[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i bardzo piękną.Miała jedwabiste włosy koloru ciemnej miedzi i delikatną, świe\ą cerę.Za ka\dymrazem, kiedy ją widział, była coraz ładniejsza, z gładszą skórą i bardziej zielonymi oczyma.Sięgała mu ledwie do ramienia, ale widać było w krótkich, \ółtych szortach i wyciętej w serekbluzeczce, \e ma figurę bogini: długie, zgrabne nogi, pełne piersi i wąską talię.Patrzyła naniego w taki sposób, \e czuł się jak zahipnotyzowany jej wzrokiem.Jego spojrzeniewędrowało od brązowych rzęs do wzniesienia piersi, zatrzymując się na delikatnymzaokrągleniu policzka i miękkich wargach.Cole zdał sobie sprawę, \e rozpatruje kobiece uroki niewinnego dziecka i był wściekłyna siebie za to, o czym myślał i czego pragnął.Spróbował odwrócić uwagę ich obojga.- To idiotyczne, \e ciągle jeszcze nie odwa\asz się jezdzić na koniu.- Był wcią\ zły nasiebie, więc odezwał się takim tonem, \e pies, kot i dziewczyna popatrzyli na niego zdumieni.- Jesteś w ogóle bez ikry.Diana nie mogła uwierzyć, \e tak się do niej odezwał.Miała jednocześnie ochotę sięrozpłakać i zerwać się na równe nogi, wziąć ręce pod boki i za\ądać przeprosin.Zamiast tegospojrzała na niego przeciągle i powiedziała cicho:- Nie jestem tchórzem, jeśli o to ci chodziło.- Wcale nie o to mi chodziło - zaprzeczył Cole, czując się jak ostatni drań.DianaFoster była z pewnością najodwa\niejszą i najbardziej niezale\ną istotą rodzaju \eńskiego,jaką znał.- Prawdę mówiąc, ja sobie mato oczu nie wypłakałem, kiedy mnie koń zrzucił poraz pierwszy - skłamał, \eby się lepiej poczuła.- Ja nie płakałam - rzekła Diana, wyobra\ając sobie małego chłopca z czarnymi,kręconymi włoskami, płaczącego i przyciskającego piąstki do oczu.- Nie płakałaś?- O, nie.Ani kiedy złamałam nadgarstek, ani kiedy doktor Paltrona go nastawiał.- Ani jednej łezki?- Ani jednej.- Dobra jesteś - stwierdził z uznaniem.- Niezupełnie.- Westchnęła.- Za to zemdlałam.Cole odrzucił głowę i wybuchnął śmiechem, a potem spowa\niał i spojrzał na nią takczule, \e Dianie zaczęło walić serce.- Nie zmieniaj się - powiedział.- Zostań taka, jaka jesteś.Diana nie mogła uwierzyć, \e to dzieje się naprawdę, \e on naprawdę mówi do niej ipatrzy w ten sposób.Nie wiedziała, dlaczego tak się w końcu stało, ale chciała, \eby się to nieskończyło.Jeszcze nie.- A czy mogę trochę urosnąć? - spytała \artem.Uniosła głowę, patrząc tak, jakby nieświadomie zapraszała go do pocałunku i Colezauwa\ył to.- Tak, ale nie zmieniaj się poza tym - odparł, starając się zignorować tę prowokacyjnąpozę.- Pewnego dnia znajdzie się jakiś szczęściarz, który zauwa\y, jak wielkim jesteśskarbem.Jego radosne przewidywania, \e inny mę\czyzna zdobędzie jej serce, skuteczniezmroziły jej szczęśliwy nastrój.Wyprostowała się i zdjęła z kolan psa, ale nie miała \alu doCole'a i naprawdę ciekawiła ją jego opinia.- A je\eli ja nie poczuję tego w stosunku do niego?- Poczujesz.- Na razie to się jeszcze nic wydarzyło.Jestem jedyną znaną mi dziewczyną, która niejest w kimś szaleńczo zakochana i przekonana, \e tylko za niego chce wyjść za mą\.- Uniosłarękę i zaczęła liczyć na palcach.- Corey kocha się w Spencerze, Haley w Peterze Mitchellu,Denise w Dougu Haywardzie, Missy kocha się w Michasiu Murchisonie.- machnęła ręką zezniecierpliwieniem.- Mogłabym tak ciągnąć w nieskończoność.Była tak zdegustowana, \e Cole postanowił ją pocieszyć.- Daj spokój, na pewno jest co najmniej jedna dziewczyna w twoim wiekudostatecznie rozsądna, \eby inaczej patrzyć w przyszłość.- Chocia\ osobiście uwa\ał, \eBarbara Hayward ma siano w głowie, postanowił na jej przykładzie zilustrować swój pogląd,skoro Diana jej nie wymieniła.- A co Barb? - Za kogo ona ma zamiar wyjść?Diana odpowiedziała, robiąc odpowiednią minę:- Za Harrisona Forda.- To wyjaśnia sprawę - powiedział sucho Cole.- No i jeszcze jesteś ty - ciągnęła Diana, prowokując temat Valerie, chocia\ wiedziała,\e to go zupełnie odciągnie od niej.- Co ja?Wydawał się tak zdumiony, \e serce Diany zabiło nadzieją.Podczas ich rozmów wciągu ostatnich dwóch lat słyszała wiele o pięknej blondynce z Jeffersonville, którastudiowała w Los Angeles.Wiedziała o wymianie listów i telefonów kilka razy w miesiącu io tym, \e czasami się widują, głównie podczas letnich wakacji, kiedy ona jest w domu.- Miałam na myśli Valerie.- Aha.- Skinął głową, ale było to na tyle enigmatyczne, \e wzmogło tylko ciekawość inadzieję Diany.- Miałeś od niej jakieś wiadomości?- Widziałem się z nią kilka tygodni temu podczas ferii wiosennych.Dianie stanął przed oczami bardzo realistyczny, choć nie chciany obraz tych dwojga,kochających się namiętnie na malowniczej polance, w blasku gwiazd.Taka sceneria bardziejjej pasowała do typu urody Cole'a.W chwili słabości Diana zamówiła poprzez bibliotekę wHouston biuletyn Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles.Dowiedziała się z niego, \eValerie jest nie tylko aktywna w organizacji studenckiej, ale spotyka się z kapitanemstudenckiej dru\yny piłkarskiej.Poza tym, jest wysoka i piękna, starsza i z pewnościąbardziej światowa ni\ Diana.Ma twarz i oczy nordyckiej księ\niczki i uśmiech jak z reklamypasty do zębów.Diana musiała się bardzo starać, \eby jej nie nienawidzić.Właściwie jedynązaletą, jakiej Valerie nie posiadała, były dobre stopnie.To przynajmniej Diana miała wspólnez Cole'em.Miał średnią 4,9, tak samo jak Diana.- A jakie miała Valerie stopnie na koniec semestru? - spytała, nienawidząc się za tęmałostkowość.- Ma poprawki.- To przykre - mruknęła Diana.- Czy to znaczy, \e będzie musiała chodzić na zajęcialatem i nie będziesz się mógł z nią zobaczyć, kiedy przyjedziesz do domu?- Nie je\d\ę do domu, o ile nie mogę się z nią zobaczyć.Tego się spodziewała.Zdołała się dowiedzieć, \e pochodził z miasteczka w Teksasie,zwanego Kingdom City i nie miał rodziny, poza stryjecznym dziadkiem i kuzynem, starszymo pięć lat od Cole'a.Wkrótce zorientowała się, \e wszelkie próby dokładniejszego wgłębianiasię w jego przeszłość powodowały zdawkową tylko odpowiedz lub przerwanieprzyjacielskiego nastroju, który tak sobie ceniła.Miała nadzieję, \e Valerie doceniała lojalność i oddanie Cole'a i nie będzie próbowałazrobić z pantery, jaką przypominał, wytresowanego, ugładzonego labradora.Było w tejdziewczynie z uśmiechem jak z reklamy pasty do zębów coś takiego, \e wydawała się Dianiezupełnie nieodpowiednia dla Cole'a.Zawiść jest wstrętna, ale co mogła na to poradzić!Siedzący obok Cole odsunął puszkę od ust i studiował wyraz twarzy Diany.- Nie piję przypadkiem twojej coli? - spytał.Diana strząsnęła z siebie odległe marzenia i potrząsnęła głową.Czas było wracać.Czas dawno minął, bowiem dziś wieczorem jej rozsądek i samokontrola zupełnie nie działały.- Pomogę ci to posprzątać.- Wstała, zbierając od razu talerze i sztućce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]