[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciało przestało boleć i.- Zawsze podziwiałem twoją umiejętność zasypiania w najdziwaczniejszych miejscach - usłyszał jakby nie swoimi uszami.Poderwał powieki, na moment powrócił ból w obitym ciele, ale zaraz został pokryty snem, przyduszony.i miękka ciepła puszysta ciemna płach.***- Obudź się!Cichy, ale przenikliwy szept wwiercił się w otulinę snu, jak nieprzyjemny zimny podmuch wdzierający się pod pierzynę, wstrząsnął Cadronnem, poderwał go.Wyprostował wyciągniętą gdzieś ponad głowę rękę, uderzył o coś przegubem.Rozległ się przy tym dźwięk, który na chwilę zmroził wszystkie zmysły.Serce uderzyło kilka razy mocno, gwałtownie i pocwałowało, a echo uderzeń puchatym łomotem zabrzmiało w uszach.- Zawsze podziwiałem twoją umiejętność spania w dowolnej pozycji, ale teraz.Hondelyk powiedział jeszcze coś, czego Cadron nie dosłyszał, ponieważ łomot w uszach nasilił się, a na dodatek zaczął czuć swoje nogi, ręce, ból w całym ciele.Z wysiłkiem, już wiedząc co zobaczy uniósł powieki.But.Oklapły, przemoczony, skierowany noskiem do beczki, w połyskującej wilgocią kałuży.- Słyszysz mnie? Cadronie?! - usłyszał z boku.Z wysiłkiem podkurczył jedną nogę, drugą, zacisnął zęby i wstał uwalniając ręce od dźwigania ciężaru ciała.Najpierw nie poczuł w nich nic, potem skurcze wykręciły na chwilę łokcie i przeguby dłoni.- Och, żeby to.- stęknął.- Długo to trwało? - zapytał, żeby tylko cokolwiek powiedzieć, odpędzić ból odgłosami rozmowy.- Nie, chwilę, ale i tak - Hondelyk pokręcił głową.Jedno oko, prawe, nadal miał przykryte plackiem zeskorupiałej krwi, ale lewe patrzyło na Cadrona zawadiacko.- Uwierzę, że będziesz umiał.- Zaraz! - przerwał Cadron Zerknął w lewo, zwisały tam czyjeś kajdany, puste.- Miałem sen.Czy tu był jakiś złodziej?- No przecież! Ukloper.Ścięli go niedawno.- Hondelyk zaniepokoił się.- Dobrze się czujesz?- Tak, czuję się pysznie.Jak kapłon na widok siekiery i ostrzałki.- mruknął Cadron myśląc o czymś innym.- I potem nic się już nie działo?- Po ścięciu? Nic, a co? Mało ci? - Hondelyk poruszył wargami chcąc strząsnąć z nich jakiś mały zwisający na cieniutkim płatku skóry skrzep.- Może jak kat się z nami zabawo będzie akurat.- przerwał i cmoknął z niesmakiem.- Szkoda, miałem piękny sen - rozmarzył się przyjaciel nie zauważając niestosownego dowcipu Hondelyka.- Uciekliśmy w nim stąd i spaliśmy już na wolności.Gładko posz.- Nagle potrząsnął głową: - Przecież można go wykorzystać!.- Szarpnął się w stronę Hondelyka, ściszył głos.- Słuchaj, widziałem we śnie, wyraźnie jak na jawie, że - przeszedł na niemal niesłyszalny szept: - zmieniłeś się w Uklopera, niech mu Kreist cierpienie wynagrodzi, rozumiesz? Jak przyszli po nas to zobaczyli, że nie tego ścięli i odplątali ciebie, zrobiła się zawierucha.Ty zrobiłeś jeszcze po drodze strażnika i - no? - rozumiesz? Daliśmy, jak to mówią, na buty dla Dyla!Hondelyk słuchał uważnie, przez cały czas ruszając mięśniami twarzy w daremnym usiłowaniu zerwania doskwierającego strupa na oku.Gdy Cadron umilkł jeszcze chwilę posykując krzywił się na wszystkie możliwe sposoby i w końcu zrezygnował.- Nic z tego - pokręcił głową.I widząc jak we wpatrzonych w niego oczach gaśnie nadzieja dodał: - Ani nie zerwę tego plastra, ani nie udam Uklopera.Nie widziałem go nawet dobrze, a poza tym jestem taki słaby, że.- skrzywił się i jeszcze raz pokręcił głową.- Nie możemy czekać na zmiłowanie Mroclave'a - po chwili wypełnionej więzienną ciszą powiedział Cadron.- Zgoda.- Musimy coś przedsięwziąć - odrobinę głośniej rzucił Cadron napastliwym tonem.- Tak - zgodził się Hondelyk.Odpowiedziało mu westchnienie.Cadron zabrał się do szczegółowego oglądania swoich kajdan i łańcucha, ogniwa po ogniwie.Hondelyk wrócił do robienia min.W przerwanej odgłosami krzątaniny głośno zaskwierczał jeden z kaganków, płomyk pyrknął, skoczyć do góry, opadł, wydłużył się jeszcze raz i zgasł.Więźniowie znieruchomieli na chwilę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]