[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy zaś wszyscy dowiedzieliby się, że nie jest naprawdę Lee Grantem,zrozumieliby, że potrafi się tylko ukrywać.Luke zmusił się do siedzenia nieruchomo przez dwie godziny.Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy powędrowali tłumnie korytarzem do olbrzymiejjadalni.Luke nie jadł niczego od czasu śniadania w domu - najlepszych sucharków robionychprzez matkę i cudownego pożegnalnego przysmaku, świeżych jajek.Chłopiec pamiętał dumęw oczach matki, kiedy podsunęła mu talerz.- To z fabryki? - zapytał.Jajka były obecnie niedostępne dla zwykłych ludzi, alematka pracowała w fabryce drobiu, a jeśli jej przełożeni byli w dobrym humorze, dostawałaczasem trochę nadmiarowego jedzenia.Matka skinęła głową.- Obiecałam im za to czterdzieści bezpłatnych nadgodzin.Luke przełknął ślinę.- Za dwa jajka dla mnie?Matka popatrzyła na niego.- Warto było - powiedziała.Wspomnienie śniadania sprawiło, że w jego gardle urosła gula wielkości jajka.Nieczuł się głodny.Usiadł jednak, ponieważ inni siedzieli, ale natychmiast jakiś chłopak odwrócił się ipopatrzył na niego ze złością.- Tylko czwarta licealna - powiedział.- Co takiego? - zapytał Luke.- Tylko czwarta licealna może siedzieć przy tym stole - wyjaśnił chłopak takimsamym drwiącym tonem, jakiego używał zawsze Mark, kiedy Luke powiedział coś głupiego.- Jasne - odparł Luke.- Co ty, jesteś jakimś bobokiem, czy co?Luke nie wiedział, co na to odpowiedzieć, więc wstał tak gwałtownie, że potknął się iwpadł na następny stół.- Tylko trzecia - powiedział siedzący tam chłopak.Luke spróbował przełknąć gulę w gardle, która stawała się coraz większa.Chodził od stołu do stołu, nawet nie próbując siadać, ponieważ przy każdym ktośmówił znudzonym głosem:- Tylko druga.- Tylko pierwsza.- Tylko ósma.Luke nie wiedział, z której jest klasy, więc szedł przed siebie, aż w końcu znalazłpusty stół i usiadł przy nim.Zobaczył stojącą przed sobą miskę z jakimiś liśćmi i czymś, co wyglądało jak kiełkisojowe.Czy to miało być jedzenie? Inni chłopcy to jedli, więc on także zaczął, chociażoślizgłe, gorzkie liście stawały mu w gardle.Luke pozwolił sobie na rozmyślania o czipsach ziemniaczanych.Teoretycznie nikomunie było wolno jeść śmieciowego jedzenia ze względu na niedostatek żywności, którydoprowadził do uchwalenia ustawy populacyjnej, ale kiedy w tajemnicy i ryzykując wieleprzekradł się do domu Jen, poczęstowała go czipsami.Nadal pamiętał smak soli i chrupkośćziemniaczanego płatka na podniebieniu, słyszał głos Jen, kiedy zaprotestował, że czipsy sąnielegalne: No pewnie, ale my też jesteśmy nielegalni, więc czemu mamy sobie żałować?.Jen.Gdyby Jen była tu teraz, nie pogodziłaby się z gorzkimi liśćmi i pozbawionymismaku kiełkami, ale wstałaby, domagając się porządnego jedzenia.Mogłaby usiąść przykażdym stole, przy jakim by chciała, podeszłaby prosto do najważniejszej osoby - dyrektorki?- i powiedziała: Dlaczego nikt nie powiedział mi, na jakie lekcje mam chodzić? Co to sąpunkty karne? Jaki w ogóle obowiązuje tu regulamin? Kiepsko radzi sobie pani zprowadzeniem szkoły!.I podbiłaby Rolly emu oko.Ale Jen tu nie było, ponieważ Jen nie żyła.Luke nisko opuścił głowę nad miską i nawet nie udawał, że coś przeżuwa i połyka.Po kolacji wszyscy zostali zapędzeni do kolejnej przestronnej sali, a stojący przednimi mężczyzna opowiadał o tym, jaki wspaniały jest rząd, rozwodząc się nad mądrością ichprzywódców, dzięki którym ludzie przestali głodować.Kłamstwa - pomyślał Luke i zdziwił się, że był w stanie odważyć się na taką myśl.W końcu usłyszał dzwonek, a pozostali chłopcy zaczęli się rozchodzić.Lukeniepewnie chodził tam i z powrotem dziwnymi korytarzami.- Marsz do pokoju - ostrzegł go jakiś mężczyzna.- Cisza nocna za dziesięć minut.Luke tak bardzo pragnął się dostać do swojego pokoju, że udało mu się odzyskać głos.- J-ja jestem tu nowy, nie wiem, gdzie jest mój pokój.- No to się dowiedz.- Jak? - zapytał Luke.Mężczyzna westchnął i przewrócił oczami.- Jak się nazywasz? - zapytał powoli, jakby uważał, że Luke jest za głupi, żebyzrozumieć pytanie.- Ja.- Luke jakoś nie potrafił przyznać się do fałszywej tożsamości.- Ja znam numermojego pokoju, 156.Po prostu nie wiem, gdzie to jest.- Nie mogłeś mówić od razu? - jęknął mężczyzna.- Schodami na górę i za rogiem.Nawet kierując się wskazówkami mężczyzny, Luke zgubił drogę i musiał szukać wnieskończoność.Kiedy w końcu zobaczył wyryte na tabliczce na drzwiach 156, nogi trzęsłymu się z wyczerpania, a na stopach miał pęcherze od chodzenia w sztywnych, obcych butach.Był przyzwyczajony do biegania boso i siedzenia przez cały dzień w domu, a nie dowędrowania w górę i w dół schodami i przemierzania przypominających labirynt korytarzy.Wszedł do pokoju i skierował się prosto do łóżka, które zostało już przykryte narzutą iwyglądało tak samo jak pozostałe.Chciał tylko upaść na nie, zasnąć i zapomnieć owszystkim, co wydarzyło się tego dnia.- Pytałeś o pozwolenie? - warknął ktoś za nim.Luke popatrzył w tamtą stronę - był tak zmęczony, że nawet nie zauważył pozostałychsiedmiu chłopców, którzy siedzieli w kręgu na podłodze i grali w karty.- Po-pozwolenie? - zapytał.Jeden z chłopców - pewnie ten, który się odezwał - odchylił głowę do tyłu i roześmiałsię.Był wysoki, szczupły i starszy od Luke a, może w wieku Matthew, który miał piętnaścielat.Ale Matthew był swojski i znajomy, a Luke nie potrafił odczytać wyrazu twarzy tegochłopca.Miał dziwnie osadzone ciemne oczy, a pociągła twarz sprawiała, że skojarzył sięLuke owi z widzianymi na obrazkach w książce szakalami.- Patrzcie! - odezwał się chłopak.- Przysłali nam wspaniały dyktafon w kształcieczłowieka, szkoda tylko, że się trochę zacina.No nic, spróbujemy jeszcze raz.Powtarzaj zamną: Jestem pojawem.Jestem drają.Jestem bobokiem.Nie jestem godny, żeby żyć.Większość pozostałych chłopców zaczęła się śmiać, ale po cichu, żeby usłyszećodpowiedz Luke a.Luke zawahał się - słyszał już wcześniej te słowa.Rolly nazwał go pojawem i drają, aktoś w jadalni nazwał go bobokiem.Może te słowa pochodziły z tego obcego języka, wktórym mówił niski i gruby nauczyciel? Luke nie miał pojęcia, co mogły oznaczać, alepotrafił się domyśleć, że na pewno nic dobrego - dzięki Matthew i Markowi umiał zauważyć,kiedy jest podpuszczany.Potrząsnął głową.Szakal westchnął z teatralnym rozczarowaniem.- No patrzcie, już się popsuł - powiedział.Wstał i walnął Luke a pięścią w bok w takisposób, w jaki tata Luke a uderzał w zepsuty silnik traktora albo ciężarówki.- Ostatniodostajemy tu najgorszy złom.Luke cofnął się i zrobił krok w kierunku swojego łóżka.Szakal znowu się roześmiał.- Ej, nie tak szybko! Nie pamiętasz o pozwoleniu? Powiedz: Jestem twoim sługą, owielki panie, jestem na wieki posłuszny twoim rozkazom.Nie będę jadł, spał ani oddychał,jeśli nie wyrazisz na to zgody.Chłopiec przesunął się tak, żeby odgrodzić Luke a od jego łóżka, a pozostaliprzysunęli się groznie.Zupełnie jak stado szakali - pomyślał Luke.Szakale, o których Luke czytał w książkach, były wrednymi i okrutnymi zwierzętami.Potrafiły rozszarpać zdobycz na kawałeczki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]