[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem kroki, ciężkie istłumione przez dywan.Poczuła silne ręce, tak jak to sobie wymarzyła.Odciągnęły ją odokna i przycisnęły do twardej, obleczonej w aksamit piersi.Przypomniała sobie spojrzenie Richarda i zesztywniała, na wpół obawiając się, żeto on dotarł tu za nią.Potem jednak poczuła zapach Antona - czysty zapach mydła i zi-mowego wiatru.Jeszcze tylko znajomy dotyk na biodrach i już wiedziała, że to on, żejest bezpieczna.Przylgnęła do niego, a potem zwrócili głowy ku oknu i podziwialisztuczne ognie.Czule pocałował ją w policzek.- Szczęśliwego Nowego Roku - szepnął.Rosamund się uśmiechnęła.- Szczęśliwego Nowego Roku, panie Gustavson.Jakie jest pańskie noworoczne ży-czenie?- To angielski zwyczaj?- Oczywiście.Och, zapomniałam.Nie wolno głośno wypowiedzieć życzenia, bosię nie spełni.Okręciła się w jego ramionach, uniosła na palce i ich usta zetknęły się w pierw-szym w tym roku pocałunku.Próbowała włożyć w ten pocałunek wszystkie swoje życze-nia, wszystko, co czuła do Antona, i wszystkie nadzieje.On zdawał się czuć to samo.Przeczesał dłonią jej włosy, usunął spinki i wysadzaneperłami grzebienie, aż opadły falami na ramiona.- Piękne - mruknął i zatopił twarz w jej puklach, całował szyję i ramię, odsuwającstanik sukni.Rosamund przymknęła oczy, odrzuciła głowę do tyłu, zatapiając się w cudownychdoznaniach jego pieszczot.Pragnęła więcej, pragnęła czuć go całego, znalezć się bliżej,zawsze bliżej.Zaczęła mu rozwiązywać tasiemki kaftana, on jednak nagle chwycił jejdłonie i przytrzymał.Rosamund wpatrywała się w Antona ze zdumieniem.Zacisnął usta, unikał jejwzroku.- C.co? Co się stało? - wydukała.RLT- Przepraszam - odparł ochryple.- Tak mi przykro, ale nie powinienem się tu dziś ztobą spotykać.Nie mogę dopuścić, żeby sprawy zaszły za daleko.Zdezorientowana Rosamund pokręciła głową.Anton nadal trzymał jej dłonie, staliblisko siebie, ale czuła, że się od niej oddala.Jakby wdarł się pomiędzy nich zimny wiatri odsuwał ich od siebie.- Sprawy zaszły za daleko chyba już przedtem - szepnęła.Pocałował jej dłoń.Kiedy się nad nią pochylał, kosmyk włosów ześlizgnął się nabrew.Jaki on jest przystojny, pomyślała, nagle drętwiejąc.Jak ciemny nordyjski bożek.Inne dwórki też tak uważają.Wszystkie z nim flirtują, chcą go usidlić.A ona jest tylkojedną z nich, nikim wyjątkowym.Aż tak się pomyliła? Odczytała błędnie to, co między nimi zaszło?Cofnęła się o krok, oswobodziła ręce.Nie mogła myśleć, czując jego dotyk.Jejumysł pracował w przyspieszonym tempie, wspominała każdy pocałunek, każde spojrze-nie i słowo.Nie, nie mogła się aż tak pomylić! %7ładen mężczyzna nie jest tak doskonałymaktorem.Dlaczego zatem Anton teraz się od niej odwraca?- Wiem, że to zaszło za daleko - potwierdził.Przeczesał palcami włosy.Opadły w jeszcze większym nieładzie i Rosamund ma-rzyła, żeby je wygładzić, poczuć palcami ich miękką jedwabistość.Wsunęła dłonie w fałdy spódnicy, żeby nie ulec silnej pokusie.- Postąpiłem zle, bardzo zle, zachowując się w ten sposób - kontynuował.- Narazi-łem cię na niebezpieczeństwo i to jest niewybaczalne.Przepraszam, Rosamund.- Przecież oboje tego chcieliśmy! - krzyknęła.Postąpiła krok ku niemu, lecz on sięcofnął.Był taki daleki.- Wiesz, że nie mogliśmy się powstrzymać, za nic mieliśmy za-grożenia.- Niemniej, to był błąd.Musimy z tym skończyć.- Skończyć?Poczuła wzdłuż kręgosłupa dreszcz, po czym ogarnęło ją odrętwienie.- Mam w Anglii do wykonania pewną misję.Zbyt długo nie poświęcałem jej uwagi- dodał nieustępliwie.- Na tobie także ciążą obowiązki.Nie chcę, żebyś naraziła się kró-lowej, Rosamund.RLT- Nie obchodzi mnie twoja misja, nie obchodzą mnie moje obowiązki! Nie po tym,co przeżyliśmy, Antonie, i co jeszcze moglibyśmy przeżyć!Odrętwienie ustąpiło, Rosamund poczuła, że do oczu napływają jej łzy.Azy smut-ku, złości i konsternacji.Niecierpliwie je otarła.Odnosiła wrażenie, że on odczuwa to samo.Teraz jednak jego ciemne oczy trzy-mały ją na dystans.Nie może się od niej odwrócić, nie po tym, co między nimi zaszło, zpowodu jakiegoś obowiązku.Chyba że.- Masz kogoś innego - szepnęła.- Lady Essex? Którąś damę dworu? Aadniejszą izalotniejszą.Traktującą te sprawy lekko.Anton zmarszczył brwi, uciekał spojrzeniem.Nie zaprzeczył.- Przepraszam - powtórzył.- Przepraszam za wszystkie kłopoty, jakie ci sprawiłem.Kłopoty? Och, on to, co jej uczynił, nazywa kłopotem! Oddała mu się, ciałem, du-szą i sercem, był jej pierwszym mężczyzną, a on teraz ją opuszcza? Co ze mną jest nietak? - pomyślała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]