[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To byÅ‚ Fitzjohn!ZewnÄ™trznie mocno siÄ™ zmieniÅ‚.Nieco bardziej korpulentny i Å‚ysy, z gÄ™stymibokobrodami, krzaczastymi brwiami i zÄ™bami, które wyglÄ…daÅ‚y zupeÅ‚nie inaczej niż u mojegodawnego lokaja.Prawdopodobnie jota w jotÄ™ przypominaÅ‚ prawdziwego brata ksiÄ™cia regenta,przy czym nie miaÅ‚am żadnych zÅ‚udzeÅ„ co do tego, co naprawdÄ™ staÅ‚o siÄ™ z tym biedakiem.Jegostatek spoczywaÅ‚ zapewne na dnie Atlantyku, inaczej Fitzjohn nie mógÅ‚by przecież zająć jegomiejsca.Fakt, że wÅ‚aÅ›nie w ten szczególny wieczór a dokÅ‚adnie w przyszÅ‚Ä… sobotÄ™, wtedybowiem rozpocznie siÄ™ soirée w Carlton House wróciÅ‚ do domu po dÅ‚ugiej podróży,z pewnoÅ›ciÄ… harmonijnie wpisze siÄ™ w dalszy przebieg wydarzeÅ„.Bo gdy książę regentrzeczonego wieczoru na oczach wszystkich nagle i niespodziewanie pożegna siÄ™ z tym Å›wiatem,kolejny nastÄ™pca tronu bÄ™dzie na szczęście już na miejscu. Aktorów książąt, królestwo na teatr& .Przez chwilÄ™, która zdaÅ‚a mi siÄ™ wiecznoÅ›ciÄ…, gapiÅ‚am siÄ™ na Fitzjohna, on zaÅ›, jakbywyczuÅ‚ to ponad czasem i przestrzeniÄ…, skierowaÅ‚ wzrok wprost na mnie.Jego oczy niemalprzewiercaÅ‚y mnie na wylot.PrzeszyÅ‚ mnie dreszcz.To wszystko nie byÅ‚o prawdziwe, to siÄ™dopiero miaÅ‚o wydarzyć, ale lustro dawaÅ‚o wstrzÄ…sajÄ…ce wrażenie rzeczywistoÅ›ci.Potem Fitzjohn objÄ…Å‚ ramieniem swego rzekomego brata i podaÅ‚ mu puchar z winem.Kark zaczÄ…Å‚ mnie swÄ™dzieć.Nie, palić ogniem! ChciaÅ‚am siÄ™ odwrócić, ale potem zorientowaÅ‚amsiÄ™, że niebezpieczeÅ„stwo pochodzi z lustra.Mój wzrok mimowolnie przylgnÄ…Å‚ do pucharu.Wino! MusiaÅ‚o być zatrute!Prinny ujÄ…Å‚ puchar i zamierzaÅ‚ siÄ™ z niego napić. Nie! krzyknęłam w duszy i jakby mnie usÅ‚yszaÅ‚, bo opuÅ›ciÅ‚ rÄ™kÄ™ z kielichem i siÄ™obejrzaÅ‚.KtoÅ› w sali sÄ…dzÄ…c po peÅ‚nej przepychu liberii, ktoÅ› w rodzaju mistrza ceremonii zwoÅ‚ywaÅ‚ goÅ›ci na przedstawienie na tarasie.Przez otwarte drzwi balkonowe widać byÅ‚opoÅ‚ykaczy ognia i żonglerów.Ze wszystkich stron napÅ‚ywali goÅ›cie, aby zająć dobre miejsca.ObÅ‚oki ognia i latajÄ…ce stożki mieszaÅ‚y siÄ™, tworzÄ…c migotliwe tÅ‚o, które ze wzglÄ™du na caÅ‚kowitybrak gÅ‚osu sprawiaÅ‚o upiorne wrażenie.Ponieważ patrzyÅ‚am na tÄ™ scenÄ™ z góry można powiedzieć, z lotu ptaka wszystkowidziaÅ‚am doskonale.Nie tylko poczÄ…tek przedstawienia na tarasie.Przede wszystkim samÄ…siebie.Przynajmniej przez chwilÄ™, potem widok zasÅ‚oniÅ‚a mi otyÅ‚a, wysoka kobieta w czerni.AlebyÅ‚am pewna, że siÄ™ nie mylÄ™.ByÅ‚am tam.Czy też może: bÄ™dÄ™ tam.Przycisnęłam rÄ™kÄ™ do pulsujÄ…cej tÄ™tnicy na szyi. Co jest? usÅ‚yszaÅ‚am dobiegajÄ…cy z kÄ…ta szept Sebastiana. Nic odparÅ‚am matowym gÅ‚osem.Jak urzeczona patrzyÅ‚am w lustro.OtyÅ‚a kobieta poszÅ‚a dalej, wiÄ™c znów dobrze siebie widziaÅ‚am.Na marginesiezarejestrowaÅ‚am, że mam na sobie tÄ™ przeÅ›licznÄ… sukniÄ™, którÄ… wybraÅ‚a dla mnie Iphy i w którejwyglÄ…daÅ‚am lepiej niż dobrze.GorÄ…czkowo poszukiwaÅ‚am wzrokiem Sebastiana i José, alenigdzie ich nie dostrzegÅ‚am.Potem mój wzrok przylgnÄ…Å‚ na powrót do mojej wÅ‚asnej postaci, bonajwyrazniej w lustrze coÅ› zamierzaÅ‚am zrobić.CaÅ‚a w bieli ogólnie rzecz biorÄ…c, caÅ‚kiemniezÅ‚y widok szÅ‚am wprost do ksiÄ™cia regenta i Fitzjohna.Prinny witaÅ‚ mnie z promiennymuÅ›miechem.PoÅ‚ożyÅ‚ mi rÄ™kÄ™ na ramieniu i, co byÅ‚o widać po jego twarzy, powiedziaÅ‚ miÅ‚ykomplement.Fitzjohn przewiercaÅ‚ mnie wzrokiem.Prinny ponownie podniósÅ‚ kielich i chciaÅ‚ siÄ™napić.A ja&& usÅ‚yszaÅ‚am za sobÄ… ruch.I to w rzeczywistoÅ›ci, nie w lustrze.ObróciÅ‚am siÄ™przestraszona, zapominajÄ…c, że obiema rÄ™kami trzymam lustro.Wskutek mojego gwaÅ‚townegoruchu odczepiÅ‚o siÄ™ od Å›ciany i spadÅ‚o na podÅ‚ogÄ™, gdzie przy wtórze ogÅ‚uszajÄ…cego brzÄ™kurozprysÅ‚o siÄ™ na tysiÄ…c kawaÅ‚ków. Milady! W otwartych drzwiach pokoju pojawiÅ‚a siÄ™ postać w upiornie biaÅ‚ej nocnejkoszuli.Pani Fitzjohn gapiÅ‚a siÄ™ na mnie jak na zjawÄ™ w filmie grozy. Pani żyje i ma siÄ™dobrze! Mówili, że pani umarÅ‚a! WstrzÄ…Å›niÄ™ta spojrzaÅ‚a na kawaÅ‚ki lustra. Dobry Boże! Toprzynosi nieszczęście.RozeÅ›miaÅ‚am siÄ™ odrobinÄ™ sztucznie. Mam nadziejÄ™, że nie mnie. Z posÄ™pnÄ… minÄ… potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…. Dobrze, że nie ma tu mojego męża.ByÅ‚by niepocieszony, byÅ‚ bardzo przywiÄ…zany dotego lustra.Stara rodzinna pamiÄ…tka, wie pani. MogÄ™ siÄ™ zaÅ‚ożyć mruknęłam.SzukajÄ…c pomocy, obejrzaÅ‚am siÄ™ na Sebastiana, którypodniósÅ‚ siÄ™ z fotela i pospiesznie stanÄ…Å‚ u mojego boku.Pani Fitzjohn najwyrazniej dopiero teraz go zauważyÅ‚a. Och, milordzie wyjÄ…kaÅ‚a. Pan też żyje! Co za szczęśliwe zrzÄ…dzenie losu! A kto pani powiedziaÅ‚, że nie żyjemy?Jej twarz przybraÅ‚a wyraz zmieszania. Każdy tak mówi.Wydaje mi siÄ™, że nawet w gazecie pisali.Powiedziano, że paÅ„stwozostali zabici przez jakichÅ› opryszków podczas podróży na wieÅ›
[ Pobierz całość w formacie PDF ]