[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak.- mruknął Rhodes.- Może nie jest jeszcze gotowa do podjęcia nauki wcollege'u, ale szybko się uczy.Tom wodził wzrokiem po książkach rozrzuconych po podłodze.- Skoro ona.nie jest już prawdziwą Stevie.skoro jest czymś innym, to skąd wie, coto są książki?- Znalazła je - odezwała się Jessie - i pewnie się domyśliła, do czego służą.Kiedynauczyła się alfabetu, zaczęła chodzić po domu i przyglądać się wszystkiemu.Bardzozainteresowała ją lampa.I lustro.próbowała dotknąć swojego odbicia.- Dopiero teraz zdałasobie sprawę, że jej głos, podobnie jak głos Rhodesa, jest wyprany z emocji.- To nasza córka.Na pewno.Patrząc jednak na przewracane w zawrotnym tempie kartki encyklopedii przyznawaław duchu, że gdziekolwiek naprawdę jest teraz Stevie.- A co stanowiło Stevie? Jej umysł?Dusza? -.to z pewnością nie w tym ciele, które siedzi tutaj w kucki w kałuży moczu i chłonieksiążkową wiedzę.Dziewczynka dotarła do ostatniej strony, zamknęła książkę i odłożyła ją ostrożnie,niemal z czcią na bok.Gest ten upewnił Toma, że to nie Stevie; ich córka niczego nieodkładała z taką pieczołowitością: rzuciłaby encyklopedię raczej niedbale.Istota wstała płynnym ruchem.Nie chwiała się już na nogach.Widocznie przywykłado grawitacji.Potoczyła badawczym wzrokiem po twarzach przyglądających się jej ludzi.Podniosła do oczu dłonie i obejrzała je, porównując wielkość z dłońmi innych.Zaintrygowana okularami Toma i Raya, dotknęła własnej twarzy, jakby spodziewała się też jetam znalezć.- Ma teraz w głowie alfabet, słownik, tezaurus, atlas świata i komplet encyklopedii -powiedział Rhodes.- Chyba próbuje możliwie jak najwięcej się o nas dowiedzieć.- Istotaobserwowała przez chwilę ruch jego warg, a potem dotknęła własnych.-To chyba równiedobry moment, jak każdy inny, nie? - Rhodes postąpił krok w kierunku istoty, lecz zatrzymałsię.Nie chciał zbliżać się za bardzo, żeby jej nie spłoszyć.- Jak masz na imię? - spytał,starając się wymawiać słowa jak najwyrazniej.-Jakie jest twoje imię?- Jak masz na imię? - powtórzyła.- Jakie jest twoje imię?- Twoje imię.- Wskazał na nią palcem.- Powiedz nam swoje imię.Wpatrywała się w niego i chyba zastanawiała.Potem zerknęła na Raya i wskazała gopalcem.- Ray - powiedziała.- O kurcze! - wykrzyknął chłopiec.- Kosmitka zna moje imię!- Cicho! - Jessie ścisnęła go silnie za ramię.Rhodes kiwnął głową.- Tak - powiedział.- To Ray.A jak ty masz na imię? Istota odwróciła się na pięcie ipełnym gracji, posuwistymJbokiem wyszła na korytarz.Tam zatrzymała się i znowu odwróciła twarzą do nich.- Imię - powtórzyła i ruszyła korytarzem.Serce Jessie zabiło żywiej.- Ona chyba chce, żebyśmy za nią poszli.Tak też zrobili.Istota czekała na nich w pokoju Stevie.Rękę miała uniesioną iwskazywała na coś palcem.- Jak masz na imię? - powtórzył Rhodes.- Powiedz nam, jak mamy cię nazywać.- Dau-fin - odparła.I teraz zauważyli, że jej palec jest wycelowany w fotografię delfina przypiętą dotablicy.- A to ci heca! - wykrzyknął Ray.- Ona jest rybą!- Dau-fin.- Słowo to zostało wymówione po dziecięcemu.Ręka istoty wyprostowałasię; palce dotknęły fotografii, przesunęły się po błękitnej wodzie.- Dau-fin.Rhodes nie był pewien, czy chodzi o delfina, czy o ocean.Tak czy inaczej nie wątpił,że stojąca przed nimi istota to coś więcej niż delfin w ludzkiej postaci: o wiele więcej.Pytałago oczami, czy zrozumiał, skinął więc głową.Ona wodziła jeszcze przez chwilę palcami pozdjęciu, a potem przeniosła uwagę na inne i Rhodes zauważył, że się wzdrygnęła.- Stinger - powiedziała z odrazą.Dotknęła skorpiona i cofnęła szybko rękę, jakby siębała, że ją użądli.- To tylko fotografia - uspokoił ją Rhodes.- On nie jest prawdziwy.Przyglądała się jeszcze chwilę fotografii, potem powyciągała szpilki z kolorowymiłebkami, którymi zdjęcie było przypięte do tablicy i przyjrzała mu się z bliska, wodzącpalcem po segmentowym ogonie.W końcu jej palce zaczęły zginać papier.Składa je,domyślił się Rhodes.Nadaje mu inny kształt.Jessie wzięła męża za rękę.Patrzyła, jak Stevie - czy Daufin, czy co tam - składawprawnymi ruchami fotografię.Po kilku sekundach ze zdjęcia powstała piramida.Istotarzuciła ją przed siebie.Piramida przeleciała przez pokój i uderzyła w ścianę.Gunniston podniósł ją z podłogi.Był to najprymitywniejszy samolot z papieru, jaki wżyciu widział.Istota przyglądała się im.W jej oczach malowało się wyczekiwanie i nieme pytanie,ale nikt nie wiedział, o co jej chodzi.Postąpiła krok w stronę Jessie, ta z kolei cofnęła się o krok.Ray na wszelki wypadekusunął się pod ścianę.Daufin uniosła rękę i przyłożyła dłoń do piersi Stevie.- Twoje? - powiedziała.Jessie domyśliła się od razu, o co pyta istota.- Tak.Moja córka.Nasza córka.- Zciskała dłoń Toma tak mocno, że jego palcomgroziło pogruchotanie.- Cór-ka - powtórzyła Daufin.- %7łeński po-tomek is-tot ludz-kich.- Prosto z Webstera - mruknął Gunniston.- Myślicie, że ona wie, co to znaczy?- Cicho! - syknął Rhodes.Daufin podeszła płynnie do okna i zadarła główkę.Stała tam bez ruchu przez jakąśminutę i Jessie domyśliła się, że podziwia wąskie paski błękitnego nieba widoczne przezopuszczone żaluzje.Jessie przywołała do posłuszeństwa oporne nogi, zbliżyła się do okna ipociągnąwszy za linkę rozsunęła listwy żaluzji.Popołudniowy blask, który zalał pokój, miałodcień złota, a bezchmurne niebo było intensywnie lazurowe.Daufin patrzyła oczarowana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]