[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W każdym razieuważaj na siebie.- Jasne.Dam sobie radę.Na wypadek, gdybyś chciała się ze mną skontakto-wać, zostawię ci numer do mojego hotelu.- Dobrze.Trzymaj się.A jak wrócisz do Europy, to dobrze by było, żebyśwpadła do Berna.Poznałabyś ekipę i mogłabyś sama zobaczyć, jak postępująprace.- Na pewno przyjadę, Sabine.Dzięki za wszystko.Przed piątą przyjechał po nią Hamid, szofer Liliany.Marszandka mieszkała w domu bardzo typowym dla Aleksandrii; brązowa-wy, naruszony zębem czasu wilgotny budynek pod tymi nieprzyjaznymi pozora-mi skrywał dawną świetność.Winda nie działała, więc Afdera musiała się wspiąćna szóste piętro po schodach.Na górze znajdowały się tylko jedne, wielkiedrzwi.Otworzyła je zaalarmowana dzwonkiem kobieta słusznej tuszy.- Przyszłam na spotkanie z panią Ransom - wyjaśniła Afdera, zastanawiającsię, czy aby nie pomyliła pięter.- Tak, proszę.Zaprowadzę panią na taras.Długie korytarze o ścianach pokrytych półkami wypełnionymi mnóstwem po-segregowanych tematycznie książek prowadziły do wychodzących na morze po-koi, które bardziej przypominały niewielkie, zastawione gablotami salki muzeal-ne niż pomieszczenia w prywatnym mieszkaniu.Główny korytarz kończył sięwielkim tarasem, z którego widać było gigantyczną budowę nowoczesnej Biblio-teki Aleksandryjskiej.Wiosną w apartamencie Liliany gromadziło się intelektualno-artystyczne to-warzystwo, by dyskutować przy tradycyjnej fajce wodnej.Do tego grona zaliczałLRTsię choćby reżyser filmowy Jusuf Szahin, bard Georges Moustaki oraz Petrou,krewny poety Konstandinosa Kawafisa.Liliana nazywała ich Grupą z Aleksan-drii, ponieważ wszyscy urodzili się w tym mitycznym mieście.Spoglądając na morze, Afdera słyszała głos pani domu, instruującej po arab-sku Hamida, który tymczasem przebrał się w elegancką marynarkę i białe ręka-wiczki, ponieważ najwyrazniej pełnił też funkcję kogoś w rodzaju majordomusa.- Widzę, że Hamid to człowiek do wszystkiego zauważyła Afdera, witającsię z Lilianą.- Bo do wszystkiego świetnie się nadaje.Aleksandryjskie noce bardzo siędłużą takiej samotnej kobiecie jak ja, toteż umilam je sobie wodną fajką, muzykąMoustakiego i towarzystwem Hamida.- Uśmiechnęła się, puszczając oko doAfdery.- Chodz, spróbujesz pyszności, które przyrządziła nam Aasiyah.Na stole w jednym z salonów znalazły wielką rozmaitość potraw o najróżniej-szych kolorach, zapachach i - zapewne - smakach.Nałożywszy sobie wszystkie-go, Afdera i Liliana wróciły na taras.Od morza dolatywała łagodna bryza, a mo-notonny szum fal zakłócały jedynie klaksony samochodowe, rozlegające się odczasu do czasu na ulicy w dole.- To teraz powiedz, co cię do mnie sprowadza zaczęła Liliana.- Judasz Iskariota.- Wiedziałam, że prędzej czy pózniej to do mnie wróci.Co chcesz wiedzieć?- Potrzebuję jak najwięcej informacji o księdze.W jaki sposób trafiła do mo-jej babci? Jak i gdzie została odkryta? Przez czyje ręce przeszła? Kto i dlaczegoodstąpił ją kolejnym właścicielom? Babcia trzymała ją w sejfie nowojorskiegobanku, razem z dziennikiem, w którym o niej pisze.Z niego dowiedziałam się otobie.- Nie sądzę, żebym mogła odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania.W na-szym zawodzie wskazana jest dyskrecja.Istnieje niepisane prawo, zakazującenam ujawniania naszych zródeł.Ale w miarę możności postaram się ci pomóc -oświadczyła Liliana, sadowiąc się na wysłanej poduszkami sofie.- Strzelaj.LRT- Najpierw chciałabym porozmawiać o Hanym Jabecie, o niejakim Mohame-dzie i o Kopcie nazwiskiem Abdel Gabriel Sayed.Babcia napisała, że to oni od-kryli księgę.- To nie do końca tak.Już ci wyjaśniam.Księga została znaleziona w połowielat pięćdziesiątych przez Jabeta, jego przyjaciela Mohameda oraz kuzyna tegoostatniego, przy czym imienia kuzyna nigdy nie znałam.Ci trzej trafili na nią wjaskini w okolicach Gebel Qarara, niedaleko miejscowości Maghagha.AbdelGabriel Sayed wkracza na scenę pózniej, kiedy tamci trzej, dość prości ludzie,zaczynają się zastanawiać, co zrobić ze swoim znaleziskiem.W odróżnieniu odnich Sayed ma kontakty z marszandami, więc zawozi księgę z Maghaghy do Ka-iru i przekazuje ją w ręce Rezeka Badaniego, o którym chwilowo wolałabym niemówić.Po tych słowach Liliana zamilkła na chwilę, pochylając się nad swoją fajką.Afdera skorzystała z tego, by zapytać:- A dałoby się zorganizować mi spotkanie z Jabetem, Mohamedem i tym bez-imiennym kuzynem?- To raczej trudne.%7ładen z nich nie żyje - odparła Liliana.- Och, nie wyobra-żaj sobie zaraz niestworzonych rzeczy - dodała, widząc minę Afdery.- O ilewiem, nie spotkało ich nic, co by nie było normą w zawodzie rabusia grobow-ców.Zresztą, kto by wszczynał śledztwo w sprawie śmierci trzech wieśniaków.Nie zapominaj, że jesteśmy w Egipcie.- Jak zginęli?- Hany Jabet i jego przyjaciel Mohamed szukali podobno czerwonej rtęci dlabogatego handlarza z Kairu.- Co to jest czerwona rtęć?- Eliksir wiecznego szczęścia, bogactwa i zdrowia wyjaśniła Liliana.- Mi-tyczna substancja, którą wedle tutejszych podań znajdowało się w ampułkachwsuwanych w gardła mumii.Za namową jakichś hochsztaplerów Jabet i Moha-med zgodzili się zapuścić do pewnego grobowca bez żadnych zabezpieczeń.Wpewnym momencie tunel, który kopali, zawalił się im na głowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]