[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedz swoim wspólnikom,kiedy odwiedzą cię w więzieniu, że towar przepadł.Nic mnie nie obchodzi,że cała wieś bierze w tym udział.a tak to wygląda, sądząc z zachowania jejmieszkańców.Craven Hall należy teraz do mnie i nie zniosę, żeby mi sięktoś plątał po domu.A jeśli ktoś jeszcze tknie moją żonę, przypłaci tożyciem.Przysięgam.Zanim Jane zdążyła domyślić się, co ma zamiar zrobić, wymierzyłpięścią cios w twarz mężczyzny.Przemytnik z łoskotem runął na kamiennąpodłogę.- Chyba muszę podziękować Wycliffe'owi za to, że ciągał mnie na tediabelne lekcje boksu - rzekł Raleigh, z zadowoloną miną rozcierając pięści.- Okazały się bardzo pożyteczne.Trudno powiedzieć to samo o lekcjach fe-chtunku z Sebastianem u Angela w Haymarket Room, choć muszę złożyćukłon Wrothowi, który życzył sobie, żeby każdy z jego przyjaciół potrafiłsam się bronić - dodał z uśmiechem, demonstrując mały, lecz grozniewyglądający nóż zatknięty za cholewkę buta.Jane poczuła gwałtowną falę podniecenia.To był Raleigh, jakiegonigdy dotąd nie znała.Nieustraszony i porywczy.Prawdziwy bohater.Anula & ponaousladanscBłyskawicznie pokonał dwóch porywaczy, nie odnosząc przy tym nawetnajlżejszych obrażeń.Nie wiedziała, czy śmiać się, czy zemdleć.Jakby czytając w jej myślach, Raleigh podszedł do niej i jednymzręcznym ruchem poderwał ją do góry.Przypomniała sobie, że kiedyśsądziła, iż nie potrafiłby jej podnieść.Teraz nie miała takich obaw.Widziałajego siłę i zręczność, ukryte za fasadą miękkości i lenistwa.Mimo to czułasię trochę skrępowana tym, że niesie ją jak małe dziecko.- Potrafię sama chodzić- zaprotestowała.Oparła dłoń na jego piersi inagle poczuła falę gorąca, rozchodzącą się po całym ciele.Ich spojrzenia sięspotkały.Zaczerwieniła się, bo nawet w ciemnościach potrafiła dostrzec, żez oczu Raleigha zniknął gdzieś kpiący błysk, a jego miejsce zajął żarpłomiennego uczucia.Zarzuciła mu ręce na szyję i oparła głowę na jegoramieniu.Tu było ciepło, pociecha i radość.Tu było jej miejsce.Na zewnątrz ze zdumieniem dostrzegła dwóch czekających na nichpotężnie zbudowanych wieśniaków.W pierwszej chwili pomyślała, że tokolejni napastnicy, jednak Raleigh zwrócił się do nich:- Jest tam dwóch w środku.Zamknijcie ich, a jutro damy znać doratusza.Jane wiedziała, że powinna już stanąć na własnych nogach, ale wramionach Raleigha czuła się tak wspaniale.Tuliła się do niego, rozkoszującsię ciepłem i słodyczą jego bliskości.A on niósł ją, nie zatrzymując się, downętrza domu i dalej przez labirynt pokojów.Kiedy dotarli do sypialni to nie jemu, lecz jej zabrakło tchu.Anula & ponaousladansc ROZDZIAA SZESNASTYRaleigh położył Jane na łóżku, a potem nachylił się nad nią, patrzącjej w oczy, jakby oczekiwał jakiejś odpowiedzi, ale ona nie bardzo wiedziałajakiej.Po chwili odsunął się.- Powinnaś odpocząć po tym, co przeszłaś - powiedział niskim,schrypniętym głosem, w którym brzmiał cień rozczarowania.- Tak.nie! - Próbowała złapać go za rękę, kiedy jednak zwrócił kuniej pytający wzrok, nie wiedziała, co powiedzieć.Zostań ze mną.Uczyńmnie swoją żoną.Nie potrafiła jednak wyrazić swoich pragnień, nie mogławydusić z siebie ani słowa, a nawet wytrzymać jego spojrzenia.Zarumieniwszy się, spuściła wzrok.Dostrzegła krwawe otarcia na jegonapięstkach.- Skaleczyłeś się! - zawołała i natychmiast usiadła.- Pozwól, że siętobą zajmę!Raleigh uśmiechnął się przepraszająco.Jane zapaliła lampę i wylaławodę z porcelanowego dzbana do miski.Popchnęła lekko męża na krzesło,wyjęła chustkę do nosa i ostrożnie przetarła ranę.Skaleczenie, choć drobne,niepokoiło ją, ale była zadowolona, że ma coś do roboty, dzięki temu łatwiejjej było mówić.- Byłeś.byłeś cudowny, Raleigh.Deverell - wyszeptała.- Kiedystanąłeś w drzwiach, myślałam, że śnię.A potem powaliłeś tamtych dwóchna ziemię.Nigdy czegoś takiego nie widziałam.Zachowałeś się jakprawdziwy bohater.Mruknął coś pod nosem.Podniosła oczy.Patrzył na nią uważnie.Anula & ponaousladanscGdzieś ulotnił się żartobliwy błysk, a jego miejsce zajęło głębokiezadowolenie, ciepło i jeszcze coś, w co trudno jej było uwierzyć.- Muszę nałożyć balsam i zabandażować ci nadgarstki - oświadczyła.- Ja też byłem z ciebie dumny, Jane, moja dzielna, piękna żono -powiedział łagodnie.Bandaż wysunął się nagle z jej rąk.Raleigh odsunął godelikatnie.- Nie musisz mi robić opatrunku - powiedział, wstając i próbującściągnąć surdut.Jane pośpiesznie pomogła mu go zdjąć, dziwiąc się samejsobie, czemu cały czas próbuje go powstrzymać.Otrzepując wykwintny materiał, powiesiła surdut na narożnikumasywnego lustra.- Gotowe - oświadczyła z udawaną szorstkością.Serce skakało jej wpiersi jak szalone, dłonie drżały.Co teraz?- Włosy ci się rozsypały - powiedział zza jej pleców, przejmującinicjatywę.Pisnęła gniewnie, gdy wyjął ostatnią spinkę i przeczesał palcamizłotawe pasma, ale po chwili, drżąc, poddała się.Dotyk Raleigha ośmielił ją.Nadal nie podnosząc oczu, zaczęłarozpinać jego kamizelkę.- Pobrudziłeś się - szepnęła, choć bokserskie wyczyny Raleigha niezostawiły na jego garderobie prawie żadnych śladów.Zadrżała ponownie nawspomnienie jego odważnej akcji wobec dwóch osiłków.Jedwabnakamizelka wyśliznęła jej się z rąk.- Och - westchnęła, zawstydzona własną niezręcznością.Schyliła się, by podnieść kamizelkę, ale powstrzymał ją łagodny głosRaleigha:- Zostaw ją.Zaskoczona, podniosła wzrok; jej mąż właśnie zdjął fular i beztroskocisnął go za siebie,Anula & ponaousladansc- Zostaw? - zdziwiła się.- Ale.Aobuzerski uśmiech wicehrabiego sprawił, że zrobiło Się jej gorąco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]