[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcieliśmy pokazać ci dostatecznie du\o, aby cięprzekonać, \e są to tak\e twoi wrogowie.Patrzyła teraz na Complaina uśmiechając się miło i trochę \ałośnie.- Kiedy tak na mnie patrzysz, mógłbym pójść nawet na Ziemię! - zawołał.- Tego od ciebie na pewno nie za\ądamy powiedziała uśmiechając się nadal.Po raz pierwszywyzbyła się rezerwy.- Musimy teraz iść i zobaczyć, jak wyglądają sprawy Rogera.Jestemprzekonana, \e znowu wziął na swe barki wszystkie problemy statku.Mówiłam ci o Obcych, onnatomiast powie ci wszystko o bandzie najezdzców Gregga.W pośpiechu nie zauwa\yła zdziwienia malującego się na twarzy Complaina.Mistrz Scoyt miał tym razem nie tylko mnóstwo pracy, ale i szczęścia.Czując po raz pierwszy,\e coś konkretnego osiąga, był pogodny, a Complaina powitał jak starego przyjaciela.Przesłuchanie Fermoura, który nadal przebywał pod ścisłym nadzorem w pobliskiej celi,zostało przesunięte z powodu jakiegoś zamieszania w Bezdro\ach.Patrol Dziobowców, słyszącjakiś zgiełk w gęstwinie, zaryzykował dotarcie do Pokładu 29 (był to właśnie ten pokład, naktórym zostali schwytani Complain i Marapper).Pokład ten, oddalony zaledwie o dwa inne odgranicy Dziobu, był mocno zniszczony i patrol nie odwa\ył się iść dalej.Zwiadowcy wrócili zpustymi rękami meldując, \e na Po kładzie 30 toczy się jakaś walka i \e słychać przerazliwekrzyki kobiet i mę\czyzn.Na tym cała sprawa mogłaby się zakończyć, gdyby wkrótce po tym epizodzie jeden zbandziorów Gregga nie podszedł do barykady prosząc o rozejm i rozmowę z kimś z dowództwa.- Mam go tu obok w celi - mówił Scoyt.To dziwaczny osobnik.Nazywa się Hawl.Poza tym,\e o swoim szefie mówi per kapitan" -robi wra\enie zupełnie normalnego.- Czego on chce? - spytała Vyann.- Czy to dezerter? - Du\o gorzej ni\ dezerter, Laur - rzekł Scoyt.- Walka, o której meldował nam patrol zBezdro\y, toczyła się między bandą Gregga i jakimś innym gangiem.Havel nie chce nic więcejpowiedzieć, ale ta historia bardzo ich przeraziła.Krótko mówiąc, Gregg za pośrednictwem Hawlaprosi o pokój i chce oddać swój szczep pod opiekę Dziobu.- To podstęp! - zawołała Vyann.- Chcą się tu po prostu dostać!- Nie sądzę - powiedział Scoyt.- Hawi na pewno mówi szczerze.Szkopuł w tym, \e Gregg,znając reputację, jaką się u nas cieszy, domaga się, aby jakaś osobistość z Dziobu udała się doniego w celu omówienia warunków.Ma to być wyraz dobrej woli z naszej strony.Ktoś, ktozostanie wyznaczony do tej misji, musi udać się w glony z Hawlem.- To jest podejrzane - rzekła Vyann.- No có\, najlepiej będzie, jak pójdziesz go zobaczyć.Tylko przygotuj się na szok - nie jest tozbyt czarujący egzemplarz gatunku ludzkiego.Wraz z Hawlem przebywało dwóch oficerów, którzy mieli go pilnować, ale zamiast tegonajwyrazniej tłukli go ile wlezie związanymi w supły linami.Scoyt odprawił ich ostro, ale przezpewien czas nie mógł nic wydostać z Hawla, który jęcząc le\ał cały czas na brzuchu.Dopierozapowiedz następnego lania spowodowała, \e wreszcie usiadł.Był to naprawdę dziwny osobnik,niewiele ró\niący się od mutanta.Madaroza pozbawiła go zupełnie włosów, tak \e nie miał anibrody, ani nawet brwi, nie miał te\ zupełnie zębów, a wrodzona deformacja sprawiła, \e jegotwarz w swej górnej partii była znacznie przerośnięta w stosunku do partii dolnej, tak dalecezdegenerowanej, \e górna szczęka praktycznie wisiała w powietrzu, czoło zaś było takwypchnięte do przodu, \e prawie całkowicie zasłaniało oczy.Głównym wszak\e dziwactwem byłnormalny tułów z osadzoną na nim głową, nie większą ni\ dwie męskie pięści, jedna na drugiej.Na ile mogli się zorientować, byt on w średnim wieku.Widząc pełne zgrozy spojrzenie Vyann iComplaina zaczął mamrotać fragment Pisma świętego:- Oby moje nerwice nie obra\ały.- No có\, Haniebna Gębo - przerwał mu pogodnie Scoyt.- Jakie gwarancje zapewnia twój pannaszemu przedstawicielowi - o ile go w ogóle wyślemy?- Je\eli wrócę bezpiecznie do kapitana wyjąkał Havel - wasz człowiek wróci bezpiecznie dowas.Na to mo\emy przysiąc.- Jak daleko jest do tego bandyty, którego nazywasz kapitanem?- Tego dowie się pana człowiek, jak pójdzie ze mną - odpowiedział Hawl.- Słusznie.Albo wyciągniemy to od ciebie tutaj.- Nie wyciągniecie! - w głosie tego dziwnego osobnika było coś, co budziło respekt. Scoyt musiał to wyczuć, bo kazał mu wstać, oczyścić się z kurzu i napić wody.W trakcie tychczynności zapytał:- Ile ludzi liczy banda Gregga?Hawl postawił szklankę i stał trzymając wyzywająco ręce na biodrach.- Tego dowie się wasz człowiek, kiedy pójdzie ze mną ustalać warunki! - rzekł.- Powiedziałemwszystko, co miałem do powiedzenia, a teraz zdecydujcie sami, czy zgadzacie się, czy nie.Zapamiętajcie jednak, \e je\eli tu przyjdziemy, nie będziemy sprawiać kłopotu.Będziemywalczyć chętniej dla was ni\ przeciwko wam.Na to tak\e przysięgamy.Scoyt i Vyann popatrzyli na siebie.- Warto spróbować, je\eli znajdziemy jakiegoś lekkomyślnego ochotnika - rzekł po chwiliScoyt.- Muszę iść do Rady - powiedziała Vyann.Complain nie odzywał się dotąd słowem oczekującsposobności, teraz jednak zwrócił się do Hawla:- Czy człowiek, którego nazywasz kapitanem, ma jeszcze jakieś inne imię oprócz imieniaGregg?- Mo\esz go o to sam spytać, jak będziesz ustalał warunki - powtórzył Hawl.- Popatrz na mnie uwa\nie, człowieku.Czy przypominam w jakiś sposób kapitana?Odpowiedz!- Kapitan ma brodę - rzekł wymijająco Hawl.- Powinien ci ją dać do przykrycia głowy warknął Complain.- A co powiesz na to: Miałembrata, który dawno temu wpadł w szał i uciekł w Bezdro\a.Nazywał się Gregg, Gregg Complain.Czy to właśnie twój kapitan, człowieku?- Rany boskie! - powiedział Hawl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]