[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała nadzieję, że wciśnie na niebiałe, skórkowe botki zapinane z boku na śmieszne guziczki.Na górę włożyła białą przylegającądo ciała bluzkę z dekoltem w łódeczkę. Całości dopełniało śnieżnobiałe poncho z miłej wełny.Nie była pewna, z jakiej, ale to chyba moher.W każdym razie wyglądało, jakby zostało utkanez pajęczej sieci, delikatnej i zwiewnej, ale dawało dużo ciepła.Poncho u góry miało szeroki golf,a kończyło się niesymetrycznie na linii bioder.Maria bardzo je lubiła.Na koniec gładko sczesaławłosy do tyłu i upięła na karku kok.Była to najwygodniejsza fryzura dla osoby mającej takdługie włosy jak ona.Teraz mieszkała na wyspie, na której prawie zawsze wiał silny wiatr.Dzięki obecnej fryzurze włosy nie zasłaniały jej oczu i nie plątały się nieznośnie.Wcześniejlubiła mieć je rozpuszczone, ale teraz było to zbyt męczące.Musiała również przyznać, żewyjątkowo korzystnie wyglądała w koku.Dodawał jej uroku i młodzieńczego wdzięku.Jej twarzwydawała się jeszcze drobniejsza i delikatniejsza.Wyglądała prześlicznie.Nie należała doklasycznych piękności, a jednak było w niej coś, co przyciągało do niej ludzi, coś, co niepozwalało nikomu przejść koło niej obojętnie.W Marii była swego rodzaju dwoistość.Zawszewyczuwała w sobie obecność dwóch przeciwnych sił.Z jednej strony krucha, delikatna,niepewna siebie i potrzebująca opieki innych, a także pełna niepewności co do swojejkobiecości, natomiast z drugiej strony wyczuwało się jej siłę, wiarę w siebie i świat.Unosiła sięwokół niej aura erotyzmu i gotowości, by pokonywać wszelkie tabu, wszelkie własne słabościi ograniczenia.Jak wojownik szykowała się do walki.Te dwa bieguny spotykały się w tejdrobnej kobiecie i na przemian dawały znać o sobie.Szymon, jej pierwsza miłość, powiedziałkiedyś, że wiele można by o niej mówić, ale na pewno nie da się z nią nudzić.Wtedy nadąsałasię, słysząc te słowa, lecz teraz musiała przyznać, że miał rację.Jej koledzy po fachu pewnieuznaliby ją za osobę niedojrzałą, a może nawet zaburzoną.Ale kto taki nie jest? Z drugiej strony,kto niby ma oceniać, kto jest w normie, a kto nie? Sama od dawna uważała, że to, co dzieje sięw Polsce nie jest normą.I co? To chore społeczeństwo ma osądzać, jaka jest? Miała wrażenie, żeliczy się tylko kariera, pieniądze, bycie piękną za wszelką cenę.Byle szybciej, byle więcej, bylemłodziej i niby piękniej.Ona miała już tego dość.To, czego teraz potrzebowała, to stanąć,pomyśleć, poczuć siebie.Chciała wreszcie poznać, jaka jest naprawdę, czego pragnie,dokąd zmierza, bez masek, gierek, udawania przed samą sobą i światem.W Polsce czuła, żezaczyna się dusić, zauważyła, że nikogo nie obchodzi, jaka jest ani co myśli, tylko to, jakichkosmetyków używa, do jakiej siłowni chodzi i jakiego architekta wynajęła, żeby jej mieszkaniewyglądało jak z kolorowego czasopisma.Czuła, że ma już dość swojego świata uszytego namiarę oczekiwań innych.Teraz miała szansę zacząć wszystko od nowa.Odetchnęła pełną piersią.Poczuła, że jest wolna.Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Możesz wszystko, choć jeszcze nie zdecydowałaś, czego naprawdę chcesz, prawda? powiedziała i uśmiechnęła się.Nagle przypomniała sobie, że przecież powinna zająć się pakowaniem, a nierozmyślaniami.Weszła do kuchni i do dużej płóciennej torby włożyła bagietkę, ser pleśniowy,parówki, pomidory, owoce.Zaparzyła wodę i nalała do termosu pysznej parującej herbatyz cytryną.Będzie świetna, jeśli trochę zmarzną.Na koniec wrzuciła butelkę wody niegazowanej,chipsy i mokre chusteczki. Michał, przydałby się jakiś koc, mamy coś takiego? Tak, zajmę się tym.Już wszystko wiem, wpisałem namiary, będziemy jechać okołogodziny.Jest kilka zdjęć plaży i miasteczka.Chcesz zobaczyć? Nie, raczej nie.Wiesz, nie chcę się nastawiać.Mam ochotę na niespodziankę.Chcę dziśchłonąć każdą chwilę, odczuwać i kontemplować. No tak, odezwała się moja Maria, romantyczna i kochana jak zawsze.W takim raziewyłączam kompa i ruszamy.Za chwilę wszystko było spakowane, a oni gotowi do drogi.Nie zapomniała wrzucić natylne siedzenie kurtek przeciwdeszczowych.Tu na wyspie prawie zawsze wieje, a nad samymmorzem to norma.Nie zamierzała zmarznąć i zepsuć sobie wycieczki.Ruszyli.Droga była malownicza jak prawie wszystkie tutaj.Całą trasę pokonali wąską,jednopasmową jezdnią.Asfalt był idealny.Maria pomyślała ze smutkiem o Polskich drogach.Cou nas jest nie tak, że nie potrafimy mądrze zarządzać pieniędzmi.Irlandia w tak krótkim czasiez kraju nędzy, skąd ludzie masowo uciekali do Ameryki, stała się państwem dość bogatymi przyjaznym.Choćby te drogi.Aż przyjemnie się jedzie, a to przecież żadna autostrada.Po obustronach rozciągały się zielone pola, łąki i pastwiska.Mijali liczne gospodarstwa, małe domki ześlicznymi ogródkami, ale też ogromne rezydencje przypominające zamki.Czasem byłyozdobione kamiennymi orłami lub lwami.Nie lubiła przepychu i dlatego nowiutkie budowlestylizowane na stare rezydencje wydawały się jej trochę śmieszne.Zdecydowanie bliższe jejsercu były małe, bielone domki.Wszystko tu wyglądało inaczej! Sielankowe krajobrazy zaoknem wprowadziły ją w melancholijny nastrój.Myślała o tym, że to co widziała, różniło się odtego, do czego przywykła.Zielone pola tworzyły piękny patchwork podzielony na dość małekwadraty nisko przyciętymi krzewami tworzącymi płoty.Nigdzie nie było tradycyjnychogrodzeń czy siatek.Jedynie krzewy lub murki zbudowane z odłamków głazów i kamieni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]