[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wówczas zwrócili na lewo i wparli znów bachmaty w rzekÄ™, aby wylÄ…dować za szaÅ„cami.PrzeszÅ‚o sto koni ulgnęło tuż przy brzegu.Lecz ludzie wydostali siÄ™ na brzeg prawie wszyscy.Kmicic kazaÅ‚ spieszonym siadać za jezdnymi i ruszyÅ‚ ku szaÅ„com.Poprzednio zostawiÅ‚ byÅ‚ dwustu wolentarzy z rozkazem, by niepokoili szaÅ„ce z przodu przez ten czas, gdy im bÄ™dzie tyÅ‚ zachodziÅ‚.Jakoż zbliżywszy siÄ™ usÅ‚yszaÅ‚ strzaÅ‚y zrazu rzadkie, potem coraz gÄ™stsze.- Dobrze! - rzekÅ‚ - tamci atakujÄ…!I ruszyli.W ciemnoÅ›ci widać byÅ‚o tylko gromadÄ™ głów podskakujÄ…cych pod miarÄ™ koÅ„skiego chodu; szabla nie zabrzÄ™kÅ‚a, zbroja nie zadzwoniÅ‚a, Tatarzy i wolentarze umieli iść tak cicho jak wilcy.Od strony Janowa palba stawaÅ‚a siÄ™ coraz potężniejsza, widoczne byÅ‚o, że pan Sapieha nastÄ…piÅ‚ na caÅ‚ej linii.Lecz na szaÅ„czykach, ku którym dążyÅ‚ Kmicic, brzmiaÅ‚y także okrzyki.Kilka stosów drzewa paliÅ‚o siÄ™ na nich, rozrzucajÄ…c blask silny.Przy onym blasku dojrzaÅ‚ pan Andrzej piechurów strzelajÄ…cych z rzadka, wiÄ™cej patrzÄ…cych przed siÄ™ w pole, na którym jazda ucieraÅ‚a siÄ™ z wolentarzami.Dojrzano i jego ze szaÅ„ców, lecz zamiast strzaÅ‚ami, przywitano nadciÄ…gajÄ…cy oddziaÅ‚ gromkim okrzykiem.Å»oÅ‚nierze sÄ…dzili, że to książę BogusÅ‚aw przysyÅ‚a im pomoc.Lecz gdy zaledwie sto kroków dzieliÅ‚o nadjeżdżajÄ…cÄ… gromadÄ™ od szaÅ„ców, piechota poczęła ruszać siÄ™ w nich niespokojnie; coraz wiÄ™cej żoÅ‚nierzy, przykrywajÄ…c rÄ™koma czoÅ‚a, patrzyÅ‚o, co za lud nadjeżdża.Wtem na kroków pięćdziesiÄ…t straszliwe wycie targnęło powietrzem i oddziaÅ‚ rzuciÅ‚ siÄ™ jak burza, ogarnÄ…Å‚ piechotÄ™, otoczyÅ‚ jÄ… pierÅ›cieniem i caÅ‚a ta masa ludzi poczęła siÄ™ poruszać konwulsyjnie.RzekÅ‚byÅ›: olbrzymi wąż dusi upatrzonÄ… ofiarÄ™.W kupie owej brzmiaÅ‚y rozdzierajÄ…ce wrzaski: - AÅ‚Å‚a! Herr Jesus! Mein Gott!Za szaÅ„cami brzmiaÅ‚y nowe okrzyki, bo wolentarze, choć w sÅ‚abszej liczbie, poznawszy, iż pan Babinicz już w szaÅ„cach, natarli z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… na jazdÄ™.Tymczasem niebo, które chmurzyÅ‚o siÄ™ już od niejakiego czasu, jako zwyczajnie na wiosnÄ™, lunęło gÄ™stym niespodzianym dżdżem.Stosy pÅ‚onÄ…ce zagasÅ‚y i walka trwaÅ‚a w ciemnoÅ›ciach.Lecz nie trwaÅ‚a już dÅ‚ugo.NapadniÄ™ci znienacka BogusÅ‚awowi piechurowie poszli pod nóż.Jazda, w której dużo byÅ‚o swoich ludzi, zÅ‚ożyÅ‚a broÅ„.Obcych, mianowicie sto dragonii, w pieÅ„ wyciÄ™to.Gdy księżyc wychynÄ…Å‚ siÄ™ znów zza chmur, oÅ›wieciÅ‚ tylko gromady Tatarów docinajÄ…cych rannych i biorÄ…cych Å‚up.Lecz nie trwaÅ‚o to dÅ‚ugo.RozlegÅ‚ siÄ™ przeraźliwy gÅ‚os piszczaÅ‚ki: Tatarzy i wolentarze jak jeden czÅ‚owiek skoczyli na koÅ„.- Za mnÄ…! - krzyknÄ…Å‚ Kmicic.I poprowadziÅ‚ ich jak wicher do Janowa.W kwadrans później podpalono nieszczÄ™snÄ… osadÄ™ w czterech rogach, a w godzinÄ™ jedno morze pÅ‚omieni rozlaÅ‚o siÄ™ tak szeroko, jak starczyÅ‚o Janowa.Nad pożogÄ… wylatywaÅ‚y ku czerwonemu niebu sÅ‚upy skier ognistych.Tak pan Kmicic dawaÅ‚ znać hetmanowi, iż wziÄ…Å‚ tyÅ‚ BogusÅ‚awowemu wojsku.Sam zaÅ›, jak kat od krwi ludzkiej czerwony, szykowaÅ‚ wÅ›ród pÅ‚omieni swych Tatarów, aby powieść ich dalej.Już stanÄ™li w ordynku i wyciÄ…gnÄ™li siÄ™ w Å‚awÄ™, gdy nagle, na polu oÅ›wieconym jak w dzieÅ„ pożarem, ujrzeli przed sobÄ… oddziaÅ‚ olbrzymiej rajtarii elektorskiej.WiódÅ‚ jÄ… rycerz, widny z daleka, bo w srebrne blachy ubrany i siedzÄ…cy na biaÅ‚ym koniu.- BogusÅ‚aw! - ryknÄ…Å‚ nieludzkim gÅ‚osem Kmicic i runÄ…Å‚ z caÅ‚Ä… tatarskÄ… Å‚awÄ… naprzód.Szli wiÄ™c ku sobie jako dwie fale dwoma wichrami gnane.PrzestrzeÅ„ dzieliÅ‚a ich znaczna, wiÄ™c konie po obu stronach wzięły pÄ™d najwiÄ™kszy i szÅ‚y ze stulonymi uszami wyciÄ…gniÄ™te jak charty, ziemiÄ™ niemal brzuchami szorujÄ…c.Z jednej strony lud olbrzymi, w bÅ‚yszczÄ…cych kirysach, z prostymi szablami wyniesionymi w prawicach ku górze, z drugiej szara ćma tatarska.Wreszcie zderzyli siÄ™ dÅ‚ugÄ… Å‚awÄ… na widnym polu, lecz wówczas staÅ‚o siÄ™ coÅ› strasznego.Tatarska ćma padÅ‚a jak Å‚an poÅ‚ożony wichrem; olbrzymi lud przejechaÅ‚ po niej i leciaÅ‚ dalej, jakoby ludzie i konie mieli siÅ‚Ä™ gromów, a skrzydÅ‚a burzy.Po niejakim czasie zerwaÅ‚o siÄ™ kilkudziesiÄ™ciu Tatarów i poczęło ich Å›cigać.Po dziczy można przejechać, lecz zgnieść jej jednym przejazdem niepodobna.Toteż coraz wiÄ™cej ludzi dążyÅ‚o za uciekajÄ…cÄ… rajtariÄ….Arkany poczęły Å›wistać w powietrzu.Lecz na czele uciekajÄ…cych jeździec na biaÅ‚ym koniu biegÅ‚ ciÄ…gle w pierwszym szeregu, a miÄ™dzy Å›cigajÄ…cymi nie byÅ‚o Kmicica.Szarym rankiem poczÄ™li dopiero powracać Tatarowie i każdy niemal wiódÅ‚ na arkanie rajtara.Wnet znaleźli Kmicica i bezprzytomnego odwieźli do pana Sapiehy.Hetman sam siedziaÅ‚ nad jego Å‚ożem.O poÅ‚udniu otworzyÅ‚ pan Andrzej oczy.- Gdzie BogusÅ‚aw? - byÅ‚y jego pierwsze sÅ‚owa.- Zniesion ze szczÄ™tem.Bóg pofortuniÅ‚ mu z poczÄ…tku, wiÄ™c wyszedÅ‚ z brzeźniaków i w goÅ‚ym polu wpadÅ‚ na piechoty pana Oskierki, tam utraciÅ‚ ludzi i wiktoriÄ™.Nie wiem, czy pięćset ludzi nawet uszÅ‚o, bo siÅ‚a jeszcze twoi Tatarzy wyÅ‚apaIi.- A onże sam?- UszedÅ‚.Kmicic pomilczaÅ‚ chwilÄ™ i rzekÅ‚:- Jeszcze mi siÄ™ z nim nie mierzyć.CiÄ…Å‚ mnie koncerzem w gÅ‚owÄ™ i obaliÅ‚ razem z koniem.Szczęściem misiurka z cnotliwej stali nie puÅ›ciÅ‚a, alem zemdlaÅ‚.- TÄ™ misiurkÄ™ powinieneÅ› w koÅ›ciele powiesić.- BÄ™dziem go Å›cigali choćby na kraj Å›wiata! - rzekÅ‚ Kmicic.Na to hetman:- Patrzaj, jakÄ… wiadomość dziÅ› odebraÅ‚em po bitwie.I podaÅ‚ mu list.Kmicic przeczytaÅ‚ w gÅ‚os nastÄ™pujÄ…ce sÅ‚owa:„Król szwedzki ruszyÅ‚ z ElblÄ…ga, idzie na Zamość, stamtÄ…d na Lwów, na króla.Przybywaj, Wasza Dostojność, z wszystkÄ… potÄ™gÄ… na ratunek Panu i Ojczyźnie, bo sam nie wytrzymam.- Czarniecki.”NastaÅ‚a chwila milczenia.- A ty ruszysz z nami czy pójdziesz z Tatary do Taurogów? - spytaÅ‚ hetman.Kmicic zamknÄ…Å‚ oczy.WspomniaÅ‚ na sÅ‚owa ksiÄ™dza Kordeckiego, na to, co mu WoÅ‚odyjowski o Skrzetuskim powiadaÅ‚, i odrzekÅ‚:- Na potem prywaty! Przy ojczyźnie chcÄ™ siÄ™ nieprzyjacielowi oponować!Hetman Å›cisnÄ…Å‚ go za gÅ‚owÄ™.- ToÅ› mi brat! - rzekÅ‚ - a żem stary, przyjm moje bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]