[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A gdzie jesteś? - spytała.- Właśnie minąłem Węgrów - Antałowicz spojrzał na przydrożną tablicę.- Byczyłeś się na wsi, szczęściarzu - Zwietlikow-ska westchnęła z nieskrywaną zazdrością.- Można to nazwać byczeniem - przytaknął radośnie i wyłączył telefon.Antałowicz przyglądał się przez fenickie lustroHoroszkiewiczowi.W pokoju przesłuchań kucharzbył sam.Siedział na krześle oparty łokciami o blatstołu.Patrzył przed siebie.Nieobecny wzrok utkwiłw rogu pokoju.Przed nim stał opróżniony do połowy plastikowy kubek z wodą.Po kilku minutach bezczynnego czekania Ho-roszkiewicz zmienił pozycję.- Zaczyna się niecierpliwić - mruknął Witułai spojrzał na swojego kolegę.- Jeszcze nie - powiedział wpatrzony w kucharzaAntałowicz.Policjanci czekali w milczeniu.Mijały kolejneminuty i nic się nie działo.Horoszkiewicz odsunął krzesło, skrzyżował ręcena piersi i przymknął oczy.Wyglądał jakby zapadłw drzemkę.- Ruszaj - powiedział Antałowicz do Wituły.Policjant opuścił komisarza, by po chwili uchylić drzwi do pokoju przesłuchań.Zajrzał do środka,omiatając wnętrze wzrokiem, zignorował zupełniekucharza i szybko zamknął drzwi.Horoszkiewicznatychmiast uniósł głowę i wyprostował się.Zdezorientowany jego zachowaniem siedział tak kilkanaście sekund, jakby w oczekiwaniu, że jednak ten sięrozmyśli i wróci do niego.Mijały kolejne sekundy i nikt nie wchodził dopokoju.Horoszkiewicz ponownie oparł się o krzesło i zrezygnowany założył nogę na nogę.Znowu otworzyły się drzwi pokoju przesłuchań.Wituła zamachał rękami w powietrzu i nim kucharzotworzył usta, wybąkał: - Pomyliłem pokoje, przepraszam.I wyszedł.Horoszkiewicza zatkało.Siedział przez chwilęz wyrazem zaskoczenia na twarzy.Nagle odwróciłsię w stronę szyby.Szybko wstał i podszedł do lustra.Przez chwilę przyglądał się swojemu odbiciu.Muśnięciami palców poprawił włosy.Ujął się podboki i naprężył mięśnie, przez chwilę pozując dolustra.Potem wyszczerzył się szeroko i przyjrzałswojemu stanowi uzębienia.Nagle przyłożył twarzdo szyby i ocieniając dłońmi oczy, zajrzał do środka.Antałowicz jednym ruchem palca włączył światło, stając się na moment widocznym.Horoszkie-wicz odskoczył od szyby jak poparzony.- Dobra, wystarczy, idziemy - sapnął komisarzdo Wituły.- Witam - komisarz zwrócił się chłodno do Horoszkiewicza.- Chcielibyśmy dzisiaj spisać pańskiezeznania.Wkradło się tu kilka nieścisłości i pragniemy je ostatecznie wyjaśnić.- Oczywiście.Proszę pytać.- Wezwij protokolanta - rozkazał AntałowiczWitule, a potem zwrócił się do Horoszkiewicza.- Niestety, jesteśmy zmuszeni zacząć wszystko odpoczątku.Jak tylko przyjdzie protokolant, spiszemywszystko, począwszy od pańskich zeznań w dniu zabójstwa.- Nie rozumiem - zaniepokoił się Horoszkiewicz.- Przecież mnie już przesłuchiwano.Powiedziano mi nawet, że dzisiejsza wizyta to tylko czystaformalność.- Niestety, pańskie wcześniejsze zeznania zaginęły.Ktoś uznał, że nie będą miały znaczenia - powiedział lekkim tonem Antałowicz.- Jak to?- To się zdarza.Dla tych młodych - Antałowiczmachnął dłonią gdzieś za siebie, wskazując w tensposób bezimiennych winowajców - dla nich jestpan nikim.Proszę się nie przejmować, szybko toskończymy.Nie ma przecież wiele do roboty.Panazeznania są przecież dość skąpe.Komisarz otworzył teczkę, z którą przyszedł i zaczął przeglądać akta.Podparł głowę na dłoni i zająłsię uważnym studiowaniem dokumentu po dokumencie.- Słucham?! - zawołał skonsternowany Horoszkiewicz.Komisarz nawet nie drgnął, wyglądał tak, jakbydla niego liczył się tylko tekst przed oczami.- Mówię do pana! - kucharz zawołał głośniej.- Co? - Antałowicz spojrzał na niego nieprzytomnie.- Coś pan mówił?- Nie ma pan zamiaru mnie przesłuchać? - spytał rozzłoszczony Horoszkiewicz.- Teraz? Teraz nie, czekamy na protokolanta- wyjaśnił Antałowicz.Spojrzał na stół i uderzającw teczkę, a potem w czoło, jakby dopiero teraz zrozumiał, o co chodzi kucharzowi, powiedział: - Och,to pomyłka.To nie są akta Renkiela, tylko akta innejsprawy.Poczytam je, nim przyjdzie aspirant Zubik,nasz protokolant.Proszę sobie nie przeszkadzać- gościnny gest dłoni miał zachęcić Horoszkiewiczado korzystania ze skromnych uroków pokoju przesłuchań.- Pan kpi sobie ze mnie? - spytał wściekły Horoszkiewicz.- Nie rozumiem? - Antałowicz uśmiechnął sięuprzejmie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]