[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez parę lat będzie odgrywać niezależnątwardzielkę, po czym z wdziękiem podąży w ślady matki, wyjdzie młodoza mąż i będzie sprawnie reprodukować w zatrważającym tempieprzyszłe królowe piękności.Jeśli nawet marzy o życiu poza Torrance, nieprzyznaje się do tego.Przecież to tylko marzenia, a one są jak bańkimydlane - pękają w palącym porannym słońcu i znikają bez śladu.JakLiana Martin.Gdzie ona jest? Co się z nią stało?Szeryf Weber zorganizował ekipę poszukiwawczą i całe miastoprzetrząsało bezskutecznie teren od środy rano.Sandy pomyślała, abyzgłosić się do ekipy na weekend, jeżeli Liana do tego czasu się nieodnajdzie.Czy możliwe, aby porwał ją jakiś szaleniec? Przez chwilę sięzastanawiała nad pogłoskami krążącymi po mieście, po czym zpowątpiewaniem pokręciła głową.Bardziej prawdopodobne, że uległaczarowi jakiegoś internetowego amanta i teraz wstydzi się wrócić dodomu.Coraz dziwniejsze rzeczy zdarzają się na świecie - pomyślała zniesmakiem, widząc oczami wyobrazni własnego męża z Kerri Franklin. - Co jest? - zapytała Rita.- Właśnie przyszła mi na myśl Liana Martin - powiedziała Sandy.Nie dokońca kłamstwo, lecz też nie cała prawda.- Mam nadzieję, że jest cała i zdrowa.- Rita z roztargnieniem popatrzyłana wiszącą na ścianie tablicę do badania wzroku.Sandy zastanawiało, jak znosi to matka Liany.Spróbowała postawićsiebie na jej miejscu.Jak by się czuła, gdyby to Megan zaginęła?Odsunęła od siebie tę myśl, potrząsając głową.Zbyt okropne, żeby sięnad tym zastanawiać.- Jak się Brian zachowuje na lekcjach? - Rita niespodziewanie zapytała osyna.- Jak go oceniasz?Chociaż pielęgniarka usiłowała nadać głosowi obojętny ton, Sandywyczuła w nim niepokój.- W porządku.Któregoś dnia dyskutowaliśmy o metaforach i był bardzodociekliwy.- Mój syn dociekliwy?Sandy przytaknęła skinieniem głowy.- Sądzę, że ma sporo przemyśleń.- O Boże!- Masz jakiś problem z przemyśleniami?- Wiesz, co on mi powiedział? - odpowiedziała pielęgniarka pytaniem.Sandy nie była do końca pewna, czy chce usłyszeć, co mówił syn Rity.- Co? - spytała jednak.- Ostatnio nie najlepiej sypia.Zrywa się w środku nocy, snuje się podomu, wychodzi na dwór na papierosa.Usiłowałam go odwieść odpalenia, ale.- Kobieta wzruszyła ramionami.- A którejś nocy nieodpuściłam i ubłagałam go, żeby powiedział, co go nurtuje, a on na to.-Zamilkła i głęboko westchnęła.- Oznajmił, że według niego w powietrzujest za mało tlenu.Sandy zapewne parsknęłaby śmiechem, gdyby nie łzy,które napłynęły do dużych, piwnych oczu Rity. - %7łe w powietrzu jest za mało tlenu?- On się przejmuje takim rzeczami - wyjaśniła Rita, unosząc bezradnieręce i powracając spojrzeniem do tablicy do badania wzroku na ścianie wdrugim końcu gabinetu.-Przestraszyłam się nie na żarty.Z powodu jegoojca.Wiesz.Sandy wiedziała, że mąż pielęgniarki, również Brian, cierpiał przez wielelat na depresję i w końcu trzy lata temu popełnił samobójstwo.Chodziłypogłoski, że to syn po powrocie ze szkoły odkrył zwłoki ojca zwisające zprysznica, ale Rita nigdy tego głośno nie potwierdziła.- Na chłopców w tym wieku - ciągnęła - trzeba szczególnie uważać.Sandy pokiwała głową, myśląc o własnym synu.Szesnastoletni Tim,odkąd sięgała pamięcią, był potwornie nieśmiały.Rzadko się uśmiechał,jeszcze rzadziej się śmiał, a najrzadziej nawiązywał przyjaznie.Klasyczny typ samotnika: wrażliwy, introwertyczny i o artystycznychskłonnościach.Wolał muzykę klasyczną od popu, teatr od kina i książkiod koszykówki, co czyniło go naturalnym celem ataków osobnikówpokroju Grega Wat-ta i Joeya Balfoura.Na szczęście był synemnauczycielki, miał ładną, lubianą, a do tego bystrą i towarzyską siostrę,więc prześladowcy zostawiali go w spokoju.Na razie.- Mówi się, że jeśli uda ci się doprowadzić ich do trzydziestki, mają dużeszanse na przeżycie- powiedziała Rita.- Wszystko będzie dobrze - odrzekła Sandy, usiłując uspokoić zarównosiebie, jak i ją.Pochyliła się, wyciągnęła z pudełka chusteczkęhigieniczną i delikatnie osuszyła oczy pielęgniarki.- Właśnie, dość tego.Naprawdę pomyślałam, że mogłabyś mipotowarzyszyć wieczorem.Umówiłam się i trochę się denerwuję.- Umówiłaś się?- Na randkę w ciemno.Próbowałaś kiedyś? - Tylko raz.Kiedy miałam piętnaście lat.Totalna klęska.- No to teraz rozumiesz, dlaczego się denerwuję, więc dotrzymasz mitowarzystwa - orzekła Rita.- Nie mogę.- Niby dlaczego?- Bo to twoja randka.Dziwnie by wyglądało.- W takim razie zadzwonię do niego i zapytam, czy ma kolegę.- Nie.- Nie bądz taka.- Przypominam ci, że jestem mężatką.- Tylko formalnie.- Minęło zaledwie kilka tygodni od wyprowadzki lana.- Siedem - uściśliła Rita.- Tak, siedem.- Sandy zaczynała żałować, że przystanęła przy gabinecie.- Na razie nie było rozmowy o rozwodzie.Nawet nie jesteśmy wseparacji.- Co ty mówisz? Nadal nie skontaktowałaś się z adwokatem?- Jeszcze nie.- A co cię powstrzymuje? Dałam ci nazwisko tamtego gościa w Miami,który prowadził rozwód mojej kuzynki.Twierdzi, że był świetny.- Kiedy to niby mam czas wybrać się do Miami?- Znajdz go.- Spróbuję.- Kiedy?- Jak będę miała czas - burknęła Sandy.- Przepraszam - powiedziała skruszona Rita.- Chyba przekroczyłamgranicę.- Wiesz, doceniam twoją troskę.- Ale chcesz, żebym pilnowała własnego nosa.Sandy uniosła ramiona.- łan przychodzi dziś wieczorem, żeby zabrać dzieci na kolację.- Jeszcze jeden powód, żeby wyjść z domu. - Nie mogę.Kto wie, całkiem możliwe, że prawdziwym powodem wizyty lana nie jesttylko spotkanie z dziećmi.Może też i z nią chce się zobaczyć, możezniknięcie Liany Martin uświadomiło mu, jakim kompletnym idiotą byłw ostatnich miesiącach, i zrozumiał, jak bardzo liczy się dla niegorodzina.Wykluczone, aby był szczęśliwy z tą nadmuchaną, żywą lalą.Przechodzi kryzys wieku średniego, który tak bagatelizował u innych.Chwilowo zatracił zdolność trzezwego myślenia.Tak, równie trafnadiagnoza jak każda inna - stwierdziła Sandy.A teraz odzyskał zdrowezmysły i podpowiadają mu one - wszystkie pięć - że nie odchodzi się odżony ot tak, po prostu, po niemal dwudziestu latach małżeństwa, że niezostawia się kobiety, którą się poślubiło, gdy miała zaledwiedziewiętnaście lat i w trakcie studiów urodziła mu dwoje dzieci, samajeszcze prawie będąc dzieckiem, a potem poszła do pracy w szkole, żebypomóc mu opłacać studia medyczne.Nie opuszcza się takiej kobiety.Nie zamienia kobiety z krwi i kości nakobietę z sylikonu.Ale, niestety, on dokładnie właśnie to zrobił.- Kto zaaranżował tę randkę w ciemno? - spytała, chcąc zmienić temat.- Wolałabym nie mówić.- A niby czemu?- Bo się wściekniesz.- Dlaczego miałabym się wściec?- Ponieważ już nadużyłam twojej dobrej woli.- No powiedz.- Poznałam go przez Internet.- No nie, tylko nie to!- Mówiłam, że się wściekniesz.- Nie jestem zła.Osłupiałam.Odjęło mi mowę.- Naprawdę?- Jak możesz umawiać się z mężczyzną poznanym na czacie? Szczególnieteraz, gdy zaginęła młoda dziewczyna. - Nie poznałam go na czacie.Przysięgam.To namiar z internetowegobiura matrymonialnego.Zgłosiłam się kilka tygodni temu.- Co? Czemu?- Bo minęły trzy lata od śmierci Briana.Bo jestem samotna.Bo mamczterdzieści trzy lata, równo pięć stóp wzrostu i ważę sto dwadzieściafuntów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed