[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Furgonetka pokonała zakręt z piskiem opon i zniknęła nam z oczu w głębiGrampian Way.Właściciel baru dobrze znał mojego ojca i ten zjawił się w Buldogu" po jakichśdziesięciu minutach, kiedy siedzieliśmy już z Philem przy kontuarze nad szklankamipiwa imbirowego, udając, że to prawdziwa whisky.Ojciec nie zawsze był tyranem, miewał swoje dobre dni.A z niewiadomegopowodu tamten dzień był jednym z jego najlepszych.Nie okazał nawet złości, że niewróciłem do domu na obiad, chociaż nie dalej, jak tydzień wcześniej, za to samo do-stałem tęgie baty.Zwykle traktował moich kolegów jak powietrze, ale tym razempoczochrał Philowi włosy, po czym zamówił dla nas drugą kolejkę piwa imbirowego i powielkiej kanapce z befsztykiem.Przesiedzieliśmy razem z nim w barze aż do póznegowieczoru, dopóki ciemność nie zaczęła zaglądać do środka przez otwarte drzwi i niezaczął się robić ścisk przy kontuarze.Kiedy roztrzęsionym głosem opowiedziałem mu, co się stało, popatrzył na mnie ztaką troską i czułością, z jaką nigdy wcześniej u niego się nie spotkałem.Wielkim grubympaluchem odgarnął mi z czoła kosmyk zlepionych potem włosów i serwetką starł mi jakiśokruch chleba z kącika ust. No to mieliście dzień pełen przygód rzekł i uśmiechnął się szeroko do Phila,na co ten też wyszczerzył zęby.Uśmiech na twarzy mojego ojca był czymś tak rzadkim, że niemal graniczącym zcudem. Wcale nie chciałem stłuc im szyby powiedziałem. Naprawdę, tato. W porządku. Nie jesteś na mnie zły?W zamyśleniu pokręcił głową. Myślałem. Wspaniale się spisałeś, Patricku.Po prostu wspaniale szepnął.Przytulił mojągłowę do swojej szerokiej piersi, cmoknął mnie w policzek i przygładził palcami mójodstający kosmyk włosów nad karkiem. Jestem z ciebie dumny.Tylko ten jeden jedyny raz w życiu usłyszałem od ojca takie słowa. Klauni? zdziwił się Bolton. Klauni odparłem. Tak, klauni powtórzył Phil. Rozumiem mruknął cicho Bolton, rytmicznie kiwając głową. Klauni. Mówię poważnie. Aha. Nie przestając kiwać głową, odwrócił się i spojrzał mi w oczy. Jajednak mam wrażenie, że zwyczajnie robicie mnie w konia. Otarł usta wierzchemdłoni. Nic podobnego. To szczera prawda dodał Phil. Jezu. Bolton oparł się o zlew i spojrzał na Angie. Proszę mi przynajmniejpowiedzieć, że pani umywa od tego ręce, panno Gennaro.Pani wydaje mi sięnajrozsądniejszą osobą w tym towarzystwie.Angie nerwowo docisnęła węzeł paska szlafroka. Sama nie wiem, czy mam w to uwierzyć. Wzruszyła ramionami, machnęłaręką w naszym kierunku i dodała: Wygląda mi na to, że mówią prawdę. Posłuchajcie jeszcze przez chwilę.W trzech susach stanął tuż przede mną. Nie! Dość tego! To przez pana kazałem ludziom zejść z posterunków, Kenzie.Jak tylko pan zadzwonił i oznajmił, że rozwikłał sprawę. Kiedy wcale..że zna pan wyjaśnienie zagadki i musi się natychmiast ze mną zobaczyć.Przyjechałem więc i ku memu zdumieniu zobaczyłem najpierw jego. wymierzył palecw Phila .a potem ich. Ruchem głowy wskazał trzymających się na uboczu Devina iOscara. I teraz możemy odłożyć między bajki nadzieję na wciągnięcie Evandra wpułapkę, bo wygląda na to, że razem z policją uknuliście jakiś spisek. Zamilkł, żebyzaczerpnąć oddechu. Mogłem się jeszcze łudzić, dopóki nasze działania zmierzały dojakiegoś, choćby wydumanego, ale konkretnego celu.A tymczasem zamiast niego wypodsuwacie mi klaunów! Panie Bolton, to wcale nie jest żart odezwał się Phil. No dobrze.Spróbujmy zatem podsumować.Dwadzieścia lat temu dwóchcyrkowców z krzaczastymi włosami i w bufiastych portkach podjechało do wasfurgonetką, kiedy szliście na mecz szkolnej ligi baseballu. Wracaliśmy skorygowałem. Co? Nie szliśmy na mecz, tylko z niego wracaliśmy rzekł Phil
[ Pobierz całość w formacie PDF ]