[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O tym, żekiedyś pracowałeś dla Dragosa.- Przyjrzała mu się uważnie.- Czy toprawda?- Tak.- Po prostu.Szczerze.Przecież już to wiedziała.Więc dlaczegonagle zapragnął cofnąć to słowo? Dlaczego chciał ją zapewnić, że choćsłużył Dragosowi, nie stanowi dla niej zagrożenia?Ale nie mógł jej tego powiedzieć.Ponieważ w głębi duszy wątpił, czyto prawda.Czy naprawdę nie stanowił dla niej zagrożenia?127Wizja Miry zdawała się wskazywać na co innego.Odkąd opuściliMroczną Przystań w Detroit, próbował o niej zapomnieć, uznając, że jużsię spełniła - choć rozegrała się inaczej i miała inne zakończenie - podczaskonfrontacji z Victorem Bishopem.Ale coś było nie tak.Wcześniej nigdy się nie zdarzyło, by wizja Miry uległa zmianie.Byłby głupcem, sądząc, że tym razem będzie inaczej po prostu dlatego, żeintrygowała go mrocznie piękna Corinne.Gwałtownie wciągnęła powietrze.Zaczęła się odsuwać od niegofizycznie, na ile to było możliwe, nadal siedząc.Przez chwilę milczała itylko patrzyła na niego w przyćmionym blasku świecy, przez mgiełkęunoszącą się w sali.- Jak długo mu służyłeś? - spytała ostrożnie.- Odkąd pamiętam.- Ale już nie - dodała, przyglądając się jego twarzy.Przypuszczał, żeszuka w niej oznak, że może mu zaufać.Zachował nieruchomy, celowo neutralny wyraz twarzy, próbującocenić, czy to przypadkiem nie ona ukrywa coś przed nim.- Teraz robię dla Zakonu to, co robiłem dla Dragosa.Wytrzymała jegowzrok, wyraznie zasmucona jego słowami.- Zajmujesz się zabijaniem - oznajmiła.Hunter lekko skinął głową.- Chcę, by Dragos i wszyscy, którzy mu służą, zostali wyeliminowani.Nawet jeśli będę musiał osobiście wytropić każdego z nich, dopilnuję, bytak się stało.Po prostu stwierdzał fakt, ale Corinne popatrzyła na niego z dziwniełagodnym wyrazem twarzy.W jej oczach było pytanie, zbyt osobiste jakna jego gust.- Co on ci zrobił, Hunterze? W jaki sposób cię zranił?128Ku własnemu zaskoczeniu Hunter zauważył, że nie może wykrztusićani słowa.Nigdy nie wahał się przyznać, że wychowano go w surowejdyscyplinie i izolacji.Nigdy nie litował się nad sobą i nie czułupokorzony faktem, że traktowano go nie lepiej niż zwierzę.a wzasadzie gorzej.Nigdy nie wstydził się, że pochodzi od Prastarego, ostatniegożyjącego przybysza z obcej planety, tego, który wraz ze swymitowarzyszami spłodził całą Rasę wampirów na Ziemi.Dragos w sekrecieprzetrzymywał to potężne stworzenie przez długie dziesięciolecia iwykorzystywał do pokrywania niezliczonych porwanych dawczyń życia,takich jak Corinne i uwolnione wraz z nią kobiety.I jak nieznana dawczyni życia, która urodziła Huntera w cuchnącymlochu.Nie miał pojęcia, co się z nią stało, w ogóle nie miał o niej wspomnień.Ale spotkał Corinne Bishop i widząc blizny na jej delikatnych plecach,poczuł głęboki wstyd, że zapragnął wyprzeć się wszelkich związków zDragosem oraz jego straszliwym laboratorium.Zacisnął z całych sił zęby.- Nie musisz przejmować się tym, co przeżyłem - powiedział pochwili.- Nie spotkało mnie z rąk Dragosa nic gorszego niż ciebie.Zmarszczyła brwi z dezaprobatą.Nawet w ciemności widział, jakrumieniec pokrywa jej policzki.Bez wątpienia wiedziała, że mówi o jejbliznach.o których nie miałby pojęcia, gdyby jej nie podglądał włazience.Spodziewał się, że rozzłości ją to przypomnienie; zapewne miała dotego prawo.Nie wyparłby się tego, że patrzył.Zapewne nie wyparłby się itego, że mu się spodobała.Przez cały wieczór próbował zapomnieć owidoku jej nagiego ciała.To wspomnienie wróciło do niego teraz, bardzożywe, mimo wysiłków, by usunąć je z myśli.129A jeśli chodzi o blizny, ich widok nim wstrząsnął, ale nie przesłonił jejurody.Przynajmniej nie w jego oczach.Zaskoczyło go, jak wielką ma ochotę jej to wyznać, wszystko jedno,czy chciała to usłyszeć, czy nie.Corinne patrzyła na niego przez długą chwilę, po czym odsunęłakrzesło od stołu i zaczęła się podnosić.- Pójdę poszukać łazienki - oznajmiła.Wstał również, pospiesznie przesuwając wzrokiem po tłumie.- Pójdę z tobą.- Do damskiej toalety? - Rzuciła mu pełne nagany spojrzenie.-Zaczekaj tutaj.Zaraz wrócę.Nie dała mu wielkiego wyboru, chyba że będzie ją śledził.Patrzył, jakodchodzi w stronę podświetlonego napisu Femmes", a potem znika zaciemnymi drzwiami.Corinne spędziła w łazience zaledwie minutę czy dwie, stojąc opartaplecami o ścianę naprzeciwko obtłuczonej umywalki i mętnego lustra.Tylko tyle czasu, by odzyskać oddech, zebrać myśli.Ten drink przykolacji naprawdę uderzył jej do głowy.No bo dlaczego inaczejsiedziałaby przy stoliku z Hunterem, rozmawiając o muzyce iwspominając przeszłość, skoro powinna wyciągać z niego informacje,jakie Zakon zebrał na temat Henry'ego Vachona?Gdyby Hunter nie poruszył tematu jej blizn i niezbyt subtelnie nieprzypomniał jej, że je widział, zapewne dalej by tam siedziała, zatracającsię w prostych przyjemnościach dobrego jedzenia i muzyki, którą kochałatak bardzo jako dziewczyna.Cieszyła się nawet towarzystwemsztywnego Huntera - kolejny dowód na to, jak zle wpłynęła na nią taodrobina alkoholu.Wyszła z łazienki z powrotem do zadymionego, ciemnego wnętrzarestauracji.Kręciło jej się w głowie, nogi miała jak z waty.Ruszyłaniepewnie ku scenie, na której trio grało130powolną serenadę.Niewielki parkiet wypełniły kołyszące się w tańcupary.Corinne stanęła na skraju niewielkiego kwadratu zniszczonej podłogi iprzyglądała się, jak ludzie tańczą w migotliwym blasku świec.Przytulalisię do siebie, obejmowali.Corinne mimowolnie uśmiechnęła się,rozpoznając zmysłowy, ale zadziorny tekst piosenki.Kolejny utwór Bessie Smith.Kolejne wspomnienie z przeszłości, zczasów, kiedy była niewinna, nieświadoma tego, jak okrutne i odrażającepotrafi być zło.Zamknęła oczy i dała się pochłonąć znajomej muzyce, czuła, jak jąwabi ku bezpiecznej przystani.To była tylko iluzja, wiedziała o tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]