[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkrótce potem rozległo się bicie414w dzwony.Czekając, zauważył dziwny pień stanowiący umocnienie wieży.Uznał, że dzięki niemu można pokonać przepaść dzielącą wieżę od muru.Po chwili pojawił się wózek Wilfreda, za którym kroczył Drogo, Alkuin iokazale wystrojony diakon Flawiusz.Za nimi szła Theresa pilnowana przezdwóch strażników.Izam schował się jeszcze głębiej, gdy psy podciągnęływózek pod stos.Towarzyszący Wilfredowi słudzy wbili pochodnie w ziemię iwyszli z placu broni.Rozpadało się na dobre.Na znak hrabiego strażnicypochwycili Theresę, która sprawiała wrażenie otumanionej.Mieli jużwprowadzić ją na stos, gdy do akcji wkroczył Izam.— Co to ma, u diabła, znaczyć! — mruknął na jego widok Wilfred.Wartownicy chwycili za broń, ale Drogo ich powstrzymał.— Izamie, to ty? — spytał zdziwiony missus.Młodzieniec skłonił się przednim.— Sędzio, ta dziewczyna jest niewinna.Nie możecie do tego dopuścić.Próbował do niej podejść, ale strażnicy zagrodzili mu drogę.Wilfredposzczuł psy, które zaczęły ujadać jak opętane.Następnie rozkazał żołnierzompodpalić stos, ale Izam wyjął sztylet i rzucił nim.Ostrze przecięło powietrze iwbiło się w krzesło pod wstydliwymi częściami ciała Wilfreda.Wtedy wyjąłzza pasa drugi sztylet.— Zapewniam was, że jeśli macie serce, mogę w nie trafić — zagroził.RS— Izamie, nie bądźcie głupcem — ostrzegł go missus.— Ta dziewczynaukradła niezwykle ważny dokument.Nie wiem, co wami kieruje, ale jużpostanowiłem, że zapłaci za to życiem.— Ona niczego nie ukradła.Była przy mnie, odkąd wyszła ze skryptorium— powtórzył inżynier, nie opuszczając broni.— Alkuin inaczej mi to przedstawił.— Zatem Alkuin kłamie — odparł krótko.— Heretyk! — zawołał mnich.Krople deszczu dudniły z uporem, a zebrani czekali.Izam nabrał głębokopowietrza, bo nadszedł czas na ostatnie zagranie.Wystąpił naprzód, ścisnął wdłoniach krzyż, który wisiał na jego piersiach, i padł przed Drogiem na kolana.— Żądam Sądu Bożego!Wszyscy zamilkli zdumieni.Sądy Boże kosztowały życie.— Jeśli staracie się ją uratować.— ostrzegł go Wilfred.— Tego się domagam! — Izam zerwał krzyż z piersi i wzniósł go ku niebu.415Drogo zakaszlał.Spojrzał na Wilfreda, potem na Flawiusza, a wreszcie nasamego Alkuina.Pierwsi dwaj pokręcili przecząco głowami.Ale Alkuinorzekł, że nie sposób uchylić się przed żądaniem ordalii.— A zatem Sąd Boży.? Zbliżcie się — rozkazał Drogo.— Wiecie, na cosię narażacie?Izam przytaknął.Zazwyczaj kazano oskarżonemu przejść boso po rozgrzanejdo czerwoności kracie: jeśli jego stopy zostały spalone, był winny, ale jeślidzięki boskiej interwencji pozostały nienaruszone, wówczas ogłaszano jegoniewinność.Możliwe było również wrzucenie oskarżonego do rzeki zeskrępowanymi rękoma i nogami: jeśli utrzymywał się na powierzchni, jegowiny zostały odkupione.Jednak Izam zamierzał uciec się do pojedynku, coprzy dwu przeciwnikach było możliwe.Wystarczyło jedynie wyzwać Alkuina.— To nie on jest oskarżony — odparł, słysząc to, Wilfred.— Alkuin twierdzi, że Theresa dopuściła się kradzieży, ale ja utrzymuję, żeto on kłamie.W takim wypadku jedynie Bóg może rozpoznać, kto jestzbłąkaną owcą.— Nigdy nie słyszałem większych bzdur! Czyżbyście zapomnieli, że toAlkuin jest pasterzem, a Theresa owcą?W tym momencie Alkuin podszedł do Izama, spojrzał mu stanowczo w oczyi wyrwał mu krzyż.RS— Przyjmuję ordalię.* * *Wrócili do budynku po ustaleniu, że spotkają się o świcie przy stosie.Gdymissus obiecał, że Theresie nic się nie stanie, Izam udał się na statek.Natomiast Wilfred, Flawiusz i Alkuin zebrali się, by omówić szczegóły SąduBożego.— Nie powinniście byli się zgodzić — powtórzył oburzony Wilfred.— Niebyło powodu, by.— Wierzcie mi, wiem, co robię.Pomyślcie, że to, co teraz oceniacie jakoszaleństwo, w rzeczywistości jest doskonałym sposobem na uzasadnienieegzekucji, która w oczach pospólstwa byłaby kompromitacją.— O czym mówicie?— Lud wielbi Theresę.Wierzą, że dziewczyna zmartwychwstała.Wykonywanie wyroku nie miałoby teraz sensu, a tym bardziej oskarżanie jej oprzestępstwo, o którym nie możemy zbyt wiele mówić.Natomiast Sąd Bożystanowić będzie wystarczające usprawiedliwienie.— Ale wy nie znacie się na broni.Izam pośle was do piekła.416— Istnieje taka możliwość, ale Bóg jest ze mną.— Nie bądźcie głupcem, Alkuinie! — wtrącił diakon Flawiusz.— Izam jestdoświadczonym żołnierzem.Przy pierwszym starciu wasze ciało stoczy się wprzepaść.— Ufam Bogu.— Do diabła! Nie ufajcie aż tak bardzo.Alkuin zamyślił się.Po chwili wstałrozradowany.— Obrońca.Oto, kogo potrzebujemy — przypomniał im, że w or-dalii osobaznieważona może wyznaczyć reprezentanta, który będzie jej bronić.— MożeTheodor — zasugerował.— Jest silny jak dąb i o głowę przewyższa Izama.— Theodor jest do niczego.Gdyby miał posiekać cebulę, przy pierwszymcięciu zostałby bez palców — stwierdził Wilfred.— Trzeba pomyśleć o kimśinnym.— A Hoos Larsson? — zaproponował diakon Flawiusz.— Hoos? — zdziwił się Wilfred.— Zgoda, jest zręczny, ale czy się zgodzi?— Za pieniądze na pewno — zapewnił Flawiusz.Alkuin przyznał, że wspomniany młodzieniec posiada siłę i umiejętnościniezbędne w pojedynku, lecz nie wierzył za bardzo, że zechce wziąć na siebietakie ryzyko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]