[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwymiotowała, zanieczyściła miejsce zbrodni, nowic-juszka,która nie wytrzymała pierwszej próby.Zastępca dyrektoraCunningham, tak twardy dla niej podczas całego szkolenia -wciąż ją pytał, poganiał, zadręczał, suszył głowę - położył dłońna jej ramieniu, gdy dostała torsji.Ani razu jej nie skarcił, nieudzielił nagany.Zamiast tego rzekł spokojnie: " Każdemuprzytrafia się to co najmniej raz".Teraz, w tym małym domu na cichym przedmieściu, wydawało jej się, że od tamtej chwili minęły wieki.Rozejrzała się posalonie, nie zwracając uwagi na śmiech i efekty dzwiękowe ztelewizyjnej kreskówki.Jak on to zrobił?Raz jeszcze bacznie przyjrzała się wszystkiemu.Próbowałasobie wyobrazić, że posłużył się czymś takim jak pudełko zpączkami.Tyle że tutaj nie zauważyła żadnego pudełka popizzy, żadnych pojemników na jedzenie na wynos, żadnegokartonika po ciastkach.Na pewno wybrałby coś zwyczajnego, jednorazowego, nierzucającego się w oczy.O zabójcy wiełe mówią wybrane przez niego ofiary.Dlaczegozatem wybrał Mary Louise i jej matkę? Maggie zlustrowaławyposażenie pokoju.Meble stanowiły eklektyczną zbieraninę:biblioteczka z płyty wiórowej, powycierana sofa z kwiecistymobiciem i fotel z innego kompletu, dywan z frędzlami i nowytelewizor z płaskim ekranem.Drewniany porysowany stolikstanowił centrum życia rodzinnego.To na nim znajdował siępilot do telewizora, okulary do czytania, brudne talerze i kubki,pokruszone chipsy pomidorowe, rozsypane drażetki M&M,książeczka do kolorowania i pudełko z sześćdziesięciomaczterema kredkami.Część kredek, w tym połamanych, leżała nadywanie.W rogu dwie sterty czasopism opierały się o biurko.Stos poczty- katalogów i kopert, częściowo rozpakowanychalbo jeszcze nietkniętych - leżał na biurku, niektóreprzesyłki zsunęły się na krzesło.Na półkach stało kilka fotografii: Mary Louise w różnym wieku,czasami z matką.Na jednej towarzyszyła jej para starszychludzi, zapewne dziadków.%7ładna nie przedstawiała jej z ojcem,nie wyglądało też na to, by z któregoś zdjęcia postać ojcawycięto.Zwyczajne, szczęśliwe, niewinne życie.Może to właśnie byłpowód, dla którego morderca je wybrał.Potem coś przykuło wzrok Maggie.Ze stosu poczty na biurkuwystawała szara koperta.Maggie widziała tylko adres zwrotny,ale to wystarczyło.Był napisany drukowanymi literami, bardzopodobnymi do tych z listu, który znalezli w pudełku z pączkami.Raz jeszcze potoczyła wzrokiem po pokoju.Cunninghampowiedział jej, że będą musieli się zgłosić donajbliższegoośrodka sanitarno-epidemiologicznego.A najbliżej jest FortDetrick, co znaczy, że wojsko przejmie sprawę.Zapewnezamkną te pomieszczenia, może nawet cały dom.Rozpoczną odizolacji i leczenia lokatorów.Na drugim miejscu znajdzie sięprzetwarzanie dowodów.Czy w ogóle będą wiedzieli, czegoszukać?kuchennej szafce znalazła pudełko dużych, szczelniezamykanych torebek foliowych.Wróciła z nimi do pokoju izdjęła wierzchnią warstwę poczty, by nie wyciągać szarejkoperty i nie ryzykować, że ją zniszczy.Potem ostrożnieczubkami palców podniosła kopertę za róg i wrzuciła ją dofoliowej torebki.Zamknęła torebkę i na wszelki wypadekwsunęła ją do drugiej takiej samej.Powiedziała sobie, że oszczędza wojsku pracy.Oczywiście będąjej za to wdzięczni.Mimo wszystko wsunęła podwójniezapakowaną kopertę za pasek spodni.Torebka była niemalprzyklejona do jej pleców.Poprawiła bluzkę i żakiet, nawypadek, gdyby jednak nie byli tak wdzięczni, jak sięspodziewała. ROZDZIAA12North Platte, NebraskaPatsy Kowak wsadziła jedną przesyłkę pod pachę i przyjrzałasię niedostatecznie ofrankowanej kopercie.Roy, ich listonosz,zawsze dostarczał wszystko, co było do nich zaadresowane.Bardzo tego pilnował.Ale tasytuacja była krępująca.Adres zwrotny był adresem biura jejsyna.Może to wina tej nowej asystentki.Mimo wszystko toniewybaczalne niedbalstwo.Prawie dwa dolary dopłaty.Wsunęła kopertę do kieszeni dżinsowego żakietu, patrząc nadługi podjazd.Nie chciała denerwować swojego męża, Warda.Zresztą prawie ze sobą nie rozmawiali.Wciągnęła w płuca świeże poranne powietrze i próbowała sięuspokoić.Słyszała odległy gwizd pociągu i krakanie wron,lecących na poła na żerowisko.Bardzo lubiła tę porę roku.Klony i topole, które otaczały ichranczo, zalśniły czerwieniami i złotem jesieni.Z kominkadolatywał zapach dymu, kojąca woń sosny i orzecha.Warduparł się, że jest za wcześnie na włączenie pieca, za to potrafiłznakomicie przegnać chłód z domu, rozpalając wczesnymrankiem w kominku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed