[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nas jest dwadzieÅ›cia miliardów, aich zaledwie garstka, ukrytych w dżunglach.Jakąż mogÄ… stanowić grozbÄ™?- CzekajÄ… już osiem tysiÄ™cy lat, od kiedy Lord Stiamot zÅ‚amaÅ‚ ich potÄ™gÄ™.PoczekajÄ…nastÄ™pne osiem, jeÅ›li zajdzie potrzeba.A jednak marzÄ… o odrodzeniu Velalisier i nie porzucÄ…tego marzenia.Czasami we Å›nie sÅ‚yszÄ™, jak mówiÄ… o dniu, w którym znów wyrosnÄ… wieżeVelalisier, i to mnie przeraża.Nie podoba mi siÄ™ tu.CzujÄ™, jak Metamorfowie czuwajÄ… nadkażdym miejscem, czujÄ™, jak otacza nas ich nienawiść, czujÄ™ w powietrzu atmosferÄ™ tejnienawiÅ›ci i choć jej nie widzÄ™, wiem, że istnieje.- W ten sposób miasto jest zarazem i przeklÄ™te, i Å›wiÄ™te - powiedziaÅ‚a Carabella.-Doprawdy, trudno pojąć Metamorfów!Valentine oddaliÅ‚ siÄ™ od caÅ‚ej grupy.Miasto napawaÅ‚o go lÄ™kiem.PróbowaÅ‚ wyobrazićsobie, jakie byÅ‚o kiedyÅ›, podobne do prehistorycznego Ni-moya, peÅ‚ne majestatu i bogactwa.A teraz? Z gÅ‚azu na gÅ‚az przemykaÅ‚y jaszczurki o paciorkowatych oczach.Zielska porastaÅ‚ywytworne aleje.DwadzieÅ›cia tysiÄ™cy lat! Jak bÄ™dzie wyglÄ…dać Ni-moya za dwadzieÅ›ciatysiÄ™cy lat? Albo Pidruid? Albo Piliplok? Albo pięćdziesiÄ…t wielkich miast na stokach GóryZamkowej? Czy można zbudować na Majipoorze cywilizacjÄ™, która trwaÅ‚aby wiecznie, takjak to mówiÄ… o cywilizacji starej Matki-Ziemi? ZastanawiaÅ‚ siÄ™, czy pewnego dnia turyÅ›ci zszeroko otwartymi oczami bÄ™dÄ… przetrzÄ…sać ruiny Zamku, Labiryntu i Wyspy, próbujÄ…codgadnąć, jakie one miaÅ‚y znaczenie dla starożytnych? I tak niezle nam siÄ™ wiodÅ‚o,powiedziaÅ‚ sam do siebie, przebiegajÄ…c myÅ›lÄ… tysiÄ…ce lat pokoju i Å‚adu.Teraz jednakzabrzmiaÅ‚a faÅ‚szywa nuta; zwykÅ‚y porzÄ…dek rzeczy zostaÅ‚ naruszony i nie wiadomo, co z tegomoże wyniknąć.Pokonani i przepÄ™dzeni Metamorfowie, którzy mieli to nieszczęście, że ichÅ›wiat wzbudziÅ‚ pożądanie innej, silniejszej rasy, jeszcze mogÄ… Å›miać siÄ™ ostatni.ZatrzymaÅ‚ siÄ™ nagle.Jaki to dzwiÄ™k dobiegaÅ‚ z przodu? OdgÅ‚os kroków? A ten cieÅ„ naskalnych blokach? Valentine wpatrywaÅ‚ siÄ™ z napiÄ™ciem w otaczajÄ…cÄ… go ciemność.To jakieÅ›zwierzÄ™, pomyÅ›laÅ‚.WyprawiÅ‚o siÄ™ nocÄ… w poszukiwaniu pożywienia.Duchy nie rzucajÄ… cieni,prawda? Nie ma tu żadnych duchów.W ogóle nie ma żadnych duchów.Niemniej jednak.ZrobiÅ‚ kilka ostrożnych kroków.ByÅ‚o tu trochÄ™ za ciemno, zbyt wiele Å›cieżek kluczyÅ‚omiÄ™dzy osuwajÄ…cymi siÄ™ Å›cianami.ZmiaÅ‚ siÄ™ z Ermanara, ale strach oficera pobudziÅ‚ w jakiÅ›sposób jego wyobrazniÄ™.ZobaczyÅ‚ srogich i tajemniczych Metamorfów, przeÅ›lizgujÄ…cych siÄ™miÄ™dzy zapadniÄ™tymi budynkami, ledwo uchwytnych dla oka.upiory, tak stare jak czas.bezcielesne, puste ksztaÅ‚ty.I znów stÄ…panie, wyrazne, tym razem z tyÅ‚u.Valentine obróciÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie.BiegÅ‚za nim Ermanar, to wszystko.- Zaczekaj, mój panie!Valentine przystanÄ…Å‚.StaraÅ‚ siÄ™ zachować spokój, jednak dziwnie drżaÅ‚y mu dÅ‚onie.SkrzyżowaÅ‚ rÄ™ce za plecami.- Nie powinieneÅ› oddalać siÄ™ od nas - rzekÅ‚ Ermanar.- Wiem, że niewiele robisz sobie zniebezpieczeÅ„stw, które opanowaÅ‚y mojÄ… wyobrazniÄ™, jednak one naprawdÄ™ mogÄ… istnieć.Uważaj na siebie.Zrób to dla nas, mój panie.DoÅ‚Ä…czyÅ‚a do nich reszta i powoli, w milczeniu, caÅ‚a grupa ruszyÅ‚a przez ruiny zalaneblaskiem księżyca.Valentine nie wspomniaÅ‚ o swoich przywidzeniach.To na pewno byÅ‚ojakieÅ› zwierzÄ™.RzeczywiÅ›cie, za chwilÄ™ pojawiÅ‚y siÄ™ zwierzÄ™ta, jakieÅ› maÅ‚e maÅ‚py, chybaspokrewnione z leÅ›nymi braćmi, które gniezdziÅ‚y siÄ™ w zburzonych budowlach i biegajÄ…c tu itam po kamieniach kilkakrotnie wystraszyÅ‚y wszystkich; jakieÅ› ssaki niższego rzÄ™du, mintunyi drole, szybko chowajÄ…ce siÄ™ w cieniu.Ale czy maÅ‚py i drole, zastanawiaÅ‚ siÄ™ Valentine,wydajÄ… dzwiÄ™ki podobne do sapania?Ósemka Å›miaÅ‚ków spacerowaÅ‚a w samym sercu ruin jeszcze ponad godzinÄ™.ValentinezaglÄ…daÅ‚ ostrożnie w różne zakamarki i jamy, starajÄ…c siÄ™ przeniknąć wzrokiem ciemnoÅ›ci.Kiedy przechodzili przez kamienne szczÄ…tki zawalonej bazyliki, Sleet, który zostaÅ‚ nachwilÄ™ z tyÅ‚u, podbiegÅ‚ zdyszany do Valentine'a.- SÅ‚yszaÅ‚em coÅ› dziwnego, niedaleko stÄ…d.- MyÅ›lisz, że to duch?- Może i duch, choć wiadomo, co myÅ›lÄ™ o duchach.A może po prostu bandyta.- Albo huÅ›tajÄ…ca siÄ™ maÅ‚pa - dodaÅ‚ lekceważąco Valentine.- SÅ‚yszaÅ‚em już różne haÅ‚asy.- Mój panie.- OpanowaÅ‚ ciÄ™ strach, jak Ermanara?- Uważam, że włóczymy siÄ™ tu wystarczajÄ…co dÅ‚ugo - powiedziaÅ‚ Sleet cichym,napiÄ™tym gÅ‚osem.Valentine potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- BÄ™dziemy uważać na mroczne kÄ…ty.Ale tyle tu jeszcze do obejrzenia.- Lepiej byÅ‚oby zawrócić, mój panie.- Odwagi, Sleecie.MaÅ‚y czÅ‚owieczek wzruszyÅ‚ ramionami i odszedÅ‚.Valentine wbiÅ‚ wzrok w ciemność.Nie lekceważyÅ‚ ostrzeżenia Sleeta, w peÅ‚ni doceniajÄ…c jego znakomity sÅ‚uch, dziÄ™ki któremujego przyjaciel potrafiÅ‚ żonglować z zawiÄ…zanymi oczami.Jednak czy mieli uciec z tegoniezwykÅ‚ego miejsca tylko dlatego, że ktoÅ› usÅ‚yszaÅ‚ dziwny szelest czy odgÅ‚os stóp? Nie, nietak prÄ™dko, nie tak nagle.Choć z nikim nie podzieliÅ‚ siÄ™ swoim niepokojem, jednak poruszaÅ‚ siÄ™ teraz ostrożniej.Duchy Ermanara nie musiaÅ‚y istnieć, byÅ‚oby jednak szaleÅ„stwem nie zachować rozwagi wtym dziwnym mieÅ›cie.Kiedy oglÄ…dali jeden z najbogatszych w ornamenty budynków, stojÄ…cy poÅ›ródcentralnego skupiska różnych paÅ‚aców i Å›wiÄ…tyÅ„, Zalzan Kavol, który szedÅ‚ przodem,zatrzymaÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie, ogÅ‚uszony haÅ‚asem kamiennej pÅ‚yty, która spadla mu prosto podnogi.ZaklÄ…Å‚ i ryknÄ…Å‚:- Te przeklÄ™te maÅ‚py.- Nie, myÅ›lÄ™, że to nie maÅ‚py - rzekÅ‚ z cicha Deliamber.- Tam kryje siÄ™ coÅ› wiÄ™kszego.Ermanar oÅ›wietliÅ‚ krawÄ™dz sÄ…siedniego gmachu.Zdążyli jeszcze zobaczyć znikajÄ…cÄ…,chyba ludzkÄ…, sylwetkÄ™.Bez chwili wahania Lisamon Hultin ruszyÅ‚a w poÅ›cig na drugi koniecbudynku.Tuż za niÄ… biegÅ‚ Zalzan Kavol, wymachujÄ…c miotaczem.Carabella i Sleet ruszyliinnÄ… drogÄ….Valentine chciaÅ‚ iść z nimi, lecz Ermanar schwyciÅ‚ go za ramiÄ™ i przytrzymaÅ‚nadspodziewanie silnie.- Nie mogÄ™ pozwolić ci na żadne ryzyko, mój panie, kiedy nawet nie mamy pojÄ™cia.- Stój! - dobiegÅ‚ ich uszu potężny bas Lisamon Hultin.RozlegÅ‚y siÄ™ odgÅ‚osyszamotaniny, a zaraz po nich ktoÅ› zaczÄ…Å‚ siÄ™ wspinać po stertach zwalonego gruzu i tozupeÅ‚nie nie jak duch.Valentine paÅ‚aÅ‚ chÄ™ciÄ… poznania przyczyn caÅ‚ego zajÅ›cia, lecz ErmanarmiaÅ‚ racjÄ™: pogoÅ„ za nieznanym wrogiem w ciemnym obcym miejscu nie należaÅ‚a doprzywilejów Koronala Majipooru.Grozne pomruki, okrzyki i przerazliwe jÄ™ki rozbrzmiewaÅ‚y coraz bliżej, aż wreszcieoczom Valentine'a ukazaÅ‚a siÄ™ Lisamon Hultin, na pół niosÄ…c, na pół wlokÄ…c za sobÄ… kogoÅ›,kto miaÅ‚ na ramieniu gwiezdny emblemat Koronala.- Szpiedzy - powiedziaÅ‚a.- Ukrywali siÄ™ tam na górze, obserwujÄ…c nas.Chyba byÅ‚o ichdwóch.- Gdzie jest drugi? - spytaÅ‚ Valentine.- MógÅ‚ uciec - powiedziaÅ‚a olbrzymka.- Szuka go Zalzan Kavol.RzuciÅ‚a swegowiÄ™znia przed Valentinem i postawiÅ‚a na nim stopÄ™.- Pozwól mu wstać - rzekÅ‚ Valentine.Mężczyzna podniósÅ‚ siÄ™
[ Pobierz całość w formacie PDF ]