[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkładam czystą koszulę i idę do łazienki się wysikać.Laura znika mi z oczu najwyżej nadwadzieścia sekund.Jednak tyle jej wystarcza, by z euforii z powodu naszegospontanicznego wyjścia do knajpy wpaść w nastrój samobójczy.  Ja nie mogę wyjść!  szlocha z grzędy na brzegu łóżka, tuż przed lustrem. A to dlaczego? Bo jestem słoniem!Co?Czyżby jednak do tego doszło? Czy moja żona zupełnie załamała się pod presjączekającego ją porodu i do reszty postradała zmysły? Czy przyjdzie mi spędzić resztę życiana karmieniu jej bułeczkami i sprzątaniu jej zagrody? Jestem taka gruba!Aa, teraz już rozumiem.Siadam obok niej. Nie jesteś gruba, kochanie.Jesteś cudowna. Nie! Nie, spójrz tylko na mnie! Jestem ogromną, gąbczastą górą sadła!  Jakby chcącdowieść, że ma rację, dzga się palcem w brzuch. Kochanie, nie dzgaj dziecka  zwracam jej uwagę. Przepraszam.Następuje chwila ciszy. Jestem grubsza niż cholerni zapaśnicy sumo! Nieprawda.Wyglądasz cudownie!  Stąpam po bardzo cienkim lodzie. Nosiszw sobie nasze dziecko i już choćby dlatego wyglądasz przepięknie.Laura się uśmiecha.W myślach gratuluję sobie i robię fikołka z radości. Naprawdę? Naprawdę. Całuję ją w czoło. I nadal będziesz wyglądała przepięknie.Nie maznaczenia, że urośniesz jeszcze bardziej&Jasna cholera.A tak dobrze mi szło.Laura spogląda na mnie zrozpaczona, kryje twarz w dłoniach i zanosi się płaczem.Wstaję.Nijak  absolutnie nijak  nie byłbym już w stanie naprawić tej sytuacji.Decydujęsię zatem na rozwiązanie tchórzowskie i wychodzę. Tylko sprawdzę na laptopie godziny otwarcia restauracji, skarbie.Zszedłszy na parter, siadam przygarbiony nad laptopem, zastanawiając się, kto teżnastępny zejdzie na dół.Możliwe, że Laura spędzi resztę wieczoru na użalaniu się nadsobą, możliwe też, że zmieni się w łaknącego mojej krwi mordercę z tasakiem.Jak będzie nie mam zielonego pojęcia.Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak przerażony.Kiedy słyszęodgłos kroków na schodach, lekko się wzdrygam.Gdy Laura pojawia się w progu, trudnomi spojrzeć w tamtą stronę.Ale kiedy w końcu to robię&O rany.Wygląda zdumiewająco.Włożyła niebieską sukienkę ciążową, którą kupiła w zeszłymtygodniu.Włosy zaczesała do góry, odsłaniając kark, a makijaż subtelnie podkreśla moim zdaniem najśliczniejszą buzię na świecie.Jakby tego było mało, pod sukienką widzę idealniekulistą krągłość jej brzuszka.Tam  pod matczyną piersią  leży moja córeczka, którapowoli rośnie w siłę, przygotowując się do dnia, gdy na własne oczy zobaczy świat.Laura nigdy nie była piękniejsza. Wyglądasz niesamowicie!  mówię. Naprawdę?  pyta, niepewna siebie. Bez dwóch zdań. Przepraszam, że ciągle mi odwala.Zdaje się, że wciąż nie potrafię nad sobązapanować. W porządku. Podchodzę i kładę dłoń na jej brzuchu. Koniec końców okaże się, żewarto było, kotku.Poczekaj tylko, a się przekonasz.Laura uśmiecha się i mnie całuje.Wygląda na to, że mimo wszystko załapię się naupragnioną pizzę!Radosny nastrój utrzymuje się przez jakieś półtorej godziny  co, zważywszy naokoliczności, i tak jest całkiem niezłym rezultatem.Niestety, w restauracji panuje wielki ruchi długo czekamy na zamówienie.Zbyt długo, jak na moją ciężarną żonę, której chwilowopogodne usposobienie topnieje szybciej niż tabliczka czekolady na patelni z gorącymbekonem. Ile to jeszcze, do kurwy nędzy, potrwa?  mamrocze, rozrywając bułeczkę i wpychającpołowę do ust. Spokojnie, kotku.Mają dużo roboty. Wiem, że mają dużo roboty, Jamie.Nie jestem ślepa, wiesz?  Rozgląda się. Ale tojuż się robi, kurwa, śmieszne.Siedzimy tu już prawie godzinę. Z pewnością zaraz przyjdą.I rzeczywiście przychodzą jakieś pięć minut pózniej, akurat wtedy, gdy Laura zaczynadzgać widelcem obrus.Oddycham z ulgą, przekonany, że udało się uniknąć najgorszego. Wybaczcie opóznienie  mówi kelner. Oto wasze pizze. Stawia przed nami dwatalerze okrągłych, serowych delicji i już ma sobie pójść. A co to niby ma być?  pyta Laura, a w każdej sylabie czuć lodowatą stal. Pani pizza, proszę pani. To nie jest moja pizza.Ja zamawiałam margheritę.To ewidentnie jest vesuvio. Patrzyz wściekłością na kelnera, wodząc nad stołem zaciśniętą do białości dłonią z widelcem.Czy wyglądam na kogoś, kto prosił o vesuvio? Jestem przekonany, że zamawiała pani właśnie vesuvio.Boże święty.Zabijcie mnie.Teraz, w tym momencie. Czyżby?!  Kilka osób odwraca się w naszą stronę. Jestem w ciąży, ty fiucie.Czynaprawdę myślisz, że ciężarna zamówiłaby do jedzenia coś tak pikantnego? Nie mam pojęcia, proszę pani. Biedak wygląda na wystraszonego.  Och, nie masz pojęcia? No to powiedz mi, proszę, czy twoja matka dochowała sięjeszcze jakichś żywych dzieci?Auć.To już przesada, nawet jak na rozwścieczoną Laurę. Przepraszam panią  mówi, starając się załagodzić sytuację. Już to zabierami przyniosę pani pizzę, o którą pani prosiła. Za pózno!  wydziera się Laura i wbija widelec w sam środek pizzy, o włos mijając dłońkelnera, który już miał podnieść talerz. Mój mąż i ja wychodzimy. Naprawdę? Ale ja chciałem zjeść pizzę.W spojrzeniu, które posyła mi Laura, kryją się sztylety, miecze, karabiny maszynowe,miny przeciwpiechotne i przynajmniej jedna międzykontynentalna rakieta balistycznaz głowicą jądrową.Wstaję zrezygnowany, gotów po raz kolejny zrobić sobie na obiad durnegrzanki.Laura wybiega z restauracji, przystając tylko po to, by nachylić się nad młodą parą przyoknie, która również czeka na swoje zamówienie. Wiedzcie, że nie dostaniecie tego, o co prosicie!  szczeka, wyrywając ichz romantycznego zamyślenia, w którym byli pogrążeni. Jeśli zamówiliście quattro stagioni,nie zdziwcie się, jeśli przyniesie wam talerz pierdolonych vermicelli!Aapię Laurę za ramię i czym prędzej wypycham przez drzwi wejściowe.Odnoszęwrażenie, że do tej konkretnej restauracji nie wrócimy w dającej się przewidzieć przyszłości.Na koniec wieczoru wylądowaliśmy w całodobowym supermarkecie, snując sięw poszukiwaniu mrożonej pizzy.Dla siebie zgarnąłem quattro stagioni, dla Laury wziąłem z szynką i z serem.Obydwiewyglądają tak, jakby były zrobione z kartonu, i tak też zapewne będą smakować.Dopierokiedy dochodzę do kasy samoobsługowej, zdaję sobie sprawę, że nie ma przy mnie żony.Kiedy dziesięć minut pózniej udaje mi się ją namierzyć, muszę pogonić za nią przezsklepową alejkę, by wyrwać jej butelkę cillitu, nim zdoła upić z niej łyk i spędzi noc napogotowiu.===alxrXGtcaVFnATIGZVc0BTMKOVtvV29fOghtXj1cPQ0= PAMITNIK LAURY4 X, PITEKDroga Mamo,to niemożliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed