[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dzwięk jego głosu klacz oqwróciła łeb.Mógł teraz docenić w pełni jej urodę.Miała na czolemaleńką gwiazdkę i piękne, wielkie oczy.Kiedy.klacz położyła po sobie uszy, Meredith odciągnęła brata o krok do tyłu.- Jest bardzopłochliwa i nieśmiała~ I w ogóle cię nie zna.Po raz pierwszy w życiu Richard pożałował, że nie ma w kieszeni marchewki.Albo raczej jabłka,pomyślał.Lady wyglądała mu na amatorkę jabłek.Powoli zbliżyli się na powrót do ogrodzenia.Meredith była pewna, że Lady wyciągnie głowę w jejstropę, kierując się znajomym zapachem.Tymczasem klacz schyliła głowę ku Richardowi i obwąchałajego sweter, a potem delikatnie skubnęła go wargami.Oboje byli zdumieni.Richard przede wszystkim faktem, że zamiast znajomego uczuciaobrzydzenia i niechęci, jakiego zwykle doznawał wobec koni, poczuł prawdziwą przyjemność.Wyciągnął dłoń i leciutko pogłaskał klacz.Dotyk jej delikatnych, aksamitnych nozdrzy nieoczekiwanie skojarzył mu się' z matką Meredith.Bea zawsze zaglądała do jego pokoju, idąc spać.Niekiedy, sądząc, że śpi, przez moment kładła najego twarzy swoją ciepłą dłoń.Było to coś, co nie zdarzyło mu się nigdy w życiu ani wcześniej, anipózniej.- Nie mogę wprost w to uwierzyć - szepnęła Meredith.- Ona cię lubi.- Wiem, że cię to dziwi - odpowiedział cicho.- Ale takie rzeczy się zdarzają.Lady potarła nosem jego pierś.- Dlaczego ci właściwie tak na niej zależy? - spytał.- Przecież kiedy będziecie małżeństwem, to Ladybędzie należała do ciebie w równej mierze jak do twojego męża.- Tak, ale mam wobec niej specjalne zamiary.- Jakie zamiary?- Przyrzekasz, że nikomu nie powiesz?- Słowo honoru.- Mam zamiar daćją na gwiazdkę Susan.Richard był kompletnie zaskoczony.Nic nie zdu,,: miałoby go bardziej, nawet gdyby.siostrapowiedziała mu, że zamierza sprzedać klacz prosto do jatki.Najwyrazniej Meredith zwariowała.- Zwariowałaś? - spytał dla pewności.- Nie - odpowiedziała i dodała z uśmiechem: - AleLuke pewnie by tak pomyślał i dlatego wolę, żeby o tym nie wiedział.- Nie przyszło ci do głowy, że mimo milczenia sam zauważy pusty boks?- Oczywiście~ że w końcu mu powiem.W czasie przyjęcia.Mam nadzieję, że me zabije mnie naoczach matki i ojca, i trzystu gości.No tak, pomyślał, miał rację.Jego siostra zwariowała.- T o bardzo szlachetnie z twojej strony, Meredith.- Nie, to nie szlachetność, tylko egoizm.Ladybędzie miała świetne zrebaki.Kiedy już przestanie startować na wyścigach, będzie idealną klaczą roz-płodową.Taką, jakiej potrzebuje stajnia Susan.- Meredith odwróciła się w stronę brata i spojrzała mu woCZY', - Jest kilka rzeczy, o których Susan marzy,, i bardzo bym chciała, żeby jej marzenia się spełniły.Ale, niestety, tylko w tym jednym wypadku mogę jej jakoś pomóc.Klacz cicho zarżała i potrząsnęła łbem.Richard poczuł dreszcz.Zdał sobie sprawę, że jest spocony jakmysz.Zrobiło mu się nieswojo.W tej stajni jest jak dla mnie stanowczo za gorąco, pomyślał.Co gorsza,miał wrażenie, że z każdą chwilą temperaturą rośnie i wcale mu to nie poprawiało samopoczucia.Chciał już wyjść ze stajni, znalezć się na świeżym powietrzu, nad morzem, z dala od siostry.Zacząłpodejrzewać, że jednak trochę przesadził, pijąc tequilę na pusty żołądek.- Wierzysz w sny? - spytała Meredith.- Bo ja tak.' - Sam nie wiem.Nigdy.Nigdy mi się nic nie śni, chciał powiedzieć, kiedy Lady obróciła głowę i spojrzała na niego swoim okiempełnym przepastnej czerni.Wydało mu się, że patrzy w bardzo głęboką, zupełnie ciemną studnię.Tylko nasamym dnie widział maleńką iskierkę światła, mQgącą być - choć tego wcale nie był pewny - odbiciemnieba.Nagle zapomniał, co chciał powiedzieć.W jego głowie eksplodowały nieoczekiwanie pulsującekolory: czerwień, "zieleń, błękit.Kolory zaczynały się układać w jakieś nie jasne kształty, których niepotrafił rozpoznać.Jakby skądś z daleka usłyszał, że otwierają się drzwi do stajni.Lady poderwała głowę i zarżaładonośnie.Richard poczuł nagły ból w tyle głowy i niewiele brakowało, a upadłby jak marionetka, której ktośpoprzecinał wszystkie sznurki.W ostatnim momencie chwycił się rękami barierki.Całe szczęście, żeMeredith się nie zorientowała.W tej śamej bowiem chwili ruszyła w stronę wejścia.- Luke, kochanie! Posłuchaj tylko! Phillip sknocił welon i nie ma czasu, żeby uszyć nowy! Nie zostałonam nic innego, jak uciec bez ślubu.- Nie ma mowy, laleczko.Przyjeżdża ciocia Phyllis z San Francisco.Jest pewna, że będzie porządnyślub.Jeżeli jej sprawimy zawód, będę miał taką łaznię, że zapamiętam do końca życia.Laleczko! No ładnie, pomyślał Richard.Nic dziwnego, że nie mógł sobie przypomnieć tego faceta.Teraz za to pamiętał go aż za dobrze.Nienawidzili się bez żadnego szczególnego powodu.Lukezawsze mówił do Meredith laleczko, Richard natomiast nigdy nie nazywał Luke'a: inaczej niż Baryłaalbo Parobas.To ostatnie było o tyle dziwne, że ojciec chłopaka był dostatecznie bogaty, żeby beztrudu wykupić całe Foxglove.Luke znosił te wyzwiska ze spokojem urodzonego fleg matyka do czasu,gdy wreszcie kiedyś miał tego dość, a wtedy po prostu przewrócił Richarda na ziemię, usiadł mu napiersi i przytrzymał go tak do chwili, gdy.ten zaczął sinieć na twarzy.- Kogo ja widzę! Stary kumpel, Czworo oki - odezwał się Baryła Hardin.- Co słychać?Richard zacisnął ,ręce na poręczy.Nienawidził swoJ jego przezwiska w równej mierze, jak Luke niecierpiał określenia Baryła.Odetchnął głęboko i odwrócił się, żeby stawić czoło staremu wrogowi.Na widok narzeczonego siostry omal nie chwycił się na powrót poręczy.Bea zawsze mówiła mu, żeLuke wyrośnie ze swojej niezgrabnej baryłowatości.Rzeczywiście, wyrósł.Musiał mieć teraz metrdziewięćdziesiąt lub nawet dziewięćdziesiąt pięć.Przytulona do niego Meredith istotnie wyglądała jaklaleczka.Dopiero w tej chwili zobaczył Susan, która stała w drzwiach ze starym kuCem,najobrzydliwszym,jakiego Richard w życiu widział.Nie patrzyła na nich, miała opuszczoną głowę iwzrok wbity w ziemię.Luke Hardin zatrzymał się tuż przed Richardem,.który musiał zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu woczy.- Zwietnie, Baryło - odpowiedział.- A co u cie-bie?.W tym momencie Susan uniosła głowę.'- N o proszę - powiedziała ze złym błyskiem w oku - nareszcie ktoś, kogo pamiętasz.ROZDZIAA12Jakże by inaczej, musiała z tym wyskoczyć przy Hardinie.Wiedziała, że Richard długo jej to będziepamiętał.%7łe też musiałam go tak.zranić, pomyślała Susan ze złością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]