[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zrobił pan to wszystko po to, żeby mi popsuć szyki?- Popsuć panu szyki? - powtórzył Strange ze zdziwieniem.- Ależ skąd! Zrobiłem to,by ocalić żonę!Zapadła krótka cisza.Pan Norrell nie mógł spojrzeć uczniowi w oczy.- Czego pan ode mnie chce? - spytał głucho.- Tego, czego zawsze chciałem - pomocy.- %7łebym pomógł zdjąć zaklęcie?- Tak.Pan Norrell zastanawiał się przez chwilę.- Setna rocznica rzucenia zaklęcia najlepiej wróży - powiedział.- Kilka rytuałów iprocedur.- Proszę wybaczyć - przerwał mu Strange z odrobiną dawnego sarkazmu w głosie - alechyba miałem nadzieję na coś, co zadziała nieco szybciej.- Zmierć tego, kto rzucił zaklęcie, rozwiązuje takie umowy, ale.- Tak! Otóż to! - wykrzyknął Strange z ożywieniem.- Zmierć tego, kto rzucił zaklęcie!Często o tym myślałem w Wenecji.Mając do dyspozycji całą angielską magię, wielokrotniemogłem go zabić.Strącić z wielkiej wysokości.Spopielić błyskawicą.Wznieść góry iprzygnieść go nimi.Gdyby stawką była moja wolność, z pewnością bym zaryzykował.Chodziło jednak o wolność Arabelli, a gdybym spróbował i poniósł klęskę, gdybym zginął,jej los byłby przesądzony.Wobec tego zacząłem szukać innych rozwiązań.Uznałem, że naświecie, na wszystkich światach tylko jeden człowiek wie, jak pokonać mojego wroga.Tylkojeden człowiek mógłby mi doradzić, co zrobić.Uświadomiłem sobie, że nadszedł czas, bym znim porozmawiał.Pan Norrell wydawał się bardziej zaniepokojony niż zwykle.- Och! Muszę jednak panu wyznać, że już nie uważam się za lepszego od pana.Może idużo więcej czytałem, prawda, i służę pomocą, ale wcale nie mam pewności, że odniosęsukces.- Co? - Strange zmarszczył brwi.- O czym pan mówi? Nie mam na myśli pana!Chodzi mi o Johna Uskglassa.Chcę, by mi pan pomógł sprowadzić Johna Uskglassa.Pan Norrell oddychał ciężko.Powietrze zdawało się drżeć jak od niskich dzwięków.Pan Norrell był boleśnie świadom ciemności wokół siebie, nowych gwiazd i ciszyzatrzymanych zegarów.Ta wielka ponura chwila zdawała się trwać wiecznie, naciskać naniego, dławić go.Właśnie teraz łatwo było uwierzyć, że John Uskglass jest blisko, oddalonyzaledwie o jedno zaklęcie; w głębokich cieniach kątów pokoju kryły się fałdy jego szaty, dymz dopalających się świec był krukiem wieńczącym jego hełm.Strange a jednak najwyrazniej nie imały się takie ontologiczne lęki.Pochylił się nieco.- Bardzo proszę - wyszeptał z półuśmieszkiem na ustach.- Praca dla lorda Liverpoolajest strasznie nudna.Na pewno pan tak uważa.Niech inni magowie rzucają sobie zaklęciachroniące klify i plaże.Niedługo będzie tych magów całkiem sporo! Pan i ja możemydokonać czegoś nadzwyczajnego!Znowu zapadła cisza.- Boi się pan - powiedział Strange i odsunął się z niesmakiem.- Boję się?! - wybuchnął pan Norrell.- Naturalnie, że się boję! Brak strachu byłbyszaleństwem, absolutnym szaleństwem! Ale nie to budzi mój sprzeciw.Nic z tego niewyjdzie.Cokolwiek pan pragnie dzięki temu zyskać, zawiedzie się pan.Nawet jeśli zdołamygo sprowadzić, Uskglass nie pomoże nam tak, jak sobie pan wyobraża.Królowie niezaspokajają próżnej ciekawości, zwłaszcza ten król tego nie zrobi.- Nazywa to pan próżną ciekawością? - spytał Strange.- Nie, nie! - pośpieszył Norrell z wyjaśnieniami.- Wcale nie.Chciałem jedyniepokazać panu, co on pomyśli.Cóż go obchodzą dwie zaginione kobiety? Traktuje pan JohnaUskglassa jak zwykłego człowieka.To znaczy człowieka pańskiego lub mojego pokroju.Onwychował się i uczył w Faerie.Zasady obowiązujące w brugh są dla niego czymś naturalnym.W większości brugh mieszkali pojmani chrześcijanie, choćby on sam.Dla niego nie będzie tonic niezwykłego.Nie zrozumie.- Zatem mu to wyjaśnię.Drogi panie, żeby ocalić żonę, zmieniłem Anglię.Zmieniłemświat.Nie zrezygnuję z wezwania jednego człowieka, choćby był nie wiem jak potężny.Drogi panie! Nie ma sensu się o to sprzeczać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]