[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Domyślam się, że rozmawiacie o koledze - wtrąciła Margaret.- Przepraszam, skarbie - odparł Patrick i znowu poczuła, jak skóra jejcierpnie.Wcześniej nigdy nie nazywał jej skarbem".I dlaczego nie przy-RLTszedł do portu sam? Dlaczego musiał zabrać Elenę? Nie zdawał sobiesprawy, jak to może zirytować Margaret?Napiła się schłodzonego białego wina.Elena rzuciła jej szybkie spojrzenie.- A jak twoja praca? - zapytała.- Patrick wiele mi o tym opowiadał.- Doskonale.Dostaję coraz bardziej skomplikowane zlecenia.Teraz mo-im partnerem jest dziennikarz o wiele sympatyczniejszy od tego, z którymzaczynałam.- Kto to taki? - zapytał Patrick, przyjmując od kelnera menu.- Nazywa się Rafiq Hameed.W siedemdziesiątym drugim wyrzucono goz Ugandy razem ze wszystkimi Azjatami.Jest niezle wykształcony, skoń-czył szkołę w Anglii, potem studiował w Makerere.Ma jakieś dwadzieściasiedem lat.Jezdzi citroenem i obija sobie kolana na desce rozdzielczej.Jestwysoki.Już miała dodać i przystojny", ale uznała, że posunęłaby się za daleko.W tę grę można grać we dwoje.Po posiłku Elena pożegnała się, życząc im dobrej nocy, a Patrick zapro-wadził Margaret do cichego kąta na dachu.Z hotelu Petley inne budynkiLamu wyglądały jak pudła bez wieka, miały dwa, trzy piętra, a wewnątrzogromne dziedzińce.Margaret zdziwiło, że na wielu dachach są ogrody, naniektórych stały nawet łóżka z moskitierami.- W wielu tutejszych domach najchłodniej jest na dachu -wyjaśnił Pa-trick.- Tylko tam czuje się wiatr od morza.- A jeśli pada? - zapytała Margaret.- Tu bardzo rzadko pada.- Miasto jest urocze.Egzotyczne.- -Nie muszę się o ciebie niepokoić, prawda? - szepnął Patrick.- Z jakiego powodu?- Z powodu tego wysokiego wykształconego dziennikarza, z-którym co-dziennie spędzasz sporo czasu?- Chyba żartujesz - odparła.-1 właśnie ty to mówisz?- Co masz na myśli?RLT- A ty i Elena? Możesz mi powiedzieć, o co tutaj chodzi?- Jesteśmy kolegami z pracy.- Którzy spędzili noc w tym samym hotelu i uznali za konieczne powitaćmnie razem w porcie?- Elena i ja pracowaliśmy przy śniadaniu; uznałem, że zachowałbym sięniegrzecznie, gdybym jej nie zaproponował, żebyśmy razem wyszli po cie-bie.- Teraz potrzebna nam przyzwoitka?- Nie bądz śmieszna.Margaret robiło się niedobrze od własnych słów, mimo to brnęła dalej:- W żadnym razie nie możesz zaprzeczyć, że jest niewiarygodnie piękna.- Margaret, posłuchaj samej siebie.- Wolałabym posłuchać ciebie.- Nie mam nic do powiedzenia.Wciąż ją obejmował, ale czuła, jak cały zesztywniał.- Jesteśmy razem? - zapytała.- Razem w taki sposób jak przed wspinacz-ką? A może ta wyprawa wyrządziła nam nieodwracalną szkodę?Patrick zamknął oczy.- Nie będę o tym rozmawiał.Ta obsesja na punkcie wspinaczki zżera cięod środka.Obserwuję to od miesięcy.Podejrzewam, że nie będziemy razemtak jak wcześniej, dopóki sobie z tym nie poradzisz.Nie.To niemożliwe.- Nie mam obsesji na punkcie wspinaczki, tylko na punkcie naszego mał-żeństwa.- Myślę, że powinniśmy wracać do pokoju.Margaret nagle zmieniła zdanie.Poczuła gwałtowne pragnienie fizycznejobecności męża.- Tak mi przykro, przepraszam - powiedziała, łapiąc go za rękaw.- Pa-trick, nie odchodz.Nie po to przyjechałam do Lamu.Chciałam spędzić ztobą weekend, który oczyściłby atmosferę.Proszę, zostań.Stanął obok niej.- Ani słowa więcej o naszym małżeństwie.-Ani słowa.RLTNazajutrz rano Patrick i Elena poszli na spotkanie, a Margaret miała wol-ny dzień.Recepcjonista zaproponował pieszą wycieczkę po mieście, ale jużniemal od początku została z tyłu.Boczne uliczki wabiły ją ku sobie,osiemnastowieczne budynki pokryte warstwami starego tynku zapraszały.Drewniane okiennice i drzwi zdobione były płaskorzezbami, a kiedy jakieśsię otwierały, Margaret mogła rzucić okiem na dziedzińce z fontannami iniszami, gdzie stały białe sofy.Zapragnęła, by ktoś zaprosił ją na taki dzie-dziniec, gdzie w powietrzu unosił się zapach jaśminu.Na każdym kroku widziała Rafiqa.Mijani mężczyzni mogli być jego ku-zynami.Kobiety nosiły bui bui.Czy Rafiq był kiedyś w Lamu?Po uliczkach wałęsały się koty i osły.W wąskich zaułkach Margaret od-krywała sklepy: w jednym sprzedawano ciężką biżuterię ze srebra, w innymitos, okrągłe malowane oczy z suahilijskich dhow, w kolejnym kikois, wzo-rzyste narzuty noszone przez mężczyzn z plemienia Suahili.Przekonała się,że ceny w Lamu są niebotycznie wysokie.Piwo w hotelu Petley, które pilipoprzedniego wieczoru, kosztowało prawie sto szylingów.Oczywiście wy-nikało to z trudności związanych z importowaniem zagranicznych produk-tów na wyspę, ale nawet miejscowa ręcznie wyrabiana biżuteria była droga.Margaret kupiła kikois dla Patricka i ito do domu.Po części zastanawiałasię, jak Patrick zareaguje na talizman, który ma odstraszać złe spojrzenie,po części zadawała sobie pytanie, czy okaże się skuteczny.Kiedy wróciła do hotelu na lunch, Patrick i Elena już na nią czekali.Obo-je wciąż byli ożywieni, w sposób typowy dla ludzi, którzy wyszli z narady,Margaret natomiast przed chwilą opuściła inne stulecie, w którym życie to-czyło się o wiele wolniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]