[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kie-dy ojciec był młodszy, James trochę się go bał, ale nie potrafił sobiewyobrazić, jakie to uczucie mieć za ojca kogoś takiego jak Ran-dolph.Pan Merriot uwijał się wśród chłopców, dodając im otuchy.Pod-szedł także do Jamesa.- Gotowy, Bond?- Tak jest, proszę pana.Jak najbardziej.- Daj z siebie wszystko.- uśmiechnął się.- Powodzenia.I pa-miętaj o trzymaniu równego tempa, to długi dystans.- Wiem, proszę pana.- Wiem, że wiesz.Merriot poszedł dalej, zagadując kilku innych chłopców.Po raz pierwszy bieg przełajowy odbywał się w Wielkim ParkuWindsor.Ustawiła się spora hałaśliwa grupa widzów, gotowychdopingować biegaczy, choć James wiedział, że po starcie kibiceszybko znikną im z oczu.Trasa miała osiem kilometrów, zaczynałasię i kończyła na otwartej przestrzeni, ale właściwy wyścig miał sięrozgrywać na ciągu niskich, zalesionych wzgórz.Lord Hellebore miał dać sygnał do startu, lecz nie mógł się po-wstrzymać od wygłoszenia kolejnej przemowy.- Sport czyni z chłopców mężczyzn.Przygotowuje ich do życia.Teraz ruszajcie i biegnijcie; biegnijcie z całych sił, tak szybko, jakpotraficie.Kiedy poczujecie, że stopy was już dalej nie poniosą,wtedy właśnie musicie sobie powiedzieć: Dam radę! Wytrzymam.Wygram.Choć, oczywiście, zwycięzca może być tylko jeden.James nie był pewien, czy ktoś oprócz niego to zauważył, ale kie-dy lord Hellebore to powiedział, spojrzał przelotnie na swojego syna,którego usta wykrzywiły się w chytrym uśmiechu.- Proszę się ustawić - zagrzmiał lord Hellebore i wśród stłoczo-nych biegaczy zapadła cisza.- Na miejsca.Gotowi.Bum!Padł strzał z pistoletu startowego i bezładny tłum ruszył; chłopcyzaczęli się przepychać, walcząc o lepsze miejsce.Widzowie krzycze-li i gwizdali, ale kiedy zostali w tyle, ich głosy szybko ucichły.James trzymał się z tyłu i przesunął się w bok, gdzie było więcejmiejsca.To długi wyścig, a on dużo ćwiczył na takim dystansie.Wiedział, że nie może się za szybko zmęczyć, choć była spora różni-ca między treningiem a samym wyścigiem.W prawdziwym biegutrzeba wziąć pod uwagę wiele dodatkowych czynników: nerwy, na-pięcie, emocje, innych zawodników, pogodę, stan nawierzchni.James wolałby, żeby było chłodniej, ale pogoda, dla wszystkich takasama, nie dawała przewagi żadnemu z biegaczy.Przez kilka ostat-nich tygodni sporo padało i grunt rozmiękł, co mogło być kłopotliwe,ale za to ziemia pod stopami była miękka i sprężysta.Po paru minutach ścieżka się rozszerzyła, słabsi biegacze zarazpo starcie zostali, a z przodu zaczęła się tworzyć mała czołówka.James przyspieszył, wymijając kilku guzdrałów, i znalazł się na wy-godnej pozycji na końcu głównej grupy.Zauważył Carltona i Helle-bore'a, prących do przodu podobnie jak Gellward, Forster i kilkuinnych starszych, spośród których część zaczęła się już męczyć, dy-szeć i posapywać.James wsłuchał się w swoje ciało, prawie jak bezstronny obser-wator, i z zadowoleniem stwierdził, że czuje się dobrze; bez wysiłkusunął do przodu, mając sporo sił w rezerwie.Jak dotąd wyścig prze-biegał zgodnie z planem.Kiedy dotarli do pierwszego większego wzgórza, dwóch czytrzech biegaczy z czołówki zwolniło i zostało w tyle, co dodało Ja-mesowi sił.On zaś, odbijając się stopami od miękkiej ziemi, beztrudu pokonał stok.Kiedy zbiegali z drugiej strony, odstępy międzyzawodnikami powiększyły się i grupa zaczęła się rozrywać.Jamesostrożnie stawiał kroki, utrzymując równe tempo i rozważnie gospo-darując siłami.Przez kilka tygodni, od czasu podwodnego wyścigu zButcherem, pucołowaty trębacz codziennie ćwiczył z nim oddycha-nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]