[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Matka była zawodową narciarkąi największą radość sprawiało jej udzielanie lekcji jazdy na nartach.Uczestniczyliśmy w nich obok innych dzieci.Kate słuchała go w skupieniu.- To brzmi fantastycznie.Znieg, jazda na nartach.Nigdy się jejnie uczyłam.- Jeszcze nie jest za pózno.Mogłabyś zacząć.Kate zadrżała nasamą myśl o zimie, śniegu i lodzie.- Właściwie, niezle bym sobie radziła w wigwamie - wRSobszernym, puszystym swetrze i z filiżanką gorącej herbaty.- Najpierw wyciągnąłbym cię na stoki - powiedział Steven.-Polubiłabyś to.- Nie, nie polubiłabym - powiedziała uparcie Kate.- W dółwzgórza, lubię jezdzić samochodem, a nie na nartach.- Skąd wiesz, skoro nigdy nie próbowałaś? - zapytał.- Wiem i już.Nie lubię takiej rozrywki.Czy jest w tym coś złego?Teraz on pochylił się ku niej.- Jesteś ograniczona.To mnie bardzo zaskoczyło.Spojrzała naniego z wściekłością.- Może to dla ciebie za dużo - mam na myśli niezależną kobietęprowadzącą własny interes.Może potrzebujesz tam w górze, nastoku kogoś, kto będzie twoim cieniem.- Skąd, do diabła, przyszło ci to do głowy?- Rzucił jej piorunujące spojrzenie.- W porządku, uważamjednak, że powinno się być otwartym na wszystko.- Mogłabym spróbować jazdy na nartach.A gdyby mi się niespodobała? Co byś wtedy powiedział? - zapytała.- Powiedziałbym, że nie jesteś zbyt cierpliwa.- Gloria Nestor z pewnością jezdzi na nartach - wymamrotała,ale natychmiast pożałowała tych słów.- Zapytam ja dziś wieczorem - odparł Steven.- Zwietnie.- Kate stała przy stole, próbując opanować zazdrość.- Będzie u mojego klienta na obiedzie.Prowadzi z nią interesy.- Nie moja sprawa gdzie i kiedy spotykasz się z Glorią Nestor -powiedziała oschle Kate.- Nie rozumiem dlaczego czujesz potrzebęusprawiedliwiania się przede mną.- Też tego nie rozumiem - powiedział Steven - ale to prawda.Kate z rozmachem zebrała papierowym ręcznikiem okruszyny zestołu.Oczyma duszy ujrzała siebie i Stevena ubranych w rękawice iszaliki, razem na ośnieżonym szczycie góry.tylko we dwoje.Poczuła się zagrożona.Chociaż wiedziała, że nie polubi jazdy nanartach, jakaś jej cząstka pragnęła tam być razem z nim, zeRSStevenem.W ten sposób mogła pokonać wszystkie Glorie Nestortego świata.Nie zatraciłaby swojej niezależności, którą zawsze takogromnie pragnęła zachować.To było przerażające.Tak bardzochciała spodobać się mężczyznie.Odsunęła od siebie talerze.- Wracam do pracy - powiedziała ochoczo - dziękuję za lunch.- Proszę bardzo.- Ton jego głosu bynajmniej nie wyrażałzadowolenia.Kate przemierzała szybkimi krokami bibliotekę.Wyjęła z kieszenitorebkę cukierków i ułożyła je w jednym rzędzie na kominku.Wybrała żółte i zjadła je.Gloria Nestor nie traci czasu i dziświeczorem znowu spotka się ze Stevenem.- Niech go ma! - krzyknęła w stronę kominka, ale słowa te niezabrzmiały przekonywająco.Poszła na strych.Zaczęła szperać wśród pudeł.Naprawdę powinno się uprzątnąćten bałagan, chociaż wtedy to miejsce straciłoby dużo ze swegocharakteru.Strych zawsze służył do przechowywania rozmaitychskarbów.Znalazła bardzo stare przepisy, spleśniałe książki, zjedzony przezmole szal, wyblakłe fotografie dzieci, bawiących się na plaży.Kateusiadła na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i zajęła sięprzeglądaniem fotografii.Szczęśliwe młode twarze uśmiechały siędo niej, z pożółkłych ze starości zdjęć.Kate zastanawiała się, czydzieci dorastały w tym domu i gdzie są teraz.Wszystkie dokumenty,na które się dotąd natknęła, podpisane były przez Elizę R.Hobbes.Kim ona była? Czy kochała ten dom tak bardzo jak Kate?Niechętnie włożyła fotografie z powrotem do pudła.Nie mogła sięoprzeć pokusie przeszukania dużego kufra, stojącego pod ścianą.Były w nim stare suknie z wyjątkowo cienkiego i delikatnegomateriału.- Wielkie nieba - westchnęła, unosząc suknię w grochy, a potemmiękką pożółkłą koronkę.Może Eliza zakładała te suknie naprzyjęcia albo na lunch w ogrodzie.Była tu też prosta, ale uderzającoRSpiękna suknia balowa, bez ramion, w kolorze burgundu, zrozkloszowanym dołem.Kate przyłożyła ją delikatnie do siebie,zamknąwszy oczy i nucąc walca.Wyobraziła sobie orkiestrę, grającąw sali balowej dla par mknących po parkiecie.Był tam i Steven,ubrany w smoking, tak jak ubiegłej nocy.Zciskał jej dłoń i prowadziłna parkiet.Przyciągnął ją do siebie.Kate nuciła teraz walca odrobinę głośniej, celowo nadając murytm marsza.Nie powstrzymało to Stevena od przytulenia jej jeszczemocniej.- Wyglądasz przepięknie - powiedział matowym głosem.Kate zastygła w bezruchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]