.Zastawiali je chyba wszyscy.Zmiejąc się cicho, odwrócił się na drugi bok, by ułożyć się do snu.i zamarł,wstrzymując oddech.W pokoju był ktoś jeszcze. Lanfear.Błyskawicznie sięgnął do Prawdziwego yródła.Przez chwilę bał się, że samstrach nie pozwoli mu pochwycić saidina.Potem zatonął w chłodnym spoko-ju Pustki, wypełnionej szalejącą rzeką Mocy.Poderwał się na nogi, smagnąłOgniem.Lampy rozbłysły płomieniem.308Przy drzwiach siedziała Aviendha ze skrzyżowanymi nogami, z rozdziawio-nymi ustami i szeroko rozwartymi oczyma spoglądała to na lampy, to na siebiew poszukiwaniu niewidzialnych więzów, które spowijały ją bez reszty.Nawetgłową nie mogła poruszyć, spodziewał się bowiem, że napastnik będzie stał, więcuplótł przędzę Mocy za wysoko.Natychmiast zwolnił strumienie Powietrza.Gramoliła się na nogi, w pośpiechu omal nie gubiąc szala. Nie.nie sądzę, bym kiedykolwiek się przyzwyczaiła. wykonałagest w stronę lamp .że może to robić mężczyzna. Widziałaś już wcześniej, jak władałem Mocą. Po powierzchni otulającejgo Pustki przemknęły delikatne zmarszczki gniewu.Po ciemku wślizgiwać się dojego pokoju.Przerazić go niemal na śmierć.Miała szczęście, że przez przypadeknie wyrządził jej żadnej krzywdy. Lepiej, jak się zaczniesz do tego przyzwy-czajać.Jestem Ten Który Przychodzi Ze Zwitem, czy chcesz tego czy nie. Nie o to chodzi. Po co tu przyszłaś? dopytywał się chłodno. Mądre obserwują cię na zmianę.Mają zamiar wciąż śledzić twoje.Umilkła, twarz jej poczerwieniała. Co? Tylko patrzyła na niego, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Avien-dha, moje co.?Wędrujące po snach.Dlaczego nigdy dotąd nie przyszło mu to do głowy? Moje sny? zapytał ochryple. Od jak dawna już szpiegują moją duszę?Z ciężkim westchnieniem wypuściła długo wstrzymywany oddech. Nie wolno mi powiedzieć.Jeżeli Bair się dowie.Od Seany usłyszałam,że dzisiejszej nocy to zbyt niebezpieczne.Nie rozumiałam, o co jej chodzi; niepotrafię dostać się do wnętrza snu bez pomocy którejś z nich.Wszystko, czego siędowiedziałam, to tyle, że dzisiejszej nocy jest to niebezpieczne.Dlatego wzięłamna siebie wartę przy tych drzwiach.Wszystkie bardzo się martwiły. Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Nie wiem, po co tu przyszłam wymamrotała. Gdybyś potrzebowałobrony. Spojrzała na krótki nóż przy pasie, musnęła rękojeść.Bransoletaz kości słoniowej wydawała się ją drażnić. Z nożem tak małym nie mogłabymcię zbyt dobrze bronić, lecz Bair powiedziała, że jeśli ponownie wezmę w ręcewłócznię w sytuacji, gdy nikt mnie bezpośrednio nie zaatakuje, zrobi z mojej skó-ry worek na wodę.Sama nie wiem, dlaczego w ogóle powinnam rezygnować zesnu, by cię chronić.Przez ciebie musiałam trzepać dywany, skończyłam dopieroprzed godziną.Przy świetle księżyca! Nie takie było pytanie.Od jak dawna.? Urwał nagle.Poczuł niebez-pieczeństwo wiszące w powietrzu.Jakieś zło.Mogło być to dziełem wyobrazni,wspomnieniem snu.Może.Aviendha popatrzyła zaskoczona na płomienny miecz, który nagle pojawił sięw jego dłoni, lekko zakrzywione ostrze znaczyła sylwetka czapli.Lanfear oskar-309żała go, że wzywa jedynie dziesiątej części swoich zdolności, ale i tę dziesiątączęść udało mu się osiągnąć drogą prób i błędów, toteż do końca nie wiedział, naco było go stać.Ale znał miecz. Stań za mną.Kątem oka zobaczył, jak wyciąga zza pasa nóż, ale już wybiegał z pokoju, no-gi w samych skarpetach bezszelestnie przemykały po wyłożonej dywanami pod-łodze.Dziwne, powietrze nie było dużo chłodniejsze niż w chwili, gdy kładł sięspać.Być może te kamienne ściany trzymały ciepło dnia, im dalej bowiem szedł,tym było zimniej.Nawet gai shain rozłożyli już swe sienniki.Korytarze i pomieszczenia byłyciche, opustoszałe, w większości oświetlone mętnym światłem tych lamp, któ-re zawsze zostawiano zapalone na noc.Poczucie zagrożenia było wciąż odległei niejasne, ale nie znikało.Zło.Zatrzymał się nagle w szerokim przejściu wiodącym do wykładanej płytka-mi frontowej komnaty.Srebrne lampy, umieszczone po jednej w każdym kąciepomieszczenia, sączyły blade światło.Pośrodku podłogi stał wysoki mężczyzna,pochylony nad kobietą, którą obejmował otulonymi czarnym płaszczem ramio-nami.Ona odrzuciła głowę do tyłu, biały kaptur opadł na kark, podczas gdy onwpił się w jej gardło.Oczy Chion były na poły przymknięte, na jej twarzy zastygłuśmiech ekstazy.Błysk zażenowania przemknął po powierzchni Pustki.W tymmomencie mężczyzna uniósł głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]