[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na twarzy Mike a pojawił się uśmiech, a po chwili Rustytakże się rozpromienił.Sandra była trochę zdziwiona.Do tejpory nie widziała, żeby tak szczerzył zęby.Po raz pierwszyokazał w jej obecności, że praca jest dla niego powodem dodumy.Uradowani kumple przybili piątkę. Rawlins, idziemy do Błękitnego Kapusia .Trzeba to Moja była żona 169oblać.Tam poczekamy na meldunek od chłopaków.Jastawiam.Mike po chwili wahania zerknął na Sandrę, która darem-nie łudziła się, że Koontz nie zauważy ukradkowego spoj-rzenia.Natychmiast znieruchomiał, a jego twarz przybraławyraz niechęci i pogardy. Och, jak mogłem zapomnieć.Wybaczcie. Ej, stary, chętnie wpadnę do Błękitnego Kapusia . Nie, nie, nie.Znowu się narzucam.Zapomniałem, żewy tu sobie gruchacie, gołąbeczki. Rusty.Ale Koontz nie słuchał.Oczy pociemniały mu ze złości,ruchy stały się gwałtowne.Konflikt zażegnany chwiloworozgorzał na nowo po zamknięciu ważnego etapu śledztwa.Koontz podszedł do drzwi. Rusty, poczekaj rzuciła odruchowo Sandra. Co? Ja.Wszyscy troje jesteśmy w pracy i znamy się naswojej robocie.Nie potrzeba nam takich scen.Ty i Miketworzycie zgrany duet.Skoro zachciało wam się iść na piwodo Błękitnego Kapusia , proszę bardzo! Mam rozumieć, że dajesz nam swoje pozwolenie? burknął ironicznie Rusty, a dotknięty do żywego Mike jużotworzył usta, jakby zamierzał się odciąć, lecz Sandrauciszyła go wymownym gestem i spróbowała jeszcze raz. Chcę powiedzieć, że mnie nic do tego. Cholera jasna, masz rację. No pewnie, do jasnej cholery. Nie myśl, że robisz mi łaskę, Sandy. Koontz byłwściekły, bo nagle zaczęła mu przytakiwać. Chceszzatrzymać tutaj Rawlinsa, proszę bardzo, jest twój.I takzamierzałem poprosić o zmianę partnera.Co ty na to?Zdumiona Sandra zrobiła wielkie oczy.Była świadoma,że ci dwaj się poróżnili, ale nie przewidziała takiej wolty.170 Alicia Scott Mike? rzuciła niepewnie po chwili milczenia.Unikał jej wzroku i uporczywie wpatrywał się w znisz-czoną podłogę.Sandra od razu domyśliła się, co jest grane.Był zakłopotany, przygnębiony i wściekły, ale głośno się dotego nie przyzna i pozwoli Koontzowi decydować tak samojak wówczas, gdy ona sama podjęła decyzję o rozwodzie.Postanowiła i tym razem go wyręczyć, co przyszło jej beztrudu. Nie powiedziała.Obaj gapili się na nią, całkiemzaskoczeni. Jak to nie? rzucił Koontz. Nie i już.Nie pozwolę, żeby dwaj najlepsi detektywiw tym zespole przestali nagle współpracować. Te, Aikens. Ależ, Sandy. Nie chcę o tym słyszeć przerwała im obu. Nieinteresują mnie wasze problemy.Macie je rozwiązać.Cho-lera jasna, jesteście świetni.Dopiero co rozpracowaliściewyjątkowo trudną sprawę i chcecie zmienić partnerów?Nigdy w życiu.Nie pozwalam. Sięgnęła po pióro.Obaj mężczyzni jeszcze nie ochłonęli ze zdumienia.Kiedy stało się oczywiste, że Sandra nie zmieni decyzji,Koontz wypadł z jej gabinetu, trzaskając drzwiami, jakbychciał wyrazić swoje zdanie i dać jej do zrozumienia, że to onma w tej rozmowie ostatnie słowo.Mike także ruszył dowyjścia i położył dłoń na klamce, ale w ostatniej chwiliodwrócił się niespodziewanie. Dziękuję mruknął i już go nie było.Gdy Sandra została sama, odłożyła pióro i popatrzyła nazamknięte drzwi.Nie miała pojęcia, czy postąpiła właś-ciwie.Koontz jej nie cierpiał.Może zrobiłaby lepiej, gdybywykreśliła go na dobre z życia Mike a.Dla niej takierozwiązanie z pewnością byłoby korzystne.Jednak Mikez pewnością odczułby boleśnie utratę kumpla.Moja była żona 171Chyba rzeczywiście z wiekiem trochę zmądrzała.I nau-czyła się trudnej sztuki kompromisu.No tak, ale to oznacza-ło, że najbliższą noc prześpi samotnie. Poczekaj. Mike dogonił Koontza w podziemnymgarażu, ale ten pędził jak szalony i wyglądał jak chmuragradowa. Odwal się, Rawlins. Niedoczekanie twoje. Masz randkę dziś wieczorem, nie? Mogę zmienić plany, jeśli twoje zaproszenie jestaktualne. O nie! Koontz zatrzymał się niespodziewanie. Niezamierzam być piątym kołem u wozu.Poleciałeś za mną,Rawlins, bo Sandy ma inne plany na dzisiejszy wieczór.Wychodzimy razem albo spadaj! Zgodziłem się.A ty, Koontz, zacząłeś drzeć mordę. A ten moment wahania? Jestem tylko człowiekiem!Koontz zmarszczył brwi i nadal był naburmuszony.Mikew końcu stracił cierpliwość. Czego ty ode mnie chcesz? Jak tylko Sandra zjawiłasię w komendzie, zacząłeś się czepiać.Nie podoba ci się,że chcę z nią być, bo jej nie lubisz.Przecież to mojeżycie. Aha, teraz zgrywasz twardziela.Twoje życie nic mnienie obchodzi, więc odczep się od mojego. Słuszna uwaga. W takim razie dlaczego wyzywasz mnie od rasistów? Chodziło o pracę! Jesteśmy w domu! Teraz Sandy też się z nią łączy. Koontz poszedł dalej.Mike zaklął, chwycił go za ramięi powiedział: Nie rób tego.172 Alicia Scott Czego? Nie rozwalaj fajnego tandemu.Osiem lat, Koontz.Dobrze nam się razem pracuje.Rusty nieco się rozchmurzył i przestąpił z nogi na nogę. Nie jestem rasistą burknął.Mike się nie odzywał.Rusty pochylił głowę i dodał: Sam już nie wiem, kimjestem.Obrzydł mi ten nowoczesny świat. Ja także nie mogę się w nim odnalezć przyznał cichoMike. Kiedy straciłeś wuja.Czy ja wiem? Chyba powi-nieneś z kimś pogadać, żeby nabrać dystansu do tej sprawy. Myślisz, że mam jakąś fobię? wykrztusił z trudemKoontz. Możliwe.Kurde, sam nie wiem. Nie wiesz, bo za dużo czasu spędzasz z tą twojąbabą! odciął się Koontz i zmarszczył brwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]