[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta chmura kurzu wokoÅ‚o bryczki nierozpraszaÅ‚a siÄ™ ani na chwilÄ™, bo nie wzniósÅ‚ jej żaden wiatr, nie podtrzymywaÅ‚o jej żadnepowietrze, bo zebraÅ‚a siÄ™, zmaterializowaÅ‚a sama, stopÄ… szeÅ›ciennÄ… po stopie szeÅ›ciennej kurzu nastopÄ™ szeÅ›ciennÄ… po stopie szeÅ›ciennej objÄ™toÅ›ci konia i bryczki - chwilowa, a prze­cież wieczysta,w ruchu pod poszarpanymi przez gaÅ‚Ä™zie perspekty­wami pÅ‚askiego, czarnego, wÅ›ciekle i ciężkougwieżdżonego nieba.PosuwaÅ‚a siÄ™ ta chmura kurzu wciąż naprzód, osnuwajÄ…c ich oboje wbryczce oprzÄ™dem nie tyle może grozby, co ostrzeżenia, Å‚agodnej, nieomal przyjacielskiejprzestrogi, jak gdyby mówiÅ‚a:  Jedzcie, jedzcie, jeÅ›li chcecie.Ale ja i tak na pewno dotrÄ™ tam przedwami pierwsza.Zbierać bÄ™dÄ™ siÄ™, gromadzić wciąż i wciąż, by przybyć pierwsza.Pod koÅ‚ami,kopytami bÄ™dÄ™ wznosić siÄ™ i pÅ‚ynąć wciąż i wciąż, ukosem, lekko.I na pewno nie znajdzieciemiejsca, które chcecie znalezć, tylko nagle, nieuchwytnie siÄ™ wsuniecie na pÅ‚askowyż w panoramÄ™niezgÅ‚Ä™bionej nocy, co nie czyni krzywdy.Nie bÄ™dziecie mogli wtedy zrobić nic i zawrócicie, wiÄ™cradziÅ‚abym: nie jedzcie, zawracajcie już od razu i w spokoju pozostawcie wszyst­ko tak, jak terazjest.On (Quentin) zgadzaÅ‚ siÄ™ z tym, siedzÄ…c w bryczce u boku tej maÅ‚ej jak lalka, nieubÅ‚aganejkobiety z baweÅ‚nianym parasolem w kurczowo zaciÅ›niÄ™tej rÄ™ce i wdychajÄ…c wzmocniony upaÅ‚emzapach starego ciaÅ‚a kobiecego, wzmocniony upaÅ‚em zapach kamfory ulatujÄ…cy z zagniecionych oddÅ‚ugiego leżenia w szafie faÅ‚d szala.CzuÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›ciwie nie jak czÅ‚owiek z krwi i koÅ›ci, ale jakzapalona żarówka elektryczna, bo szybkość tej jazdy nie poruszaÅ‚a dość po­wietrza, żeby gochÅ‚odzić, i zarazem nie wymagaÅ‚a od niego dość ruchu, żeby mógÅ‚ siÄ™ spocić.ByÅ‚o mu bardzogorÄ…co i myÅ›laÅ‚:  Dobry Boże, tak; nie odnajdujmy tego kogoÅ› czy tego czegoÅ›, nie próbujmyodnalezć, nie narażajmy siÄ™ zakłóceniem spokoju temu komuÅ› czy temu czemuÅ›.A potem znów Shreve siÄ™ odezwaÅ‚:- Poczekaj.Poczekaj.To znaczy, że ta stara, ta ciotka Rosa.- Panna Rosa - poprawiÅ‚ go Quentin.?- Dobrze już, dobrze.wiÄ™c ta stara jejmość, ta ciotka Rosa.- Panna Rosa, przecież ci mówiÄ™.- Dobrze już, dobrze, dobrze.wiÄ™c ta stara.ta ciotka Ro.do­brze już, dobrze, dobrze,dobrze.wiÄ™c że ona tam nie jezdziÅ‚a ani razu, że jej noga nie postaÅ‚a w tamtym domu przez te caÅ‚eczterdzie­Å›ci trzy lata, a pomimo to wÅ‚aÅ›nie ona powiedziaÅ‚a, że tam ktoÅ› siÄ™ ukrywa, i maÅ‚o tego.w dodatku jeszcze sobie znalazÅ‚a kogoÅ›, kto jej uwierzyÅ‚, komu siÄ™ chciaÅ‚o przejechać bryczkÄ… opółnocy te dwa­naÅ›cie mil tylko po to, żeby siÄ™ przekonać, czy ona ma racjÄ™?- Owszem - powiedziaÅ‚ Quentin.- WiÄ™c ta stara jejmość, która w domu rodzinnym, podobnym do jakiegoÅ› przeludnionegomauzoleum, tak dalece nie miaÅ‚a nigdy nic do roboty, że mogÅ‚a zajmować siÄ™ wyÅ‚Ä…cznienienawidzeniem ojca, ciotki i szwagra, aż piszczaÅ‚a w tym spokoju i wygodzie czekajÄ…c na dzieÅ„,kiedy oni nie tylko sobie, ale i wszystkim wokoÅ‚o dowiodÄ…, że to wÅ‚aÅ›nie ona z tÄ… swojÄ…nienawiÅ›ciÄ… miaÅ‚a przez caÅ‚y czas racjÄ™.No i pewnego wieczora ciotka zeÅ›liznęła siÄ™ po rynnie izwiaÅ‚a z jakimÅ› handlarzem koni, co dowiodÅ‚o, że ona sÅ‚usznie ciotki nienawidziÅ‚a; wiÄ™c, jeżelichodzi o ciotkÄ™, to byÅ›my mieli już zaÅ‚atwione.A potem ojciec sam z wÅ‚asnej woli uwiÄ™ziÅ‚ siÄ™ nastrychu, zabiÅ‚ drzwi gwozdziami, żeby go przypadkiem nie powoÅ‚ali do buntowniczego wojska, noi zagÅ‚odziÅ‚ siÄ™ tam na Å›mierć, wiÄ™c to byÅ›my mieli też zaÅ‚atwione, chociaż wedÅ‚ug wszelkiegoprawdopodobieÅ„stwa, kiedy nadeszÅ‚a chwila, w której ojciec sam przed sobÄ… przyznaÅ‚, że towÅ‚aÅ›nie ona miaÅ‚a racjÄ™, albo tego powiedzieć już nie mógÅ‚, albo może nie miaÅ‚, komu powiedzieć;wiÄ™c ona ojca również nienawidziÅ‚a sÅ‚usz­nie, bo gdyby ojciec nie doprowadziÅ‚ do wÅ›ciekÅ‚oÅ›cigeneraÅ‚a Lee i Jeffa Davisa, to przecież nie potrzebowaÅ‚by zamykać siÄ™ na strychu i tam umrzeć, agdyby nie umarÅ‚, toby jej nie osierociÅ‚, nie pozosta­wiÅ‚by jej w nÄ™dzy, a tym samym nie naraziÅ‚byna sytuacjÄ™, która tam­temu pozwoliÅ‚a tak jÄ… Å›miertelnie znieważyć.SÅ‚usznie też nienawidziÅ‚aszwagra, bo gdyby on nie byÅ‚ demonem, to by nie trzeba byÅ‚o chronić przed nim jego rodzonych dzieci, wiÄ™c ona by nie musiaÅ‚a tam jechać na pastwÄ™ ciÄ…got wÅ‚asnego starego cielska po to, żebyzamiast jakiegoÅ› owdowiaÅ‚ego Agamemnona, godnego partnera dla niej jako Kasandry, znalezćtam sÄ™dziwego Priama o zesztywniaÅ‚ych stawach, stać siÄ™ chutliwÄ…, chociaż pod tym wzglÄ™dem niewypróbowanÄ… Tysbe i dopuÅ›cić do tego, żeby ten Priam zbliżyÅ‚ siÄ™ do niej niczym niesprowokowany w zawiÅ‚ej demonicznoÅ›ci kwietnia i zaproponowaÅ‚, żeby sobie pospółkowali napróbÄ™, po czym dopiero, w razie gdyby owocem tej próby byÅ‚ chÅ‚opiec, poÅ‚Ä…czyli siÄ™ zwiÄ…zkiemmałżeÅ„skim; i nie musiaÅ‚aby wiać z powrotem do miasteczka w pierwszym podmuchu tej grozy ipoczucia zniewagi,  iżby.jak to tam jest w Biblii. pożywaÅ‚a żółci i pioÅ‚unu - wykradanychprzez sztachety pÅ‚otów o Å›wicie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed