[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hm! zawsze mię o to pytasz, zawsze ci wszystko opowiadami zawsze pytasz znowu.- Tak niezdolną jestem do zrozumienia i zapamiętania wszyst-kich twoich kłopotów i interesów.Z większym niż przedtem znużeniem przechyliła się na poręczławki i wygodniej drobne swe stopy na podnóżku ułożyła.- Jednakże - z trochę irytacji w głosie zaczął znowu Benedykt -rzeczy te są bardzo zrozumiałe i do zapamiętania łatwe.Do końcażycia chyba nie zapomnę, w jakim byłem strachu, kiedy przeszłejjesieni z powodu złych zbiorów nie mogłem na czas zapłacić ban-57Eliza Orzeszkowakowej raty.Wszakże już Korczyn opisywać miano i ledwie nieled-wie dostawszy pieniędzy piorunem z nimi do Wilna leciałem.Całąprzeszłoroczną jesień biłem się jak ryba w wodzie.Nie daj Bożetakiej drugiej jesieni.Pani Emilia smutnie wstrząsnęła głową.- Mnie także zeszłoroczna jesień wcale niewesoło przeszła.Chorowałam na zapalenie oskrzeli.i sama w domu byłam.jakpustelnica.Benedykt rękę żony pocałował.- Bieda z twoim złym zdrowiem! Prawda, że dwa miesiące prawienie byłem w domu, a przez ten czas ty kilka dni chorowałaś obłoż-nie.Ale przecież sama nie byłaś! Miałaś przy sobie pannę Teresę,Martę Justynkę, dzieci.a nawet - dodał z uśmiechem - pan Ignacymógł cię muzyką swoją rozrywać.Jakaż to pustynia?- Ja ciągle żyję na pustyni - szepnęła kobieta.- Oj! - krzyknął prawie mężczyzna - bodaj, że lepiej byłoby żyćna pustyni, jak wśród okoliczności takich, z jakimi ja ciągle ubijać sięmuszę.Ile mnie kosztuje na przykład to ciągłe prawowanie się z chło-pami! Człowiek przecież nie urodził się na tyrana i ludożercę.Kie-dyś mi do tego naszego ludu serce młotem biło.Ale cóż? Ciemnotato jest, a ja na to nic nie poradzę.Las mi rąbią, zboże spasają, napastwiska włażą.Czyż mogę własności swojej nie bronić? Gdy-bym magnatem był, jak Boga kocham, nie dochodziłbym niczegoi niechbym tam już mniej miał, byle tych sporów nie zawodzić.Ale samemu ciężko.Tu załatasz, tam dziura; tu zszyjesz, tam sięrozporze - i Bóg jeszcze wie, co z nami będzie Więc muszę, chcącnie chcąc, włóczyć ich po sądach.a zawsze, dalibóg, we środku micoś aż płacze.Niżej jeszcze pochylił grubego karka, a wielkie wąsy tak muw dół zwisły, że klap surduta prawie dotykały.Dłonie o kolana opie-rał i w ziemię patrzał.Pani Emilia wzniesionym wzrokiem ścigającruchy gałązek, z którymi wietrzyk jesienny igrał, szepnęła:58Nad Niemnem - tom I- O! i ja także wiem, co to płakać bez łez.Benedykt podniósł głowę, z uwagą jej w twarz popatrzał, rękąpotem machnął i rzekł:- Tylko, że u ciebie, Emilciu, pochodzi to z nerwów.mnie zaś -no! już tam o wszelkich rzeczach wysokich albo wesołych i marzyćprzestałem.Ale chciałbym czasem odetchnąć swobodniej, pew-nym być, że wam wszystkim nigdy chleba nie zabraknie.- O, chleb chleb! chleb! - z cicha zaśmiała się Emilia.Benedykt spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.- Czegóż śmiejesz się? Chleb! najpewniej o chleb mi chodzi! Więccóż? ty nawet bez perfum i tych tam.różnych swoich szlafroczkówobejść się nie możesz, a tak ironicznie mówisz o chlebie.- Ja obchodzę się bez wielu rzeczy, które są tym dla duszy, czymchleb dla ciała - żywiej nieco odparła.Popatrzał na nią znowu, wzruszył ramionami i pochylił głowętak nisko, że końce wąsów klap surduta dotykały.Milczał.Aadnabrunetka w białym negliżu milczała także, twarz jego, ubiór i całąpostawę zwolna wzrokiem obejmując.Z gry jej delikatnych rysówpoznać można było, że czyniła w tej chwili bolesne dla siebie uwagii porównania.Myślała zapewne, że tego człowieka, który teraz obokniej siedział, nie takim wcale poznała i pokochała.Był on wtedymłodzieńcem zgrabnym, ze świeżą twarzą i trochę już smutnymi,ale pełnymi blasku oczami.Wieczorów tanecznych nikt nie wyda-wał wtedy, więc tańczącym go nie widziała; w zamian kilka razymiała sposobność zachwycić się jego gibkością i siłą, gdy siedział nakoniu.Odwaga i zapał jego, dla których wielu nazywało go prawieszaleńcem, a także nieszczęścia dwu jego braci nadały mu aureolęrycerską i poetyczną.Powiadano, że dziwnym tylko zbiegiem oko-liczności mógł tu pozostać.Przy ówczesnym braku młodych męż-czyzn uchodził za partię świetną.Dumną była, że ją właśnie wybrał,że rozkochał się w niej z całą zapalczywością swej natury, że życiez nią, z nią właśnie, uważał za jedyną zorzę, która na niebie jego59Eliza Orzeszkowazaświecić mogła po zgaśnięciu tylu innych.O tym, że w Korczy-nie, który uchodził za fortunę wcale piękną; otoczyć ją i po wiekwieków otaczać miały wszystkie miękkości dostatku i wyszukanegosmaku, prawie nie myślała, bo w domu rodziców swych wśród tegowszystkiego wzrosła i nie wyobrażała sobie, aby ktokolwiek mógłżyć inaczej.Rachuba więc nie powodowała nią bynajmniej, kiedyze szczęściem rękę swą Benedyktowi oddawała.Po prostu, przyszłymąż podobał się jej bardzo, była w nim zakochaną.Czemuż więcteraz.Ba! byłże to ten sam człowiek, co przed dziesięciu laty? Odkonnego jeżdżenia po polach i ciągłego ruchu rozrosły się mu kościi muskuły; pleczysty teraz był, stąpał ciężko, kark miał gruby i za-czerwieniony.Na czole, posiadającym kiedyś białość i gładkość pra-wie dziewiczą, każdy rok upłyniony zostawił po parę zmarszczek,a teraz, w czasie żniw, było ono wilgotnym od potu, od opaleniaprawie brązowym.Ubiór jego składał się z wysokich butów i płó-ciennego surduta, a przynosił ż sobą ostry zapach tego znoju, któryoblewa ciała żniwiarzy, i tych zielsk dzikich, które na ścierniach cze-piają się ludzkiej odzieży.Wprawdzie wszystkie te zmiany nie zaszłynagle, ale oko nawykłe do wykwintnych form życia nigdy oswoić sięz nimi nie mogło.Dlaczego człowiek ten stał się takim, jakim był teraz, ani rozu-miała, ani dochodziła.Dość, że od lat już kilku doświadczać zaczęłauczuć rozczarowania i zawodu, które czyniły ją smutną i - chorą.W tym odludnym i cichym Korczynie, przy tym człowieku spra-cowanyn i nie mającym czasu ani chęci do podzielania jej ulubio-nych rozrywek i zajęć wprost traciła ochotę do życia.Objawiało sięto w coraz wzrastającym jej wstręcie do wszelkiego ruchu.Po cóżby zadawać sobie miała jakąkolwiek fatygę, skoro sobie przez niążadnej przyjemności zdobyć nie mogła? Parę razy dla wzmocnieniasił i nerwów wyjeżdżała za granicę i wracała istotnie wzmocniona,odrodzona.Ale w kilka miesięcy po powrocie wracały jej z nad-datkiem wszystkie słabości i smutki.Przestała bywać u sąsiadów,60Nad Niemnem - tom Ibo byli dawno znani i niezabawni; nie wychodziła na przechadzki,bo nic ciekawego ani miłego nie znajdowała w widoku nieba, ziemii wszystkiego, co było na nich.Ogarniało ją coś bardzo podobne-go do lenistwa ciała i duszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]