[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze tak będzie w przypadku kobiety.Zapatrzyłem się w płomienie.Przez jakiś czas w obozowiskupanowała cisza. Wcale nie zależy mu na królowej odezwałem się wreszcie, nie mogąc już dłużejprzemilczać prawdy. Ani nawet na jej kraju.Chce tylko dostępu do górskiej przełęczy, żebymóc najechać Attolię.Pol i Ambiades pokiwali głowami po drugiej stronie ogniska.Dla każdego, kto znałSounisa, to wyjaśnienie miało o wiele więcej sensu niż to przedstawione przez maga.Ten jedynie wzruszył ramionami. Nieistotne jest, po co mu Dar.Liczy się tylko to, że mamy go zdobyć.A teraz,lepiej będzie, jak trochę odpoczniesz.Niczym dobre narzędzie, na przykład posłuszny młot, wyciągnąłem się koło ogniska iposzedłem spać.Zwiatło poranka bardzo powoli wypełniało wąwóz, zdążyłem więc solidniewypocząć, nim zaczął się dla nas dzień.Wciąż jednak tkwiły we mnie echa wczorajszejrozmowy, dlatego przy śniadaniu pilnowałem się, by jeść z otwartymi ustami, aż wreszciemag skrzywił się i odwrócił wzrok.Jar stawał się coraz szerszy, a drzewka oliwne zniknęły.Mijaliśmy jałowce, krzewy czerwonego i zielonego rdestu, a od czasu do czasu także jodły,zaś miejsce kamiennych klifów zajęły strome zbocza pełne obluzowanych głazów.Wreszcie,wieczorem wąwóz przeszedł w wąską dolinę porośniętą drzewami.Zcieżka pod naszymistopami nie biegła już po litej skale, a po ziemi pokrytej sosnowymi igłami.Bezszelestniewspinaliśmy się dalej, aż znalezliśmy się lesie, który wydawał się rozciągać bez końca przednami. Przecież mówiłem, że nie ma tu niczego, poza drzewami powiedziałem,odwracając się, by spojrzeć w stronę, z której przybyliśmy.Widziałem szlak biegnący po dniedoliny, dopóki nie skręcił ostro, by zniknąć mi z oczu, zaś gdy kierowałem wzrok pomiędzygóry miałem doskonały widok aż na równiny.Nie dało się wprawdzie dostrzec drogi, którąpodążaliśmy ku pogórzu, ani miasta, ale zakole Seperchii, a nawet kawałek morza miałem jakna dłoni. Możemy się zatrzymać? zapytałem. Bolą mnie stopy. Nie. Mag pokręcił głową. Rusz się.Szlak biegł między drzewami.Posuwaliśmy się bezszelestnie coraz dalej i dalej.Spojrzałem na przesłaniające niebo gałęzie jodeł; szyszki zaczynały już się otwierać, bywysypać nasiona. Ale nuda powiedziałem. Jakim cudem nuda może być aż tak męcząca?Nikt mi nie odpowiedział. Kiedy się zatrzymamy? zapytałem ponownie.Mag zwolnił i spojrzał na mnie przez ramię. Zamknij się. Chciałem tylko&Za mną, jak zwykle, maszerował Pol.%7łołnierz pochylił się i popchnął mnie mocno doprzodu, kładąc mi dłonie na łopatkach.Było już niemal zupełnie ciemno, gdy dotarliśmy do biegnącej przez las drogizbudowanej z idealnie poukładanych kamieni.Czekaliśmy pod drzewami, aż mag upewni się,że jest całkowicie pusta, po czym przebiegliśmy szybko na drugą stronę. Dokąd ona prowadzi? zapytał królewskiego doradcę Ambiades. Ze stolicy Eddis do głównej przełęczy przez góry. Jak ją zbudowano? Tym razem to Sofos chciał zaspokoić swoją ciekawość.Mag wzruszył ramionami. Trudno powiedzieć, to było bardzo dawno temu.Zbudowano ją mniej więcej w tymsamym czasie, co stare mury naszego miasta.Nikt nie wie, jak to zrobiono. Polifem powiedział Ambiades. Co? zapytał młodszy z chłopców. Pewnie myślą, że dokonał tego Polifem.To olbrzym z jednym okiem, którypodobno wybudował mury naszego miasta i budynek królewskiego więzienia.Nie znaszżadnej z tych opowieści?Sofos pokręcił głową. Mój ojciec uważa, że należy zapomnieć o dawnych bogach.Twierdzi, że krajmający dwie grupy bogów jest jak kraj rządzony przez dwóch królów.Nikt nie wie, komu byćwiernym.Po drugiej stronie drogi, szlak biegł dalej wśród drzew.Podążaliśmy nim, aż wreszciesłońce skryło się za cielskiem góry.Wkrótce zapadł zmrok, więc rozbiliśmy obóz tuż obokścieżki, a Pol przygotował posiłek nad niewielkim ogniskiem.Sosnowe igły świetniesprawdzały się jako podpałka.Jedząc, drażniłem się z magiem.Lubiłem patrzeć, jak traci cierpliwość, a potemopanowuje się, przypominając sobie, że nie zasługuję nawet na jego pogardę.Kiedy wraz zPolem próbował wymyślić, jak nadrobić dzień stracony w gospodarstwie u podnóża gór,oznajmiłem, że jeśli zależało mu na szybszym pokonywaniu drogi, trzeba było wynająć wózna początkowy etap podróży.Domagałem się dokładki jeszcze zanim skończyłem swojąporcję i marudziłem, że powinien zabrać więcej jedzenia.Oczywiście mówiłem z pełnymiustami. Nie ty musisz je nieść wytknął Ambiades. To prawda zgodził się mag. Może jutro powinniśmy kazać ci nieść twoją częśćzapasów? O nie, co to, to nie zaprotestowałem. Wykańcza mnie sam fakt, że muszę targaćsiebie. Ległem na swoim posłaniu i przesuwałem się na plecach, aż w końcu udało mi sięoprzeć nogi o pień zwalonego drzewa. Dlaczego nie zabraliście czegoś wygodniejszego dospania?Mag już miał mi odpowiedzieć, ale Sofos nie dał mu dojść do słowa, prosząc go, byopowiedział mu coś więcej o dawnych bogach Eddis. Myślałem, że twój ojciec nie życzy sobie, żebyś o nich słuchał wtrącił sięAmbiades.Młodszy chłopiec zastanowił się przez chwilę. Wydaje mi się, że po prostu nie chce, żeby ludzie w nich wierzyli, żebypielęgnowali zabobony.Nie sądzę, żeby miał coś przeciwko czysto akademickiej ciekawości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]