[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Howlands wprost nie pojmował takiej głupoty.Żeby otrzymać aż dwa ostrzeżenia na piśmie i zachowywać to w tajemnicy! Po chwili jednak wściekłość mu minęła.– Dobrze.Zostaw mi tę kartkę.Jak myślisz, od kogo są te ostrzeżenia.– Od Ngotha.– Skąd wiesz?– A któż inny tak łatwo by podszedł do mojego domu? Parę miesięcy temu był u mnie jego najmłodszy syn…– Po co?– No, to właściwie uczniak i jest… ech… to znaczy z moją córką…Pan Howlands nie mógł się w tym wszystkim połapać.Jacobo chyba jest niespełna rozumu.– Dobrze.Zostaw mi to.Dobierz sobie, jeżeli chcesz, więcej ludzi na straż przyboczną.I trzeba śledzić każdy krok Ngotha.– Tak jest, proszę pana.– I skoro już o tym mowa, kiedy skończę budowę tego nowego posterunku, powinieneś tam się przenieść z rodziną.– Tak jest, proszę pana.Był upalny poranek styczniowy.Wiejskim szlakiem szli dwaj młodzi chłopcy, niedbale ściskając w rękach swoje Biblie i śpiewniki.Wyprzedzali znacznie gromadę mężczyzn i kobiet, którzy również nieśli Biblie i śpiewniki.Rozmawiali o zbawczej mocy Chrystusa.Jeszcze dalej szły same kobiety ubrane starannie, jaskrawo, odświętnie.Rozbrzmiewał ich radosny śpiew:Nitugu-u kugoca J-e-e-JezuJezu Ga-atuurume Ka Ngai,Jezu.Thakame yaku iithera-agia mehiaNdakugo-o-ca Mwathani.[1]Wędrowali tak wszyscy na zebranie chrześcijańskie mające się odbyć w odległości paru mil od miasteczka.– Prędko tam dojedziemy? – zapytał Njoroge tego drugiego młodego imieniem Mucatha.– Nie.Jeszcześmy nie doszli nawet do lasu, o którym ci mówiłem.– Więc to daleko.– Nie tak bardzo.Chodziłem tam pieszo wiele razy.– Dużo ludzi tam będzie?– Tak.Dużo kobiet.– A mężczyźni?– No, przecież my będziemy.– To tylko dwóch.– Są i inni.– Może.Obaj parsknęli śmiechem i szybko ucichli.Njoroge pomyślał, jakby to było cudownie, gdyby Mwihaki szła z nimi.Ale na te wakacje ona nie wróciła do domu.Pojechała do swojej siostry Lucii.Listy od Mwihaki zawsze sprawiały mu wielką przyjemność.W ciągu ferii po półroczu spotykali się dosyć często.Tylko że u niej w domu już nie składał wizyt.Tematów do rozmowy nigdy im nie brakowało.I wciąż jeszcze pamiętał jej słowa, które dawniej, ilekroć stawał wobec jakich trudności, nieodmiennie dodawały mu odwagi.„Njoroge, ja wiem, że spiszesz się dobrze.” Z tymi właśnie słowami w pamięci zdawał egzaminy.Wiedział, że do końca życia będzie wdzięczny matce za to, że chciała, żeby się uczył – i że do końca życia będzie wdzięczny Mwihaki.A jednak gdyby zawiódł? To byłby koniec wszystkiego.Jakaż może być przyszłość bez wykształcenia? Jednakże ufał, że Bóg go przez liceum też przeprowadzi.– No już! Jest ten las.– Och, taki gęsty, boję się.Stanęli na skale.– Widzisz tam?– Za tym ciemnym lasem?– Tak, za lasem, na lewo od tamtego wzgórza.Njoroge zobaczył jakieś małe wzgórze w oddali.– Widzę.– To tam odbędzie się zebranie.Zeszli ze skały.Nauczyciel Isaka i inni już się zbliżali.Nadal zajęci byli rozmową o zbawieniu.Szlak teraz szerszy zaczął wić się poprzez leśną gęstwinę.Nagle Njoroge usłyszał:– Stój!Obaj się zatrzymali.Ogarnęła ich trwoga.Przed nimi stał jakiś biały oficer.– Mikono juu.Więc podnieśli ręce ze swymi Bibliami i śpiewnikami, które znalazły się w górze, jak gdyby wszem i wobec ukazując Słowo Boże.– Kuja hapa.Podeszli.Pistolet nadal był w nich wycelowany.Wkrótce dołączyła grupa tamtych mężczyzn.Też musieli zatrzymać się i podnieść ręce do góry, po czym biały kazał wszystkim stanąć szeregiem za Njorogem i Mucathą.Nadeszły z kolei kobiety i na ten widok raptownie przestały śpiewać.Wypytywanie biały zaczął od kobiet.Ostatecznie puścił je w dalszą drogę.I właśnie wtedy Njoroge rozejrzał się i zobaczył, że w zaroślach wokoło leżą biali żołnierze z karabinami maszynowymi groźnie wycelowanymi na ten szlak.Mocniej wpił palce w Biblię.Biały oficer kazał mężczyznom usiąść w kucki i pokazać dokumenty.Szczęśliwie Njoroge i Mucatha mieli świadectwa wystawione przez dyrektora szkoły, czyli dowód, że są uczniami.Innym tak szczęście nie sprzyjało.Jeden z nich dostał srogie bicie, aż oddał mocz pod siebie.Ale nie prosił o zmiłowanie.Tylko wciąż powtarzał:– O Jezu.Isaka siedząc w kucki patrzył na to spokojnie.Dokumentów nie miał żadnych.Wrzeszczącemu białemu odpowiedział ze spokojem, prawie zrezygnowany.Gdzie zostawił dokumenty? Za sprawą szatana zapomniał wziąć je z domu.Ale biały wrzasnął, że nie da się nabrać i że Isaka jest Mau Mau.Znów spokojnie padła odpowiedź Isaki, że Jezus go zbawił i że on by Jezusa na Mau-Mau nie zamienił.Oficer przyjrzał mu się oczami nabiegłymi krwią.A przecież nie tknął go.Może boi się Isaki, pomyślał Njoroge.Bo rzeczywiście w spokoju nauczyciela było coś dziwnego.W końcu, gdy wszyscy mogli odejść, Isaka musiał zostać.Nie protestował.– Chodź tędy i zobaczymy, co Jezus zrobi dla ciebie.Poprowadzili go w głąb ciemnego lasu.A potem doleciał stamtąd jeden okropny krzyk, który rozbrzmiał daleko.Zwolnieni idąc nie mieli odwagi się obejrzeć.Njoroge wstrzymywał oddech tak, że omal żołądek mu nie pękał.Przeszli jeszcze kilka kroków.Nastąpił jeszcze jeden krzyk, zagłuszony terkotem karabinu maszynowego.I zaległa cisza.– Zabili go – rzekł któryś z mężczyzn po bardzo długiej chwili.Njoroge czuł w sobie mdlącą pustkę.Wprost nie mógł uwierzyć, że już nigdy więcej nie zobaczy Isaki, dawnego nauczyciela eleganta, w klasie zwanego Uuu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]