[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdzie byłaś, pani?- Za potrzebą - odrzekłam krótko.- Czy mam następnym razem poprosić cię otowarzyszenie mi?Zmarszczyła nos i ruszyła za mną.Słoiczek z trucizną ciążył mi w kieszeni,najchętniej od razu zaniosłabym go do komnaty.Niestety, niefortunne spotkanieJamette oznaczało, że muszę wrócić do wielkiej sali z dowodem zbrodni wfałdach sukni.***Dwa dni pózniej wreszcie przestało padać i wszyscy jak jeden mąż szukali sobiezajęć na zewnątrz, bo zamek zaczął przypominać więzienie.Julian, Pierre i kilkubaronów, między innymi Julliers i Vienne, zorganizowali polowanie.Bez truduwprosiłam się na nie ze swoimi dworkami.Oczywiście nie musiałam tam być,by trucizna zadziałała, ale wolałam sprawdzić, czy wszystko idzie po mojejmyśli.Poza tym bałam się, że oszaleję, jeśli nie opuszczę zamku choćby na kilkagodzin.Myśliwi jechali przodem wraz z pachołkami i psami, które powarkiwały,szczekały i wyły podniecone zbliżającym się polowaniem.Starałam się trzymaćblisko swoich ofiar, ale równocześnie uważałam, by nikt nie dostrzegł, żepoświęcam im choć okruch uwagi.Pierre miał nadzieję na jelenia, ale tropicielom nie udało się odnalezć śladów tejzwierzyny.To miało swoje dobre strony, bo ziemia po deszczach była miękka, akoń w pościgu za jeleniem mógł łatwo się potknąć.Myśliwi postanowili więczapolować na drobnicę.Dlatego zabraliśmy ze sobą sokoły.Moja sokolica siedziała mi na przedramieniu.Na głowie miała skórzany kapturprzystrojony czerwonymi i niebieskimi piórkami, dzięki któremu byłaspokojniejsza pomimo zgiełku i ruchu.Dostałam ptaka od Juliana na dwunasteurodziny.Gdy wyjechałam do zakonu, zajmował się nim całe trzy lata, zupełniejakby był przekonany, że powrócę.Po moim przyjezdzie okazało się, żesokolica tak do niego przywykła, iż z początku nie chciała przylatywać do mnie.Tuż za murami ptak zaczął być niespokojny.Kręcił łebkiem i podzwaniałprzyczepionymi do łapek dzwoneczkami.Docieraliśmy do miejsca, gdzierozegrała się bitwa i polegli ludzie księżnej, zastanawiałam się więc, czy ptakwyczuwa ślady śmierci.Zadrżałam na wspomnienie okrzyku ginącego rycerza.- Wszystko w porządku?Julian podjechał do mnie na swoim wierzchowcu.Spojrzałam na niego, ukrywając zdenerwowanie pod maską irytacji.- Poza tym, że połowa naszego oddziału to głupcy? Owszem, poza tymwszystko w porządku.- Cieszę się, że nam towarzyszysz.- Uśmiechnął się.- Inaczej umarłbym znudów.Chyba musiałbym strzelić do któregoś z baronów, żeby się rozerwać.Pewnie byliby ci wdzięczni, wiedząc, od jakiego losu uchroniła ich twojaobecność.Jego słowa poruszyły we mnie niespokojną strunę.Bada mnie? Czyżbypodejrzewał, że to ja stoję za serią śmiertelnych wypadków, jakie przydarzyłysię kilku osobom w ciągu ostatnich miesięcy? Wykrzywiłam usta w okrutnymuśmieszku.- Ależ nie powstrzymuj się z mojego powodu.Sama byłabym wdzięczna zaodrobinę rozrywki.- Na razie wystarczy patrzenie, jak Pierre pod nosem Vienne a uwodzi mu żonę.- Julian zaśmiał się wesoło.Szczerość tego śmiechu częściowo rozproszyła mojeobawy.Popatrzyłam na drugiego brata.Rzeczywiście, flirtował bezwstydnie z kobietą wcynobrowych aksamitach.Zastanawiałam się, co ona w nim widzi.Pierre miałposturę ojca - beczkowaty tors napakowany mięśniami - proste, długie czarnewłosy i pełne usta, jak u dziewczyny.Nie przepadaliśmy za sobą.Kiedy miał dwanaście lat, uparł się udowodnić, żejest już prawdziwym mężczyzną, i zrobił to, wymuszając na mnie pocałunek.Miałam wtedy dziewięć lat i nigdy wcześniej się nie całowałam.Byłam tak zaskoczona i tak urażona zadanym gwałtem, że odpłaciłam mu się wjedyny sposób, jaki znałam - oko za oko.Ale nie znaczy to, że się z nimcałowałam.Zdybałam go, kiedy czyścił zbroję ojca, podeszłam rozkołysanymkrokiem, tak jak służąca Marie, kiedy przechodziła obok jednego ze strażników,po czym złapałam go za gładkie policzki i głośno cmoknęłam w usta.Bliznę, którą miał na brwi, zafundowałam mu za pomocą ojcowskiej pochwy namiecz, gdy Pierre chciał mnie znów pocałować.Ale choć nie żywię ciepłych uczuć wobec Pierre a, tym razem poczułam doniego wdzięczność.Te podchody do żony Vienne a oznaczały, że w razie czegoto na nich spadną podejrzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]