[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z początku już to było szczęściem, że wracając pózno w nocy do domu zastawał wnim Carrie.Urządzał się tak, żeby zwalniać się z baru między szóstą i siódmą i jeść z niąwspólnie obiad oraz żeby nie wychodzić z domu przed dziewiątą rano, ale czar nowościtrwał tylko kilka dni i po jakimś czasie Hurstwood zaczął odczuwać brzemię swoich obo-wiązków.Nie upłynął jeszcze miesiąc, kiedy Carrie odezwała się tonem zupełnie naturalnym:- Będę musiała kupić w tym tygodniu suknię.- Jaką? - zapytał Hurstwood.- Och, coś odpowiedniego na ulicę.- Doskonale! - rzekł uśmiechając się.Nie mógł jednak nie przyznać w duchu, że zewzględów finansowych byłoby przyjemniej, gdyby tego nie robiła.Nie poruszano tej spra-wy do następnego dnia, ale nazajutrz Hurstwood powiedział:- Kupiłaś już suknię?- Jeszcze nie! - rzekła Carrie.Milczał chwilę, zatopiony w myślach, po czym rzekł:- Gniewałabyś się, gdybym cię prosił o odłożenie tego sprawunku na parę dni?SR- Nie - rzekła Carrie, która nie zrozumiała tonu jego prośby - dlaczego? - nigdy niemyślała o Hurstwoodzie w związku z trudnościami pieniężnymi.- Powiem ci - rzekł.- Ten mój bar pochłania ostatnio mnóstwo pieniędzy.Spodzie-wam się wycofać je wkrótce.ale w danej chwili kuso ze mną.- O! - zawołała Carrie - naturalnie! Dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu?- Bo nie zachodziła taka potrzeba - odrzekł.Pomimo iż się tak łatwo zgodziła, Carrie nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w sposo-bie, w jaki Hurstwood to powiedział, było coś, co jej przypomniało Charliego Droueta i tenjego mały interes", o którym zawsze mówił, że go wkrótce załatwi.Myśl ta tylko przebie-gła przez mózg Carrie, ale.już się w niej zrodziła.Było to coś nowego w jej pojęciu o Hur-stwoodzie.Inne rzeczy zdarzały się również od czasu do czasu - drobiazgi, które w sumie nabie-rały wagi niemal rewelacji.Carrie nie była w żadnym razie tępa.Dwoje ludzi nie możeprzebywać ze sobą, żeby to nie doprowadziło do wzajemnego zrozumienia siebie.Trudnościduchowe, jakie przeżywa człowiek, objawiają się zewnętrznie bez względu na to, czy chcetego, czy nie.Troski unoszą się w powietrzu i roztaczają dokoła atmosferę, która mówi zasiebie.Hurstwood ubierał się wytwornie jak zawsze, ale nosił ten sam garnitur, w którymchodził w Kanadzie.Carrie dziwiła się, że nie zamówił dla siebie obszernej szafy do ubrań izadowalał się małą szafką.Zauważyła również, że nie proponował jej nigdy żadnej rozryw-ki, nie mówił o jedzeniu, zdawał się skłopotany swoim biznesem.Nie był to już lekkomyśl-ny Hurstwood z Chicago, nie pozostało śladu ze swobodnego, wesołego, hojnego Hur-stwooda, jakiego wtedy tam znała.Zmiana była zbyt widoczna, żeby mogła jej nie widzieć.Z czasem wyczuła również, że zmienił się pod innymi względami, że coś przed niąukrywa.Był widocznie skryty i nie lubił się nikogo radzić.Przekonała się, że nieraz musipytać go o rozmaite drobiazgi.Nie jest to stan przyjemny dla kobiety.Wielka miłość spra-wia, że wydać się to może rozsądne, czasami usprawiedliwione, ale nigdy przyjemne.Gdzienie ma wielkiej miłości - rezultatem są mniej miłe i bardziej wyrazne wnioski.Jeśli chodzi o Hurstwooda, to walczył dzielnie z trudnościami, które nasunęły nowewarunki życia.Zbyt był mądry, iżby nie odczuć, że popełnił straszliwą omyłkę, albo by po-wiedzieć sobie, że dobrze jest jak jest.Nie potrafił też nie porównywać wciąż tego, co miał,z tym, co stracił - godzina po godzinie, dzień po dniu.SRPo spotkaniu w Nowym Jorku, wkrótce po zainstalowaniu się tutaj, któregoś z daw-nych przyjaciół, nie opuszczał go lęk przed powtórzeniem się tego.To na ulicy Broadwayspotkał jegomościa, którego znał.Nie miał czasu udać, że go nie widzi.Wymiana spojrzeńzbyt była ostra; to, że się jednak poznali - zbyt wyrazne.A więc ów przyjaciel, który przyje-chał po zakup dla jednego z domów towarowych, wyczuł, że koniecznie musi zatrzymaćHurstwooda.- Jak się pan ma? - zapytał, wyciągając rękę wyraznie zmieszany, nie okazując żadne-go zainteresowania tym spotkaniem.- Doskonale! - rzekł Hurstwood nie mniej od niego speszony.- A pan?- Zwietnie! Przyjechałem po zakupy.Urządził się już pan w Nowym Jorku?- Tak - rzekł Hurstwood.- Mam posadę przy ulicy Warren.- Rzeczywiście? - ucieszył się przyjaciel.- Bardzom rad to słyszeć.Zajdę odwiedzićpana.- Bardzo proszę - rzekł Hurstwood.- Tymczasem do widzenia! - rzekł swobodnie przyjaciel i odszedł. Nie zapytał nawet o numer - myślał Hurstwood.- Nie miał oczywiście zamiaruprzyjść." Otarł czoło, które lekko zwilgotniało, w nadziei, szczerej nadziei, że może nikogowięcej nie spotka.Te i temu podobne rzeczy wywarły swój wpływ na jego usposobienie.Jedyną nadzie-ją była zmiana na lepsze pod względem pieniężnym.Miał Carrie.Płacił za meble.Miał sta-nowisko.Co się tyczy Carrie, wystarczą jej tymczasem rozrywki, jakich jej może dostar-czyć.Potem się poprawi.Tak myśląc popełnił błąd, nie brał bowiem pod uwagę ułomnościnatury ludzkiej, trudności życia małżeńskiego.Carrie była młoda.Przeżycia ich były wręczprzeciwne.Lada chwila rozbieżność mogła się objawić zbyt wyraznie przy stole jadalnym.To się zdarza w najlepiej rozumiejących się rodzinach.Jakże często drobne na pozór niepo-rozumienia wymagają wielkiej miłości, by je puścić w niepamięć.Gdzie tej miłości nie ma -obie strony sumują poszczególne pozycje i dochodzą do rezultatów każde na własną rękę.SRRozdział XXXIWYBRANKA LOSU:BROADWAY ROZTACZA SWOJE POWABYRównolegle do efektu, jaki miasto i wytworzona sytuacja wywierały na Hurstwooda,zaznaczyć należy wpływ ich na Carrie, która przyjmowała dary losu z dziwną pogodą.No-wy Jork, wbrew pierwszemu niemiłemu wrażeniu, zainteresował ją ogromnie.Jego jasnaatmosfera, ludniejsze ulice i szczególna niedbałość podobały się Carrie.Nigdy w życiu niewidziała tak małych pokoików, jak jej obecne, a jednak polubiła je.Nowe meble prezentowały się bardzo dobrze; kredens, o który Hurstwood dbał osobi-ście, połyskiwał szkłem.Sprzęty w każdym pokoju były starannie dobrane, w tak zwanejbawialni albo pokoju frontowym stało pianino, ponieważ Carrie wyraziła chęć uczenia sięmuzyki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]