[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Towarzyszyły mi, gdy ubiegałam się o przyjęcie douniwersyteckiego klubu dyskusyjnego, i zabrały mnie napizzę, kiedy nic z tego nie wyszło.Robiłyśmy to wszystkodla siebie nawzajem - przepytywałyśmy się przed testami,budziłyśmy jedna drugą przed egzaminami, pożyczałyśmysobie ubrania i kosmetyki, dzieliłyśmy się tekstamiprzydatnymi przy podrywaniu chłopaków.Wracałyśmyrazem do domu na ferie i piekłyśmy sobie nawzajemczekoladowe ciastka na urodziny.Polegałyśmy na sobiejak siostry i po jakimś czasie stałyśmy się właściwierodziną.Jeszcze tak dużo przede mną, wciąż muszędojrzewać, i nie chcę robić tego bez nich.Uznaję, że jestem zdecydowanie zbyt ponura jak naosobę spędzającą wakacje w Grecji, więc podczas133śniadania, które w moim przypadku składa się tylko zbiałek jajek i tostów, pytam towarzystwo, czy ktoś niemiałby ochoty wybrać się ze mną do miasteczka.Irlandczycy natychmiast zgłaszają taką chęć, a wówczasKat i Sin również decydują się na tę wyprawę.Wiem, żemotywacją dla Sin jest obecność Billy'ego, leczjednocześnie mam nadzieję, że nasza przyjaźń zaczyna sięodradzać.Cała nasza szóstka wspina się na wzgórze wpołudniowym słońcu, wzbijając nogami tumany pyłu.Gdydocieramy wreszcie do miasteczka, jesteśmy rozgrzani doczerwoności i lepcy od potu.Wstępujemy do krytegostrzechą centrum handlowego z pięcioma czy sześciomasklepikami, gdzie sprzedawane są napoje, kartkipocztowe i pamiątki.Wybieram kilka kartek - dla Johna,rodziców i mojego brata, Danny'ego.Na kartce dlaDanny'ego jest osiołek ubrany w bikini z frędzlami.Nadole widnieje napis: „Gotów do działania na Ios".Niebardzo wiem, co to znaczy.Mam tylko nadzieję, że nie jestto cienka aluzja do seksu ze zwierzętami, ale Danny napewno uzna tę kartkę za zabawną.To dziwny chłopak.Wzeszłym roku pomalował swoją sypialnię na czerwono iRSróżowo.Gdy zapytałam go, jaki efekt chciał osiągnąć,odpowiedział: „francuskiego burdelu", jakby to byłanajnormalniejsza rzecz pod słońcem.Inne pocztówki,które kupiłam, przedstawiają błękitne niebo, lazurowąwodę i pobielane ściany domów.Nie przypominam sobie,żebym wcześniej widziała tutaj pocztówki pokazującepiękno wyspy.Postanawiam więc kupić jeszcze kilka dlasiebie.Znajduję Noela i Rudego Johnny'ego w innym sklepie,gdzie targują się ze starszym, pomarszczonymczłowiekiem o malowane ręcznie gliniane garnuszki.Gdyzbijają cenę do czterech dolarów za garnuszek, kupujęnatychmiast dwa dla Johna.On lubi takie bibeloty.Siadam przy jednym ze stolików przed centrumhandlowym, żeby napisać kartkę do Johna.Dzięki Bogu134na tekst jest niewiele miejsca, bo nic nie przychodzi mi dogłowy poza: „Romansowałam z kimś niezwykłym.Przepraszam".Patrzę na pustą pocztówkę.W końcu piszę: „Cześć,kochanie!" Brzmi wesoło, z pewnością nie w stylucudzołożnicy.Potem dodaję: „Jesteśmy teraz na wyspieIos".Korci mnie, by zacytować fragment pewnej piosenki:„Jest piękna pogoda.Chwil bez ciebie mi nie szkoda", ale obawiam się, że John nie uzna tego za zabawne.Piszęwięc co innego: „Siedzę na plaży i piję mnóstwo piwa".Wtym momencie mam już tylko miejsce na jedno lub dwazdania, ponieważ stawiam pękate litery.Dopisuję: „Zakilka dni przeniesiemy się pewnie na inną wyspę.Dam Ciznać, gdzie jestem".Teraz zakończenie.Wiem, że powinnam napisać to, cozawsze piszemy, kończąc kartki i listy do siebie: „TNZ", czyli nasz skrót „twoja/twój na zawsze".Lecz na samąmyśl o napisaniu tego teraz ogarnia mnie panika.Zabrzmiałoby to zbyt nieszczerze, bo w tymsformułowaniu jest zawarta poważna obietnica.Ten skrótrozbudza moją pamięć, przypominają mi się nagle różnewspaniałe epizody związane z Johnem.To, jak pomagałRSmi się przygotować do egzaminu z prawa podatkowego.Jak przegrywał dla mnie na płyty CD utwory MilesaDavisa i Ramseya Lewisa, ale tylko te, w których tytułachwystępowało słowo „miłość".Jak sprawiał, że czułam siębezpieczna, otoczona ciepłem.Tak kiedyś było.Ostatniojednak John jest za bardzo pochłonięty pracą i zbyt mniepewny.Pamiętam, że na tydzień przed moim wyjazdempróbowałam z nim porozmawiać.Dręczyły mnie strasznemyśli związane z moją pracą w firmie prawniczej ipotencjalnym niebezpieczeństwem wpadnięcia w pułapkę,z której nigdy nie zdołam się wydostać.Ale John pracujejako prawnik i lubi swój zawód.Zapewnił mnie więc, żemoje obawy są bezpodstawne.135- Boję się zarabiania na życie - powiedziałam wtedy.Leżałam na kanapie Johna, rozkoszując się przyjemnymchłodem zapewnianym przez centralną klimatyzację, wktórą moje duszne mieszkanie nie jest wyposażone.Johnsiedział z niedzielną gazetą na skórzanym fotelu.- Wiem,że to głupie - dodałam - ale nie chcę zamienić się wtypowego pracusia.John odchylił róg strony z działem sportowym, by namnie spojrzeć, i powiedział:- Nie grozi ci to.- A potem wrócił do czytania gazety.Czy sądził, że zna mnie na tyle, by uznać mój lęk za nicnieznaczące podenerwowanie, czy raczej chciał uniknąćtrudnego tematu, który zmusiłby go do refleksji nadwłasnym życiem? Ilekroć poruszałam tę kwestię, liczyłamna to, że John powie: „To istotnie ciekawy problem.Cowłaściwie budzi w tobie lęk? Jak zamierzasz się z nimuporać? Jesteś taką niezwykłą osobą, poradzisz sobie zewszystkim".Może tak naprawdę potrzebowałamterapeuty.Znów próbuję się skupić na pocztówce.Zastanawiamsię, czy nie zakończyć słowami: „Kocham cię".Na pewnotak powinnam zrobić, John tego oczekuje, ale jakoś nieRSpotrafię się zmusić.Nie wiem, czy byłoby to tak szczerejak kiedyś.„Buziaki, Casey" - to wszystko, na co potrafię sięzdobyć.Kupuję jakieś kolorowe znaczki, naklejam napocztówkę do Johna, po czym wrzucam ją do skrzynki nalisty, nie chcąc już o niej myśleć.Później piszę jeszczeparę standardowych linijek w rodzaju „Świetnie się bawię"na kartkach do rodziców i Dan-ny'ego i te pocztówki takżewrzucam do skrzynki.Po powrocie do stolika zastaję przy nim całą nasząpaczkę.Wszyscy sączą drinki z wyjątkiem Kat, którarozmawia przez telefon znajdujący się przed jednym zesklepów z pamiątkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]